Pierogi kontra miasto 1:0
Z mapy Warszawy znikają kultowe miejsca, zastępują je banki, drogie restauracje i sklepy. Jednak stolica tak łatwo Prasowego nie odda.
2012-01-17, 12:00
Bar mleczny, relikt dawnych czasów, który przetrwał do dziś. Turyści patrzą z niedowierzeniem, gdy przy jednym stoliku siedzi biznesman z garniturze od Hugo Bossa, a tuż obok bezdomny. W głębi zaś grupa niesfornych studentów.
Tu panuje jedna zasada: klient racji nie ma! Skansen? A może takie skarby trzeba chronić? Bary mleczne stanowią ważną tkankę miejską. Niestety tego zdania nie podzielają urzędnicy. Podnoszą czynsze, tym samym działanie takiej jadłodajni staje się nierentowne. Potem władze rozpisują nowy przetarg, dają lokal temu, kto oferuje najwięcej. W ten sposób jeden po drugim bary mleczne znikają.
Nie w przypadku kultowego warszawskiego Baru Prasowego. Tym razem to mieszkańcy powiedzieli nie. Po zamknięciu lokalu zorganizowali reaktywację ulubionego miejsca. Weszli na teren baru i sami rozkręcili interes. Warszawiacy byli zachwyceni, a kolejki ustawiały się na ulicy. Uczestnicy tworzyli listy obywatelskie, żeby na zmianę gotować. W ten sposób chcieli, żeby każdy znów mógł usiąść przy stoliku w barze.
Zobacz jak gotuje się pierogi w Prasowym:
REKLAMA
Niestety służby miejskie przerwały happening. Uzbrojone po zęby kordowy policji otoczyły kucharzy.
Mieszkańcy nie dają za wygraną. Chcą przekonać miasto, żeby przy rozpisywaniu nowego przetargu nie tylko cena decydowała o przyznaniu lokalu. Walczą o to, żeby trafił tam zapis o użyteczności publicznej. Trudno powiedzieć, że Warszawiacy odnieśli zwycięstwo. Jednak ważne, że walczą.
Sytuację na bieżąco można śledzić na stronie baru.
REKLAMA
ab
REKLAMA