Ile potrwa wojna na Ukrainie? Dowódca pododdziału Azowa: to bez różnicy, chcemy wyzwolić kraj
- Nikt nie może zagwarantować, kiedy zakończy się wojna, liczymy się z tym, że trzeba będzie długo walczyć. Miesiąc, rok, dwa... dla nas to bez różnicy, bo my chcemy wyzwolić cały nasz kraj - przyznaje Anatolij Sydorenko, dowódca sformowanego niedawno pododdziału pułku Azow w Charkowie, jednego z najsłynniejszych Specjalnych Pododdziałów Ochrony Porządku Publicznego na Ukrainie, który walczy z Rosją gdzieś na Ukrainie.
2022-06-06, 16:10
Trwa 103 doba rosyjskiej agresji na Ukrainę. Najaktywniejsze walki odbywają się w Donbasie. Rosjanie szturmują w Siewierodoniecku, a także w kierunku Bachmutu i Słowiańska. W północnej części obwodu charkowskiego Rosjanie dążą do utrzymania zajętych pozycji. Budują umocnienia, oraz intensywnie ostrzeliwują za pomocą artylerii pozycje ukraińskiej armii. Artyleryjskie ostrzały trwają też na południowym odcinku frontu.
»ROSYJSKA INWAZJA NA UKRAINĘ - zobacz serwis specjalny w PolskieRadio24.pl«
Sydorenko celowo nie ujawnia, w której części kraju walczy teraz. - Dopóki nie zakończymy naszych działań, nie możemy niczego powiedzieć - wyjaśnia i dodaje, że można mu zrobić zdjęcie.
Wojna od lat, nie od miesięcy
Sydorenko w pułku Azow walczy od ośmiu lat, dobrowolnie zgłosił się do służby w 2014 roku. - Wtedy wszystko się zaczęło, bo wojna nie trwa od 24 lutego, tylko od 2014 roku - przypomina.
REKLAMA
- Każdy, kto ze śmiechem mówił o wojnie jeszcze kilka miesięcy temu i używał argumentów, że w XXI wieku jest to niemożliwe, nie zdawał sobie prawy z tego, co dzieje się w Donbasie. Tam od ośmiu lat trwa regularna wojna - zaznacza. Podkreśla też, że pułk Azow od ośmiu lat robi wszystko, by Ukraina była bezpieczna, suwerenna, a jej granice nie były nienaruszane.
Inwazja nie była zaskoczeniem
Wojna zastała go w Charkowie. - W nocy (z) 23 (na 24) lutego przyjechałem z Kijowa do Charkowa, położyłem się spać, a po dwóch godzinach wszystko się zaczęło - wspomina. - Byliśmy przygotowani, oddział był zebrany, nie cały, ale było nas tylu, ilu trzeba. Nasze pokoje były przygotowane, bardzo szybko rozłożyliśmy swoje rzeczy i rozpoczęliśmy pracę. Już wcześniej wywiozłem żonę i syna - kontynuuje.
Zaznacza, że żołnierze pułku nie chcieli wojny, ale wiedzieli, że ona wybuchnie. - 24 lutego Rosjanie niczym nas nie zaskoczyli. Cała nasza azowska rodzina przygotowywała się do wojny od dawna - przyznaje.
REKLAMA
Wojna otworzyła ludziom oczy
W sformowanym półtora miesiąca temu charkowskim pododdziale pułku Azow, Sydorenko odpowiada za szkolenie nowych żołnierzy. Nie zdradza, jak duża jest grupa tworząca charkowski pododdział, zaznacza jedynie, że szkolenia bojowe trwają już od jakiegoś czasu. - Ci z nas, którzy danego dnia nie jadą na front, szkolą się, a później się wymieniamy - wyjaśnia.
- Większość żołnierzy, która z nami pracuje, to osoby z wojskowym doświadczeniem, chociaż są wśród nas także i tacy, którzy przed 24 lutego wojnę znali tylko z relacji w mediach - zaznacza. - Ci ochotnicy mają jednak ogromny zapał do pracy i przez te trzy miesiące zdobyli na tyle duże doświadczenie w boju, że szybko osiągnęli taki poziom, że można ich spokojnie postawić na równi z naszymi weteranami - ocenia.
Posłuchaj
Zaznacza też, że stara się zwracać uwagę na pozytywne efekty wojny. - Ludzie wreszcie przejrzeli na oczy i przekonali się, co tak naprawdę znaczy Federacja Rosyjska. Już wiedzą, że z nimi (Rosjanami - red.) nie można prowadzić żadnych rozmów ani podejmować prób negocjacji - wyjaśnia.
Pamięć o bohaterach ciągle żywa
Sydorenko i jego koledzy nie zapominają o swoich towarzyszach, którzy bronili Mariupola. - Cały czas mamy nadzieję, że dojdzie do wymiany jeńców i nasi chłopcy szybko wrócą do nas z rosyjskiej niewoli - mówi. - Nasza legenda nigdy nie umrze, wciąż dołączają do nas kolejni ochotnicy, dlatego wierzę, że zwyciężymy - deklaruje.
REKLAMA
Podkreśla, że cały pułk Azow jest przygotowany na długą walkę. - Nie wiemy, kiedy skończy się wojna, ale nasza azowska rodzina jest przygotowana na każdy scenariusz. Chcielibyśmy, żeby to skończyło się jak najszybciej, bo każdego dnia umierają Ukraińcy - oświadcza.
Zwraca również uwagę, że Ukraińcy nie ustają w walce i nie dają się zepchnąć Rosjanom w głąb kraju. - Nasze siły powoli poruszają się naprzód, powoli oswobadzamy nasz kraj, idziemy w kierunku (jego) wschodnich granic - relacjonuje. Zauważa przy tym, że o wiele trudniej jest podjąć ofensywę niż się bronić. - Tam, gdzie Rosjanie umocnili się na pozycjach, trudno atakować, dlatego potrzebujemy więcej czasu i sprzętu - przyznaje.
Przygotowani na długą walkę
- Czego potrzebujemy? Mamy wiele rzeczy od naszych zachodnich przyjaciół, także od was, Polaków, za co jesteśmy wam naprawdę ogromnie wdzięczni i bardzo wam dziękujemy - podkreśla.
- Nie wiemy, kiedy skończy się wojna, ale jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz - przyznaje Sydorenko. - Mamy świadomość, że nikt nie może zagwarantować, kiedy zakończy się wojna. Liczymy się z tym, że trzeba będzie długo walczyć. Miesiąc, rok, dwa? Dla nas to bez różnicy, bo my chcemy wyzwolić cały nasz kraj - kończy.
REKLAMA
Czytaj także:
- Z karabinem i notesem na front. Ołeh Sencow chce zrobić film o rosyjskiej wojnie
- Dziennikarze giną, relacjonując wojnę na Ukrainie. "To niedoceniani bohaterowie"
- Rosjanie przegrupowują siły na Morzu Czarnym. "Stale utrzymuje się zagrożenie desantem na Odessę"
mbl
REKLAMA