Strefa euro pomaga Grecji, ale to nie koniec kłopotów
Na greckich kontach w czwartek (20.08) znalazła się pierwsza rata wsparcia nowego programu pomocowego dla Aten z Europejskiego Mechanizmu Stabilności. Trzyletni pakiet pomocowy jest wart maksymalnie 86 mld euro. Również tego samego dnia premier Grecji złożył rezygnację i zaapelował o jak najszybsze rozpisanie wyborów parlamentarnych.
2015-08-20, 22:20
Posłuchaj
Pierwsza rata wsparcia dla Grecji wynosi do 26 mld euro, z czego 13 mld Grecja miała otrzymać właśnie do 20 sierpnia. Udzielenie Grekom trzeciego pakietu pomocowego pomoże Grecji w spłacie bieżących zobowiązań.
– Grecy dostali pieniądze na spłatę różnych zobowiązań do 2018 roku. Jednak ten pakiet pomocowy, który Grecja dostała nie rozwiązuje w pełni greckich problemów. Ponieważ po 2018 roku, według wyliczeń Polityki Insight, Grecja wciąż będzie miała dług publiczny przekraczający 160 proc. PKB. A to stanowczo zbyt dużo, aby mogła samodzielnie spłacać zapadającej po 2018 r zobowiązania – mówi Adam Czerniak, ekonomista z Centrum Analitycznego Polityka Insight i SGH.
Rezygnacja premiera
W czwartek 20.08 szef greckiego rządu Aleksis Cipras wręczył swoją rezygnację prezydentowi Prokopisowi Pawlopulosowi.
Grecki premier zwrócił się do prezydenta o jak najszybsze rozpisanie wyborów parlamentarnych. Wcześniej pojawiła się informacja, że głosowanie mogłoby się odbyć 20 września.
Aleksis Cipras stracił większość rządową podczas głosowań w sprawie nowego programu ratunkowego dla zadłużonej Grecji. Program został zatwierdzony dzięki głosom opozycji. Przeciw głosowało m.in. 44 deputowanych Syrizy.
REKLAMA
Pakiet uratował sytuację
Greckiej tragedii znowu udało się uniknąć, bo trzeci pakiet pomocowy, który otrzymały Ateny uratował sytuację. Czy na długo? Jaką lekcję otrzymała Grecja i czy tylko ona? Może sytuacja, która przytrafiła się Grekom będzie dla wielu obecnych i przyszłych rządzących nauką i przestrogą.
Strefa euro zdecydowała się ratować Grecję, bo obawiała się gorszych jeszcze kłopotów.
– Sytuacja, w której jest strefa euro mając problem grecki i sama Grecja na pewno nie jest do pozazdroszczenia. To, że ten pakiet został przyznany świadczy jedynie o tym, że politycy w Europie boją się otworzyć puszkę Pandory. Boją się wyjścia Grecji ze strefy euro. Nikt do końca nie wie, jak to by przebiegało. Nie ma procedur, tym bardziej nikt nie jest w stanie powiedzieć, jak wyglądałaby reakcja rynków finansowych. Przede wszystkim jest obawa o słabe gospodarki Południa Europy inne niż Grecja, chodzi o Włochy, Hiszpanię i Portugalię. Jest obawa o to, że z trudem wypracowany względny spokój na tamtych rynkach długu (te kraje muszą co roku emitować ogromne ilości obligacji) mógłby zostać zachwiany. I te najczarniejsze wizje by wróciły. Do tego dochodzi spowolnienie w Azji, którego rynki się w ostatnich tygodniach boją – mówi dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista Domu Maklerskiego XTB, który był gościem radiowej Jedynki.
Strach przed niewiadomą
To strach sprawił, że Europa pożycza Grecji pieniądze, które tak naprawdę służą Grecji po to, by spłacać dotychczasowe długi.
REKLAMA
– To nie jest tak, że Grecja dostanie 80 czy 100 mld euro, bo jeszcze nie jest wiadomo, jaki ten pakiet będzie w ostateczności, za który wybuduje sobie drogi, unowocześni fabryki czy rozda te pieniądze obywatelom. Nie. Grecy mają w ramach tego kompromisu już teraz mieć tzw. zrównoważony budżet pierwotny. Czyli, jeśli wyeliminujemy z budżetu spłaty odsetek, to ma im się budżet domykać. A więc z podatków, którzy sami zbierają mają finansować swoje potrzeby. Natomiast w kolejnych latach, w myśl tego programu, który został uzgodniony, mają nie tylko domykać swoje potrzeby wydatkowe podatkami, ale mają też generować nadwyżki, które powoli pozwalałyby zmniejszać ten dług – wyjaśnia dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista Domu Maklerskiego XTB.
To oczywiście optymistyczne założenia i wielu ekspertów ma wątpliwości, czy się sprawdzą. A niektórzy analitycy prognozują, że już w grudniu będziemy się zastanawiać nad tym, czy nie zawiesić wypłaty pieniędzy dla Grecji.
Widać to dokładnie nawet dzisiaj. Grecy dopiero dostali pieniądze, najważniejsze w tym roku, bo musieli wykupić obligacje w posiadaniu Europejskiego Banku Centralnego na sumę ponad 3 mld euro i już premier ogłosił wybory.
Zadecydowała polityka
W Grecji rządzi Syriza, populistyczna partia, która obiecywała Grekom w czasie kampanii wyborczej, że polityka oszczędności, której Grecy doświadczali w ciągu ostatnich lat nie musi być prowadzona. Syriza powiedziała, że można inaczej.
REKLAMA
– Można powiedzieć Europie: umórzcie nam długi, bo już nie chcemy zaciskać pasa. Wygrała na tych hasłach wybory i okazało się, że to nie zadziałało. Trzeba było znowu pójść na bolesny kompromis. W związku z tym część posłów tej partii zbuntowała się i rząd już nie ma swojego zaplecza w parlamencie, które pozwalałoby mu swobodnie wprowadzać te reformy, na które się zgodził – mówi gość Jedynki.
A wybory, to kilka tygodni wstrzymania wprowadzania tych reform i kilka tygodni niepewności. Nikt nie wie, jaki będzie wynik. W sondażach premier ma poparcie i może nawet poprawić swoją sytuację polityczną, ale nie musi tak być. – Wiemy dobrze po przykładzie choćby ostatniej kampanii prezydenckiej w Polsce, że nic nie jest pewne – mówi dr Przemysław Kwiecień.
A jaką lekcję mogą wyciągnąć polscy politycy w kwestii obietnic?
Grecy już od dawna pokazali jak się nie zarządza gospodarką i finansami publicznymi. My powinniśmy myśleć przede wszystkim o tym, że żeby można było coraz więcej rozdawać, to trzeba mieć z czego.
REKLAMA
– Jeśli zapewnimy takie warunki gospodarki, by ona rosła w zdrowym tempie to będzie z czego „dzielić tort” – mówi główny ekonomista Domu Maklerskiego XTB.
W latach koniunktury można było się zadłużać
Grecy przez wiele lat mogli przekraczać pewne granice, bo były to lata koniunktury i dzięki temu sytuacja w innych krajach była na tyle dobra, że można było się tanio finansować.
– Nikt specjalnie się nie przejmował tym, że ta ich gospodarka ma poważne strukturalne problemy. Każdy uważał, że nie jest źle. Przez wiele lat Grecy korzystali też z funduszy i dzięki temu żyli ponad stan przez długi czas – mówi gość Jedynki.
Pieniądze szły na konsumpcje
Grecja w czasach koniunktury w Europie pożyczała bez problemów olbrzymie kwoty.
REKLAMA
– Grecja będąca w strefie euro była w stanie pożyczać rocznie 10-12 proc. swojego PKB i te olbrzymie kwoty nie szły na inwestycje, które mogłyby podnieść jakość greckiej gospodarki, które przyczyniałby się do tego, że ta gospodarką zmienia się w kierunku bardziej zaawansowanej struktury, tylko były przeznaczane na konsumpcje. A teraz Grecja musi płacić rachunki, które zostały wystawione za ten dobry czas, który miała Grecja, a który jest przeszłością – wskazuje Andrzej Halesiak, dyrektor w Biurze Analiz Makroekonomicznych Banku Pekao SA, który był gościem na antenie PR 24.
Nauka dla Polski
Rafał Antczak, z zarządu firmy doradczej Deloitte uważa, że Grecja jest dobrą lekcją dla Polski.
– W Grecji nie funkcjonuje sektor publiczny. Nie jest prawdą, że Grecy są leniwi, bo grecki sektor prywatny pracuje więcej niż w Polsce. Nie działa sektor publiczny – mówi Rafał Antczak.
Tam w sektorze publicznym pracuje ok. 900 tysięcy osób.
REKLAMA
– To pokazuje jak kraj, poprzez politykę swoich rządów zarówno prawicowych, lewicowych i centrowych został doprowadzony do sytuacji totalnej niefunkcjonalności. Unia Europejska to była kroplówka, która to funkcjonowanie przedłużyła – dodaje Rafał Antczak.
Nasi rządzący także powinni prowadzić dyskusje odnośnie tego, co zrobić, abyśmy mieli konkurencyjną gospodarkę nie tylko za rok czy dwa, ale także w perspektywie kilkudziesięciu lat.
– A takiej dyskusji nie ma. I to nie tylko w realiach kampanii wyborczej. A przecież, gdy schodzimy na poziom gospodarstw domowych, to zastanawiamy się jak nasze finanse będą wyglądały za wiele lat np. na emeryturze. A na poziomie gospodarczym takiej dyskusji nie ma – mówi dr Przemysła Kwiecień.
Rachunek strat i zysków
W czwartek (20.08) Grecja wpłaciła prawie 3 i pół miliarda euro do Europejskiego Banku Centralnego, bo kraje strefy euro zdecydowały, że kraj ten dostanie zastrzyk gotówki, ale kłopoty greckie nie znikają.
REKLAMA
A już teraz podstawowe wskaźniki gospodarcze w Grecji cofnęły się do poziomu z roku 2001 kiedy to w obiegu była jeszcze grecka drachma, największy spadek dotknął depozyty bankowe i rynek nieruchomości.
Szacuje się, że majątek Greków w nieruchomościach i akcjach zmniejszył się co najmniej o 600 miliardów euro, co trzykrotnie przekracza wartość greckiego PKB. Dochody greckich gospodarstw domowych w 2009 wynosiły ponad 100 miliardów euro, w 2013 spadły do 70 miliardów, a za ubiegły rok będą jeszcze niższe. Z kolei zadłużenie wobec banków w 2001 wynosiło około 70 miliardów euro, obecnie przekracza 200 miliardów.
Najgorszy jest spadek inwestycji
Martwi też spadek inwestycji – mówił w PR 24 Andrzej Halesiak, dyrektor w Biurze Analiz Makroekonomicznych Banku Pekao SA.
– Najbardziej istotne jest to, co stało się z inwestycjami w Grecji, bo to one wyznaczają potencjał wzrostu gospodarczego w kolejnych latach. Te inwestycje są o ponad 60 proc. niższe niż były przed kryzysem. Ale to nie dziwi, bo jeśli mamy brak stabilności i nawet tak do końca nie jest wiadomo, czy to będzie euro czy drachma, kiedy dramatycznie zmieniają się inne elementy otoczenia, chociażby opodatkowanie, które rośnie. Obawiam się, że rozwiązanie, które zostało przyjęte w kontekście inwestycji prywatnych niewiele zmienni. Ciągle mamy to odium, że być może za rok wróci problem Grecji i przedsiębiorcy nadal będą powstrzymywać inwestycje – mówi Andrzej Halesiak.
REKLAMA
Już widać, że przenoszą swoją działalność poza Grecję. A cały kryzys grecki wziął się ze złej polityki i błędnych decyzji greckich władz.
To też nauczka i przestroga dla innych krajów. Według szacunków po 2018 roku Grecja nadal będzie mieć dług publiczny na poziomie 160 procent PKB.
Krzysztof Rzyman, Sylwia Zadrożna, Justyna Golonko, Grażyna Raszkowska
REKLAMA