Eskalacja jako "taktyka negocjacyjna". Na czym polega spór na linii Serbia-Kosowo?
W ostatnich dniach odżył konflikt serbsko-kosowski. Wszystko za sprawą decyzji Prisztiny o nieuznawaniu serbskich dokumentów i tablic rejestracyjnych. W rozmowie z PolskimRadiem24.pl analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych dr Filip Bryjka wskazuje jednak, że to nie pierwsza tak gwałtowana eskalacja w historii stosunków obu państw. - Belgrad wykorzystuje niestabilność północnej części Kosowa do wymuszania ustępstw na Prisztinie i aktorach zewnętrznych - wskazuje ekspert.
2022-08-02, 13:28
Wieczorem 31 lipca z Bałkanów napłynęły pierwsze informacje, że przy granicy Serbii i Kosowa doszło do wymiany ognia. Według oświadczenia kosowskiej policji w kilku miejscach na północy kraju Serbowie oddali strzały w kierunku patroli. Nikt nie został ranny, jednak gwałtowne zaostrzenie sporu między Prisztiną a Belgradem przykuło uwagę świata, szczególnie, że Bałkany to jeden z regionów ścierania się wpływów Zachodu i Rosji.
Co spowodowało wzrost napięcia?
U źródła konfliktu stała decyzja kosowskich władz, która zobowiązywała zamieszkującą kraj mniejszość serbską do wymiany tablic rejestracyjnych w ciągu dwóch miesięcy od 1 sierpnia. Ponadto od tego dnia wszyscy obywatele Serbii mieli okazywać na granicy dodatkowy dokument. Bez niego wjazd do Kosowa byłby niemożliwy.
Postanowienie rządu dotyczyłoby około 50 tys. etnicznych Serbów żyjących na północy kraju. Używają oni tablic rejestracyjnych i dokumentów wydawanych przez władze serbskie, odmawiając uznania dokumentów państwowych Kosowa. Warto zaznaczyć, że Serbia nie uznaje kosowskich tablic rejestracyjnych. Prisztina chciała więc zastosować wobec Serbów podobne standardy, które władze w Belgradzie wprowadziły wobec obywateli Kosowa. Należy pamiętać, że w tle konfliktu dot. tablic rejestracyjnych jest stały postulat mniejszości serbskiej - utworzenia autonomicznej wspólnoty gmin na północy kraju.
Gwałtowna eskalacja i... deeskalacja
REKLAMA
Wieczorem w niedzielę 31 lipca protestujący Serbowie zablokowali ciężarówkami wypełnionymi żwirem i ciężkim sprzętem drogi prowadzące do dwóch przejść granicznych oraz wznieśli barykady. W odpowiedzi władze Kosowa zamknęły przejścia w Jarinje i Brnjaku. Służby przekazały, że padły strzały "w kierunku jednostek policji, ale na szczęście nikt nie został ranny". Niebezpieczną sytuację w północnych gminach Kosowa potwierdziło dowództwo KFOR - międzynarodowych sił pokojowych NATO. W komunikacie prasowym napisano, że "oddziały są gotowe do interwencji w przypadku zagrożenia stabilności".
W sprawie napięć na granicy niemal natychmiast interweniował ambasador USA w Kosowie Jeffrie Hovenier, który poprosił władze republiki o odroczenie o 30 dni kontrowersyjnych decyzji. Stwierdził on, że decyzje rządu kosowskiego są słuszne, ale doszło do nieporozumień między stronami. Hovenier zadeklarował też, że rząd amerykański będzie współpracował z Unią Europejską w celu rozwiązania konfliktu.
- Kosowo i Serbia w sporze. Bielamowicz: źródłem konfliktu jest kwestia tablic rejestracyjnych
- Niespokojnie na granicy Serbii i Kosowa. Polskie MSZ apeluje do turystów o ostrożność
Na odpowiedź Prisztiny nie trzeba było długo czekać. Jeszcze w nocy z niedzieli na poniedziałek kosowski rząd poinformował, że odracza o 30 dni decyzje, które stały się zarzewiem konfliktu. Następnego dnia rozpoczęto likwidowanie barykad. Do wieczora drogi udrożniono. Tym samym został spełniony warunek zawieszenia przepisów, przeciwko którym protestują Serbowie. Otwarto też przejścia graniczne w Jarinje i Brnjaku.
REKLAMA
Eskalacja jako "taktyka negocjacyjna"
- Utrzymanie status quo, czyli w tym przypadku nierozwiązanego konfliktu, jest w interesie Serbii; jest wykorzystywane na potrzeby wewnętrze, aby umacniać obóz prezydenta Aleksandra Vučicia na serbskiej scenie politycznej - komentuje w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych dr Filip Bryjka.
Jak przypomina ekspert, proces normalizacji stosunków między Prisztiną a Belgradem rozpoczął się w 2011 roku przy udziale Unii Europejskiej. - Wówczas zainicjowano rozmowy i udało się podpisać szereg porozumień technicznych dotyczących różnych obszarów, w tym m.in. wzajemnego uznania tablic rejestracyjnych. Jednak jeżeli chodzi o polityczny wymiar tego procesu, to rozmowy od dłuższego czasu są w impasie - przyznaje nasz rozmówca.
Na Twitterze, w jednym ze swoich wpisów komentujących rosnące napięcie na granicy serbsko-kosowskiej, dr Filip Bryjka stwierdził: "całą sytuację należy rozpatrywać w kontekście rozmów Serbii i Kosowa, gdzie eskalacja jest »taktyką negocjacyjną«. Dopytywany przez nas o znaczenie tego sformułowania, przywołał historię relacji obu krajów. - Od 2008 r., czyli ogłoszenia niepodległości przez Kosowo, Belgrad wykorzystuje niestabilność północnej części tego kraju, zdominowanego przez ludność serbską, do wywierania presji na Prisztinę, a także na aktorów zewnętrznych, zachodnich, by wymusić od nich pewne koncesje. Ponadto wykorzystuje to na użytek wewnętrzny - by mobilizować elektorat Vučicia - wyjaśnia ekspert.
Według jego słów, gdy bilateralne negocjacje skręcają w stronę niekorzystną dla Belgradu, wówczas Serbia instrumentalnie wykorzystuje ludność z północy Kosowa, by doprowadzić do kontrolowanej eskalacji konfliktu, a następnie - gdy uzyska ustępstwa - do jego deeskalacji.
REKLAMA
To nie pierwszy taki spór
Analogiczny konflikt do tego, który mogliśmy śledzić w ostatnich dniach, miał miejsce we wrześniu ubiegłego roku. Jak przypomina dr Filip Bryjka, wówczas premier Kosowa Albin Kurti ogłosił wprowadzenia zasady wzajemności w relacjach z Serbią, a jej pierwszym elementem miała być właśnie symboliczna kwestia tablic rejestracyjnych.
- Wówczas Serbowie wyszli na ulice, zablokowali drogi do przejść granicznych, podpalili punkty, w których sprzedawano tymczasowe oznaczenia na tablice rejestracyjne. Sprawa została rozwiązana przy wsparciu sił NATO i mediacji UE. Przez rok prowadzono rozmowy, ale - jak widać - nic one nie przyniosły - mówi.
- Mamy powtórkę z rozrywki. Serbowie zastosowali ten sam mechanizm. Doprowadzili do eskalacji, a potem bardzo szybko - po uzyskaniu ustępstw w postaci odroczenia decyzji - sprawa została załatwiona, blokady rozebrane, demonstracje zakończone - wskazuje dr Bryjka w rozmowie z PolskimRadiem24.pl.
30 dni spokoju - co dalej?
Władze Kosowa zdecydowały się zawiesić decyzję zaledwie na okres 30 dni. - To bardzo krótki czas. Jestem sceptyczny co do rezultatu rozmów w ciągu najbliższego miesiąca. Kluczowe będzie zaangażowanie, presja ze strony UE i USA, ale to Unia jest tu podmiotem wiodącym. Zakładam, że rozwiązania techniczne - te z 2011 r. - są na stole, ale nie ma woli politycznej ze strony Serbii, żeby je respektować, bo one pośrednio legitymizowałyby państwowość Kosowa - przewiduje analityk PISM.
REKLAMA
Jednocześnie ekspert zwraca uwagę, że problemy z "wolą polityczną" leżą także po stronie Prisztiny. - Kosowo nie wywiązuje się z jednego z warunków porozumień technicznych - utworzenia stowarzyszenia gmin zdominowanych przez Serbów na północy kraju - wskazuje analityk.
Wojna na Bałkanach? Belgrad sieje dezinformację
Rosnącym napięciom między Serbią i Kosowem towarzyszyła szerząca się w mediach narracja jakoby Bałkany był o krok od nowej wojny. - To nie był przypadek. Warto zaznaczyć, że Vučić był ministrem ds. propagandy w reżimie Slobodana Miloševicia, więc ma know-how, jak prowadzić działania dezinformacyjne - zaznacza dr Bryjka. Wskazuje, że całą sytuację poprzedzało bardzo wyraźne zaostrzenie retoryki prezydenta Vučicia i będącej u władzy Serbskiej Partii Postępowej (SNS) na temat łamania praw społeczności serbskiej w Kosowie.
Jako przykład dr Bryjka przywołuje tweet Wołodymyra Djukanovycha, jednego z najważniejszych polityków SNS-u, który napisał, że "wydaje mu się", iż "Serbia będzie zmuszona do rozpoczęcia denazyfikacji Bałkanów". Było to oczywistym zapożyczeniem z rosyjskiej retoryki dotyczącej inwazji na Ukrainę.
- Oprócz tego doszło do ataku na serwis informacyjny KoSSev, jego serwery były niedostępne. W serbskich mediach pojawiły się za to fałszywe informacje, sugerujące, że Kosowo planuje jakieś operacje wojskowe przeciwko Serbom z północy. To wszystko mogło tworzyć wyobrażenie, że zaraz będziemy mieć wojnę na Bałkanach, ale był to tylko i wyłącznie teatr, element gry negocjacyjnej - podkreśla analityk.
REKLAMA
Ekspert zaznacza też, że prawdopodobieństwo wybuchu konfliktu zbrojnego między tymi dwoma krajami jest bardzo niewielkie, przede wszystkim ze względu na obecność sił NATO, czyli misję KFOR, która jest najdłuższą misją w historii sojuszu.
Wpływy Rosji? "Unikałbym uproszczeń"
Pytany o możliwy wpływ Kremla na ostatnie wydarzenia na Bałkanach, nasz rozmówca odpowiedział: "unikałbym zbyt daleko idącego uproszczenia, że każda niestabilność na Bałkanach jest wynikiem inspiracji Moskwy". Przyznał, że Rosja ma duże wpływy w tej części Europy - kulturowe, religijne, związane z ideą planslawizmu, a także duże wpływy w sektorze energetycznym, jednak w wymiarze politycznym i wojskowym są one ograniczone.
- Jeżeli chodzi o możliwości destabilizacji Bałkanów to już większego zagrożenia upatrywałbym w działaniach Rosji w Bośni i Hercegowinie. W przypadku Kosowa i Serbii jest to raczej kwestia bilateralna, którą Zachód stara się opanowywać środkami dyplomatycznymi. Rosja jest adwokatem Serbii na arenie międzynarodowej. W różnych organizacjach popiera jej stanowisko i umożliwia blokowanie Kosowa. Jednak jeżeli chodzi o działania wywrotowe, destabilizacyjne to tutaj na przestrzeni ostatnich lat aktywność Rosjan była stosunkowo niewielka - wyjaśnia analityk PISM w rozmowie z PolskimRadiem24.pl.
Katarzyna Pyssa
REKLAMA
Źródła: PR24.pl/PAP/IAR/pism.pl
REKLAMA