Oscar dla "Nawalnego" chłodno przyjęty na Ukrainie. Nagroda to wyraz hipokryzji amerykańskiej branży filmowej?

2023-03-13, 14:40

Oscar dla "Nawalnego" chłodno przyjęty na Ukrainie. Nagroda to wyraz hipokryzji amerykańskiej branży filmowej?
Oscar dla "Nawalnego" chłodno przyjęty na Ukrainie. Nagroda to wyraz hipokryzji amerykańskiej branży filmowej?. Foto: PAP/Vincenzo Livieri/IPA

Film "Nawalny" został uhonorowany statuetką w kategorii film dokumentalny. Na Ukrainie decyzja ta wywołała kontrowersje. - Słowo "śmieszne" to za mało, by opisać tę hipokryzję - mówił jeszcze przed galą ukraiński szef MSZ Dmytro Kułeba.

W nocy z niedzieli na poniedziałek odbyła się 95. gala nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. W swojej kategorii Oscara zdobył film "Nawalny", którego bohaterem jest Aleksiej Nawalny, najbardziej znany rosyjski opozycjonista, latem 2020 r. otruty - podczas podróży po Rosji - przez agentów reżimu Władimira Putina, obecnie odsiadujący wyrok dziewięciu lat pozbawienia wolności w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze.

- To dokument opowiadający o życiu głównego politycznego oponenta Władimira Putina i jego drodze do hybrydowej walki z reżimem na Kremlu - mówił o "Nawalnym" w Programie 1 Polskiego Radia krytyk filmowy Sebastian Smoliński.

Na gali krótkie przemówienie wygłosiła Julia Nawalna, żona opozycjonisty. - Mój mąż jest więziony za mówienie prawdy, za obronę demokracji. Aleksiej, marzę, aby nastał dzień, w którym będziesz wolny i nasz kraj będzie wolny - powiedziała ze wzruszeniem.

Wystąpienie Nawalnej spotkało się z owacjami zgromadzonej w Dolby Theatre publiczności. Jednakże nie może ono liczyć na podobną reakcję wśród mieszkańców Ukrainy. U naszych wschodnich sąsiadów Oscar dla "Nawalnego" budzi głosy krytyki.

"Bronimy, ale nie popieramy"

Chodzi m.in. o światopogląd bohatera filmu, który bynajmniej nie jest - jak często życzeniowo zakładają elity zachodnie - liberałem, lecz umiarkowanym rosyjskim nacjonalistą. Przypomnijmy, że w 2014 r. Aleksiej Nawalny popierał Władimira Putina w kwestii aneksji Krymu. - To nie kanapka z kiełbasą, żeby go sobie przekazywać z rąk do rąk - powiedział opozycjonista w wywiadzie dla "Echa Moskwy".

W kolejnych latach Nawalny co prawda relatywizował te słowa, ale zaznaczał, że na Krymie powinno się odbyć uczciwe referendum, w którym obywatele półwyspu zdecydują o jego przynależności.

Grzegorz Kuczyński, ekspert ds. wschodnich, jeszcze przed pełnowymiarową inwazją Rosji na Ukrainę pisał na portalu tysol.pl, że Kijów opowiada się po stronie Nawalnego, ale tylko dlatego, że "jego działalność osłabia poważnie reżim Putina. Nic ponadto".

Przekonywał, że podobną postawę powinny przyjąć polskie władze, na zasadzie: "Bronimy Nawalnego, bo zagraża Kremlowi i jest dziś źródłem destabilizacji reżimu rosyjskiego", ale "nie popieramy go jako polityka chcącego wziąć Kreml".

Publicysta zwrócił uwagę, że nie powinniśmy mieć złudzeń i że gdyby Aleksiej Nawalny objął władzę na Kremlu, kierowałby się tradycyjnymi celami państwa rosyjskiego.

Ponadto kontrowersje budzi choćby pogląd Nawalnego dotyczący imigrantów. Domaga się on bowiem wprowadzenia dla nich - zwłaszcza dla gastarbeiterów z Azji Centralnej - ograniczeń.

Wielopokoleniowe uwarunkowania

W lutym, kilka dni przed rocznicą pełnowymiarowej agresji Rosji na Ukrainę, w sieci pojawił się 15-punktowy program Aleksieja Nawalnego, zakładający m.in. powrót Ukrainy do granic z 1991 r. (co de facto oznaczałoby zwrócenie jej Krymu) czy zadośćuczynienie przez Rosję wyrządzonych Ukrainie krzywd.

Nasuwa się jednak pytanie, czy w warunkach rosyjskich realizacja takiego programu byłaby możliwa? Filip Memches, znawca problematyki rosyjskiej, prowadzący audycję "Życie z duszą czy bez" w Polskim Radiu 24, pisał w 2019 r. na łamach portalu tygodnik.tvp.pl, że z Nawalnym "kłopot polega na tym, iż jeśli nawet w pewnych sprawach kontestuje on rosyjski paradygmat imperialny, to może sobie pozwolić na to dlatego, że jest opozycjonistą".

Publicysta kontynuował, że gdyby Nawalny doszedł do władzy, co dziś wydaje się nieprawdopodobne, to "byłby skazany na wielopokoleniowe uwarunkowania polityczno-ekonomiczne, które trwają na obszarze postsowieckim niezależnie od zmieniających się fasad". Wtedy "mogłoby się okazać, że Nawalny, sprawując rządy, musiałby realizować politykę imperialną - choćby pod tymi samymi sztandarami, którymi dzisiaj wymachuje".

Zwrócił też uwagę, że nie można się łudzić, iż Aleksiej Nawalny, rosyjski nacjonalista, to "liberalny demokrata na modłę europejską", i dodał, że "podziały na rosyjskiej scenie politycznej nie przypominają tych, które znamy z krajów zachodnich".

"Słowo »śmieszne« to za mało"

Na Ukrainie oburzenie wobec decyzji Amerykańskiej Akademii Filmowej wzmaga przede wszystkim fakt, że na gali wręczenia Oscarów nie pozwolono wystąpić prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu.

Przed galą skomentował tę decyzję Dmytro Kułeba, minister spraw zagranicznych Ukrainy. Podkreślił na łamach niemieckiej prasy, że "słowo »śmieszne« to za mało, by opisać tę hipokryzję". 

- Jeżeli "Na Zachodzie bez zmian" dostanie Oscara za najlepszy film zagraniczny [ostatecznie film zdobył statuetkę - red.], podczas gdy prezydent Zełenski, który walczy, przewodzi krajowi, tocząc największą wojnę w Europie od czasów II wojny światowej, nie będzie mógł przemawiać na rozdaniu Oscarów, to nie znajdzie się lepszego przykładu hipokryzji czołowych menedżerów i producentów przemysłu filmowego - mówił krytycznie Kułeba.

Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej dwukrotnie odrzuciła - nie uzasadniając swojej decyzji - prośby prezydenta Zełenskiego (wcześniej przemawiającego m.in. na gali Złotych Globów) o umożliwienie mu wystąpienia na gali wręczenia Oscarów.

Czytaj także:

Łukasz Lubański/PAP/IAR

Polecane

Wróć do strony głównej