Estońska recepta na sukces. Czy warto wprowadzić tzw. podatek estoński?
To byłaby prawdziwa rewolucja podatkowa, ale pytanie czy Polskę stać na wprowadzenie tak zwanego podatku estońskiego. Ministerstwo Finansów sprawdzi skutki dla budżetu, a fundacja Pomyśl o Przyszłości przekonuje, że nowa forma podatkowania wpłynęłaby pozytywnie na rozwój polskiej gospodarki. Na czym polega na estońska recepta na sukces - sprawdzał Piotr Wardziak.
2018-03-12, 13:14
Posłuchaj
Pomysł jest prosty - firma nie płaciłaby 19-procentowego podatku CIT od zysku w danym roku, jeśli pieniądze zostałyby w przedsiębiorstwie i były przeznaczone na cele rozwojowe, na przykład zakup nowych maszyn czy szkolenie pracowników. Podatek trzebaby zapłacić dopiero wtedy, gdy właściciel chciałby wypracowany w firmie majątek przeznaczy na inne cele, np. na konsumpcję.
Jacek Kowalczyk ze wspierającej fundację firmy doradczej Grand Thornton wyjaśnia, że chodzi o to, by zysk w firmie wspierał jej inwestycje i napędzał jej rozwój.
- To jest trochę tak, jakby w inny niż się to proponuje sposób zrealizować hasło: cała Polska specjalną stefą ekonomiczną. Teraz jest tak, że jeśli moja firma, załóżmy, wypracuje 10 milionów zysku, to ja pod koniec roku muszę oddać dwa miliony podatku. Przy koncepcji podatku estońskiego mógłbym te całe 10 milionów zainwestować - mówi ekspert.
Mniej pieniędzy w budżecie
Ale są też minusy takiego rozwiązania. Jednym z nich jest prognozowany spadek wpływów do kasy państwa. Jak wskazuje Jacek Kowalczyk, mogłoby to nawet być 9,5 miliarda złotych rocznie. Ekspert przyznaje, że jest to poważny ubytek dla budżetu, ale z drugiej strony podatek estoński przyczyniłby się do przyspieszenia rozwoju polskich firm, więc można zakładać, że w pewnym momencie strata w kasie państwa mogłaby zacząć się rekompensować.
REKLAMA
Eksperci wskazują też, że dodatkową zaletą podatku estońskiego byłoby uproszczenie systemu podatkowego.
Naczelna Redakcja Gospodarcza, Jedynka, Piotr Wardziak, md
REKLAMA