Stara smutna opowieść

Ostatnia aktualizacja: 18.11.2015 15:23
W piątek o 14.00 5 Forum Młodej Reżyserii – w środku którego zostanie wsunięta w świat „Odpowiedź Swinarskiemu”, książka podszyta widokiem pustych w październiku i raczej już na zawsze pustych krzeseł – otwarte zostanie scenicznym portretem pożegnania z pamięcią, to znaczy ze wszystkim.
Pożegnanie na rzece Mersey - obraz Jamesa Tissota (18361902)
"Pożegnanie na rzece Mersey" - obraz Jamesa Tissota (1836–1902)Foto: wikimedia/domena publiczna

Moim zdaniem to jasne, że ci, którzy nie pamiętają, mają większą szansę na szczęśliwe życie.

W.G. Sebald

„Odpowiedź Swinarskiemu”. Świeży tom. Książka w serii Biblioteka Zeszytów Naukowych, wydana przez PWST w Krakowie. Ponad dwieście stron słów, co je w październiku, przez trzy poświęcone pamięci o Swinarskim dni wielu odczytało lub powiedziało. W najbliższą sobotę, w drugim dniu organizowanego przez krakowską PWST 5 Forum Młodej Reżyserii, będzie można na promocji nabyć tom. Albo przejrzeć go, zobaczyć choćby tylko zdjęcia tamtej październikowej widowni. Dużo twarzy, tak. Ale też wszędzie wokół twarzy – puste krzesła. Na stronie 214 kruchy, ciemny tekst Józefa Opalskiego, ułożony przezeń w Święto Zmarłych, przy świeczce zapalonej na grobie Jana Kotta. Tekst, który jest w istocie pytaniem o niepamięć, obojętność kilkudziesięciu mniej lub bardziej młodych, albo już nie młodych, laureatów Nagrody i Lauru im. Konrada Swinarskiego, o ich październikowe – a może nie tylko październikowe? - odwrócenie się plecami, o wielogłową próżnię, siedzącą na pustych krzesłach. Cóż można do tych Opalskiego słów dopowiedzieć?

„Niewiele już zostało do opowiedzenia. Ostatkiem...”, odczyta ktoś na głos w piątek o 14.00 ze starej księgi, otwartej na ostatnich trzech stronach, leżącej przed nim na blacie jasnego, sosnowego stołu. Mam taką nadzieję. I zamilknie nagle po „Ostatkiem...” - pierwszym słowie zdania następnego – zamilknie, bo drugi człowiek, taki sam jak on, siedzący przodem do widowni przy dłuższym boku stołu, stuknie lewą ręką w blat, tuż przy czarnym staroświeckim kapeluszu o szerokim rondzie, stuknie na znak, że chce usłyszeć to jeszcze raz. Mam taką nadzieję. W długim czarnym płaszczu, podobnym do płaszcza na ramionach tego drugiego, z lewą dłonią zamarłą przy otwartej księdze, z głową o siwych długich włosach, jak głowa drugiego, identycznie jak głowa drugiego wspartą na prawej ręce - będzie siedział przy prawym, patrząc od strony widowni, krótszym boku stołu, na takim samym, jak krzesło drugiego, prostym krześle bez poręczy, jasnym, sosnowym. Mam taką nadzieję. Zamilknie, gdy usłyszy głuchy stukot, i powtórzy, gdy znów będzie cicho: „Niewiele już zostało do opowiedzenia”. A dalej – podejmie, co nagle przerwał. „Ostatkiem sił szukając ulgi wyniósł się stamtąd, gdzie tak długo byli razem, do jednoosobowego pokoju na dalekim nadbrzeżu. Z jedynego okna widać było w dole rzeki kraniec Łabędziej Wyspy”. I jeszcze: „Ulgę, na którą liczył, miało przynieść nieznane. Nieznany pokój. Nieznane otoczenie. Dokąd nigdy jeszcze nie wychodził. Dokąd nigdy jeszcze nie wracał. To właśnie w jakimś stopniu miało przynieść ulgę, na którą w pewnej mierze niegdyś liczył”. I jeszcze, żeby opowieść zlepiła się z realnością, by „On” było jak „Ty”: „Dzień w dzień widywało się go, jak wolno przemierza wysepkę. O każdej porze. W długim czarnym płaszczu, bez względu na pogodę, i w staroświeckim kapeluszu z Dzielnicy Łacińskiej”. Odczyta to i resztę słów z ostatnich trzech stron księgi, jeszcze pięć razy powtarzając inne zdania, kiedy usłyszy głuchy stuk. Odczyta jak inne, wcześniejsze słowa czytał w przeszłości, z księga ukrytą w przepastnej kieszeni długiego czarnego płaszcza przychodząc dzień w dzień, aby starą opowieścią pocieszyć tego drugiego, takiego samego jak on. Mam taką nadzieję.

Mam nadzieję, że na scenie będzie właśnie tak, że tym właśnie – doskonałością „Impromptu <Ohio>” Samuela Becketta, nietkniętą doskonałością - rozpocznie się 5 Forum Młodej Reżyserii. W najbliższy piątek o 14.00 ktoś młody (do jego nazwiska, do reszty nazwisk wrócę, kiedy już skończy się Forum) doskonałość tę pokaże w swojej reżyserii. Po prostu mam dziecinną nadzieję, że młodzian umie czytać, jak i mam nadzieję, że inni młodzi goście Forum, zwłaszcza ci, którzy swojego Antoniego Czechowa – „Mewę”, „Trzy siostry” – pokażą. Że każdy i każda z nich umie czytać przynajmniej w połowie tak bezlitośnie pokornie, jak czynił to Swinarski, o którym i o książce o którym Opalski będzie mówił o 14.00 w sobotę. Wróci do tamtych, październikowych pustych krzeseł, co wciąż są puste? Powie: „Dzień dobry”, to pewne.

Nie inaczej – w teatrze, na scenie rzeknie „Dzień dobry”. Bo mimo wszystko trzeba na dzień dobry powiedzieć „Dzień dobry”, nie „Do widzenia”, mimo że jest się w dzisiejszym polskim teatrze. I mimo że na scenie polskiego teatru – jednak powita Opalski gości, głównie autorów tekstów, zebranych w książce, powita, albowiem gości wypada na początku witać, a nie żegnać. Może przyjdą Włodzimierz Szturc i Piotr Kletowski? Może Beata Guczalska, Jan Maciejowski, Paweł Łyżwiński i ktoś jeszcze? Może pojawią się aktorzy Swinarskiego? A w finale wszyscy usłyszą: „Do widzenia państwu!”, albowiem tak się ludzi żegnać powinno nawet w dzisiejszym polskim teatrze. To znaczy normalnie, a nie intrygująco odważnie. Dajmy na to - na pewnej młodej reżyserce się wzorując – wpuszczając na scenę aktorów porno, by wykonywali zawód i gości nie żegnali trywialnym, konserwatywnym „Do widzenia państwu!”, tylko samogłoską „a”, wciąż na nowo wyjękiwaną w być może przaśnym, tępym, lecz jakże wiele dającym do dumania o palących problemach współczesnej Polski, mlaskającym rytmie na jeden. Jak określić cudownie senny, falujący rytm „Impromptu <Ohio>”? Jak go wysłowić, by go nie spłoszyć?

Ta doskonałość, na zaledwie pięciu stronach namalowana, jest przepaścią. Zostawmy to. Zostawmy filozofowanie, nieskończone tropienie sensów, strzeliste dywagacje o teologii, solipsyzmie, Bogu i samotności człowieka z Bogiem lub bez Boga. Teraz niech wystarczy najmniejszy smak, co zostaje po niespiesznej lekturze. Oto człek człekowi czyta opowieść o nim. Albo człek, w swoim śnie podwojony, samemu sobie czyta opowieść o sobie. Utrata, dokonany czas, przeszłość ciemniejąca nieodwracalnie, zamieranie światła, bezradna pamięć, ułuda pocieszeń, które przynoszą słowa, i czekanie, czekanie, czekanie, a w końcu nawet i to nie. Nawet i to nie, bo koniec. „Skończone, skończyło się, kończy się już, to chyba się już kończy. Ziarnko do ziarnka, po jednym, aż nagle, któregoś dnia, jest stos, niemożliwy stos”, powiada Clov w prologu „Końcówki”.

Zadziwiająca, zapewne przypadkowa, lecz cóż stąd?, cudownie bezlitosna koincydencja. W piątek o 14.00 5 Forum Młodej Reżyserii – w środku którego zostanie wsunięta w świat „Odpowiedź Swinarskiemu”, książka podszyta widokiem pustych w październiku i raczej już na zawsze pustych krzeseł – otwarte  zostanie scenicznym portretem pożegnania z pamięcią, to znaczy ze wszystkim. Ten, który czyta komuś takiemu samemu jak on, tym razem nie odejdzie, by wrócić. Już nie. Bo w starej księdze zostały mu do przeczytania ostatnie falujące zdania. Po cóż miałby wracać?

„Więc gdy smutna opowieść opowiedziana została po raz ostatni, dalej obaj siedzieli jak obróceni w kamień. Przez jedyne okno nie wpadało światło poranka. Z ulicy nie dochodził żaden dźwięk przebudzenia”. Odczyta to. Mam taką nadzieję. I wreszcie to, co na samym końcu finałowej strony. „Nic już nie zostało do opowiedzenia”. Koniec? Nie. Dłoń uderzy w blat. Więc raz jeszcze powtórzy się ostatnie zdanie. „Nic już nie zostało do opowiedzenia”. To wszystko. Ten, który czytał komuś takiemu jak on, zamknie księgę. Jeszcze jeden głuchy stukot, ale po nim tylko cisza. Już nie ma słów do powtórzenia. Jest tylko ostatnie w didaskaliach dotknięcie Becketta, ten widok-kropka.

Jednocześnie opuszczają obaj prawe ręce na stół, podnoszą głowy i patrzą na siebie. Nie mrugając. Bez wyrazu.

Dziesięć sekund.

Wolne wyciemnienie.

Mam nadzieję, że będzie tak w piątek o 14.30.

***

Paweł Głowacki/mc

Zobacz więcej na temat: Paweł Głowacki KULTURA TEATR
Czytaj także

Usta, oczy i słowa

Ostatnia aktualizacja: 21.10.2015 16:00
Kiedy ostatnio spotkałeś na scenie aktora, który wyszedł zza monstrualnej góry papuzich cudactw i wreszcie był czysty? Kiedy ostatni raz widziałeś wyraźnie oczy aktora? A jego wargi? I kiedy naprawdę wyraźnie słyszałeś słowa, co łagodnie kapały, gdy aktor snuł starą opowieść?
rozwiń zwiń
Czytaj także

Po drugiej stronie lustra

Ostatnia aktualizacja: 28.10.2015 16:50
„Co za pustka wokół mnie. (...) Nikt do mnie nie przychodzi. Chyba się boją”. Owszem, ci z naszej strony lustra – lękali się. Lecz odwiedzały go figury naprawdę ważne: żołdak od Goi, Infantka od Velazqueza, widma od Malczewskiego. Wystarczyło, że zasnął na chwilę.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Opowieść martwej natury

Ostatnia aktualizacja: 04.11.2015 15:06
Bywają artyści, co wiedzą, że spektakl zaczyna się nie z wejściem aktorów, lecz gdy znika kurtyna. Bywają scenografie niczym przepastny, rdzawy rów w Ameryce, który podszepnął poecie słowo: „Katedra”. Tak, trzeba nam się pogodzić: Wiedeń jest w Wiedniu. I raczej pozostanie w Wiedniu.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Zielona bibułka hrabiny

Ostatnia aktualizacja: 12.11.2015 14:00
Jan Kanty Pawluśkiewicz, pan Kanty, od lat tyleż pan, co raczej postać literacka, szukająca swojego Pirandella, którego nie znajdzie. Jeśli tak, to jak mają się sprawy z jego prawdą twardą, z najprawdziwszego życia wyłuskaną?
rozwiń zwiń