Wróciła zapomniana choroba. "Tego nie widział żaden żywy człowiek"

Alarmujące wieści z ukraińskiego frontu. Jak twierdzą lekarze, warunki wojny dronowej uniemożliwiają bezpieczną ewakuacje rannych. Trudna sytuacja sprawia, że stwierdzane są przypadki gangreny gazowej, choroby kojarzonej z I wojną światową - podaje "The Telegraph".

2025-11-13, 12:55

Wróciła zapomniana choroba. "Tego nie widział żaden żywy człowiek"
Gangrena gazowa rozwija się w trudnych warunkach na froncie. Foto: GENYA SAVILOV/AFP/East News

Tego "nie widział żaden żyjący człowiek". Powrót zapominanych chorób

Jak pisze brytyjski dziennik gangrenę, czy też zgorzel gazową, dotąd uważano za schorzenie wyeliminowane na kontynencie. Okazuje się jednak, że współczesne działania wojenne w okopach i ciągłe zagrożenie ze strony dronów sprawiły, że infekcje rozprzestrzeniają się z alarmującą szybkością - ostrzegają lekarze wojskowi.

Widzimy powikłania po urazach, jakich nigdy nie widział żaden żyjący człowiek w czasie wojny - stwierdził jeden z zagranicznych lekarzy-wolontariuszy, który rozmawiał z "The Telegraph". Dodał, że zapewne od II wojny światowej nie było przypadków takich opóźnień w ewakuacji rannych.

Brak możliwości natychmiastowej pomocy sprawia, że bakterie Clostridium mają warunki do rozwoju na tkankach martwiczych. W wyniku ich obecności pod skórą tworzą się pęcherzyki gazu (stąd nazwa choroby), a pacjent cierpi na silne bóle i obrzęki. Zakażenie to często skutek urazów, np. ran po postrzałach i wybuchach. 

Giną ludzie, którym można było pomóc

Żołnierze często nie mają szansy na odpowiednią pomoc. Jak tłumaczy dziennikowi dr Lindsey Edwards, ekspert w zakresie mikrobiologii, gangrenę gazową leczy się poprzez chirurgiczne oczyszczenie rany i podanie antybiotyku. - To infekcja zagrażająca życiu. Nieleczona powoduje śmiertelność sięgającą 100 procent - oświadczył specjalista.

Tymczasem i oczyszczenie ran, i podanie antybiotyku jest utrudnione. Po pierwsze do lekarzy trafiają ranni, których obrażenia mają po kilka tygodni. Po drugie, z powodu ciągłego zagrożenia atakiem dronów leczenie odbywa się w podziemnych bunkrach. Nie są to obiekty odpowiednie do leczenia gangreny gazowej, brak im m.in. sterylności.

Trudna sytuacja na froncie sprawia, że, jak mówi "The Telegraph" lekarz-wolontariusz Alex, coraz częściej giną osoby, których obrażenia pozwoliłby im na przeżycie, bo potrzebowaliby transfuzji krwi lub amputacji. Niestety nie mogą liczyć na takie operacje i giną na polu walki.

Czytaj także:

Źródło: "Telegraph"/ms

Polecane

Wróć do strony głównej