Instytut jednego filmu

Wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego chce stworzyć patriotyczny film o hollywoodzkim rozmachu, który promowałby Polskę na świecie. Problem w tym, że koszt przeciętnej superprodukcji ze Wschodniego Wybrzeża wynosi tyle co 1/3 budżetu, którym dysponuje MKiDN.

2015-11-24, 21:00

Instytut jednego filmu
Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia. Foto: Polskie Radio

W zapowiedziach, dotyczących tworzenia superprodukcji nad Wisłą, jesteśmy całkiem nieźli. Takową miało być „Quo Vadis” Jerzego Kawalerowicza, czy „1920 Bitwa warszawska” Jerzego Hoffmana. I choć producenci tych filmów dysponowali - jak na polskie warunki - rekordowymi budżetami, to efekt końcowy był raczej niespecjalny. U Kawalerowicza walił się tekturowy Rzym, a u Hoffmana sceny walki w 3D, których zresztą było niewiele, nie porywały. Najprościej byłoby pewnie winę zrzucić na pieniądze. „Quo Vadis” ponoć kosztowało 18 mln dolarów (ok. 76 mln złotych). Przy zderzeniu z filmami takimi jak „Avatar” (425 mln dol.), „Piraci z Karaibów: Na krańcu świat” (300 mln dol.), „Pearl Harbor (151,5 mln dol.)”, wydać, że przepaść jest ogromna.

Polski Instytut Sztuki Filmowej takiej produkcji oczywiście nie sfinansuje, bo ze swoim budżetem, który w 2014 roku wyniósł 145,07 mln zł., co najwyżej mógłby opłacić gaże aktorów. Średnia dotacja Instytutu dla filmu fabularnego to ok. 3-3,5 mln zł. Prof. Gliński chyba to wie – albo przynajmniej intuicja mu to podpowiada - i deklaruje w wywiadzie dla radiowej Dwójki, że środki na super-patriotyczną-produkcję znajdą się gdzie indziej. Być może w budżecie ministerstwa, który w 2014 roku wyniósł 3 110 718 000 zł.

Ale pieniądze na produkcję to nie wszystko. Dochodzi to tego jeszcze promocja. Niestety, masowego odbiorę ze świata historia rtm. Pileckiego czy rodziny Ulmów, może nie porwać. A zatem niezbędna byłaby duża akcja marketingowa obliczona zapewne na kilkanaście co najmniej dodatkowych milionów dolarów. A zatem, aby odnieść sukces, powinniśmy postawić na wszystko na jedną kartę: zawiesić na rok działalność połowy instytucji kulturalnych w Polsce, składając je na ołtarzu wyższej idei.

A może można inaczej? Polskie kino znacznie lepiej wychodziło w przeszłości na produkcjach kameralnych, niesilących się na spektakularne efekty, bardziej wymagających. Przykładem niech będzie tu film „Ida” o skromnym budżecie raptem ok. 2 mln euro. Zamiast więc tworzyć drogie, może postawmy na filmy dobre? Nie pod masowego widza, który w superprodukcjach może przebierać jak w produktach w supermarketach, a dla osób opiniotwórczych. Potraktujmy ich jako – mówiąc górnolotnie – posłańców naszych idei. Czy nie na tym polega ekonomia, że minimalizując ryzyko i koszty, szukamy jak największych zysków?

REKLAMA

Błażej Prośniewski

 

 

 

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej