Eksperci: problemy polskich rolników były do przewidzenia od początku wojny na Wschodzie
Strona ukraińska nie musi spełniać wyśrubowanych europejskich norm, a my nie dostosowaliśmy naszej logistyki do transportu takich ilości towarów rolnych przez co często nie trafiały do Afryki. Dziś pewnym rozwiązaniem byłyby cła, choć żądania rolników idą dalej, aż po zakaz wwozu produktów rolnych z Ukrainy. Złą sytuację pogłębia obawa przed wdrożeniem unijnego Zielonego Ładu - mówili goście audycji "Rządy Pieniądza": Krzysztof Bocian, analityk Wise Europa i dr Andrzej Sadowski prezydent Centrum im. Adam Smitha.
2024-02-21, 10:00
Sytuacja z rolnikami w Polsce i UE staje się coraz bardziej napięta. Władze Ukrainy, w odpowiedzi na żądania naszych rolników wprowadzenia cła na produkty rolne z tego kraju, grożą retorsjami w postaci całkowitego zakazu sprowadzania mleka i jego produktów z Polski. Odwołują się do wojny i tego, że zaledwie 5 procent ukraińskiego handlu, idzie przez Polskę. Wiceminister rolnictwa Cezary Kołodziejczak w odpowiedzi stwierdził, że ukraiński budżet nie zarobił nic na przewożonym do Polski zbożu, a ten proceder wzbogacił jedynie ukraińskich oligarchów i zagraniczne koncerny, które mają ogromne połacie ziemi w tym kraju.
- Od wielu miesięcy polscy rolnicy przejawiają coraz większą determinację, która się nasila gdy napływają do Polski informacje o masowych protestach rolników z innych państw europejskich. U nas dodatkowo wchodzi w grę konkurencja cenowa produktów z Ukrainy, gdzie rolnictwo nie ponosi dodatkowych kosztów wymogów unijnych wpływających na zyskowność produkcji. W Polsce właśnie strona kosztowa jest przez rolników wybijana zwłaszcza, że rząd PiS zwiększył koszty pracy podwyższając płacę minimalną. Stąd tak nierównoważne czynniki konkurowania pomiędzy rolnictwem ukraińskim, a europejskim a przede wszystkim polskim – mówił Andrzej Sadowski.
Dodał, że zanim podobny efekt jak wy Polsce obecna sytuacja wywoła w innych państwa europejskich, to już w naszym rolnictwie wywoła trwałe zmiany, będziemy "pierwszym odbiorcą tej nierównowagi, gdy KE nie wymaga podobnej kontroli jakościowej produkcji z Ukrainy".
- Jesteśmy na z góry przegranej pozycji wobec produkcji wysokotowarowej, którą zajmują się zachodnie koncerny. To one są po drugiej stronie barykady, a nie rolnik ukraiński – stwierdził prezydent Centrum im. Adama Smitha.
REKLAMA
Krzysztof Bocian podkreślał, że w zamyśle miejscem docelowym ukraińskiego eksportu nie były i nie są kraje Europy, ale w większości kraje Afryki. Jeśli zatem towary rolne zostają u nas to ktoś tam daleko nie dostaje niezbędnej żywności. Zauważył, że dodatkowym problem jest przepustowość naszych portów i dróg.
- Wiadomo, że nie zarzucimy codziennej logistyki, żeby przepuszczać towary z Ukrainy, ale jeżeli mamy nadmiarowe moce to deklarujemy pomoc. Tyle że do tego nie doszło i produkty przeznaczone poza UE lądują u nas – powiedział Krzysztof Bocian.
Przypomniał, że gdy my wchodziliśmy do UE to też konkurowaliśmy niskimi kosztami i nasze produkty były tańsze wobec tych z Europy Zachodniej. Tak samo jest też teraz jeżeli chodzi o towary rolne z Ukrainy. Gdyby zatem ukraińskie rolnictwo musiało spełnić europejskie normy, to ich produkcja automatycznie byłaby droższa. To wymagałoby jednak, zdaniem Krzysztofa Bociana, przyłączenia Ukrainy do wspólnego rynku, ale kiedy i czy to w ogóle nastąpi nikt nie wie.
Goście "Rządów Pieniądza" stwierdzili zgodnie, że cła chroniłyby polskich rolników, choć nie chroniłyby konsumentów.
REKLAMA
Produkcja przemysłowa w styczniu
Ekonomiści odnieśli się też do danych GUS o produkcji w styczniu, która wzrosła rok do roku o 1,6 proc. najlepiej miała sią branża motoryzacyjna, najsłabiej elektryczna.
- Produkcja przemysłowa pomimo ostatnich słabszych danych ma się w Polsce dobrze. Widać to było przez ostatnie cztery lata. Nasza produkcja przemysłowa jest na drugiej pozycji w UE, choć widzimy osłabienie. Wpływa na to konsumpcja, a ta krajowa powinna się rozpędzić, biorąc pod uwagę wzrost płac – oceniał Krzysztof Bocian.
Andrzej Sadowski zauważył w tym miejscu, że to spowoduje wzrost inflacji, która za chwilę konsumpcję skoryguje bo "odpowiedzią na wysokie administracyjne podwyżki wynagrodzeń będzie wzrost cen".
Ekonomiści odnieśli się też do zapasów, które dotychczas pozytywnie wpływały na wzrost PKB, ale teraz przedsiębiorcy się ich wyzywają, choć na razie po wyższych cenach, po których je wcześniej kupili.
REKLAMA
Audycję prowadziła Anna Grabowska, zapraszamy do jej wysłuchania.
Posłuchaj
PR24/Anna Grabowska/sw
REKLAMA
REKLAMA