Historia kredytów frankowych zmierza ku końcowi. Przypominamy początki całego zamieszania
Pierwsze pożyczki we franku szwajcarskim (CHF) pojawiły się na polskim rynku w 1996 r. za sprawą banków o rodowodzie austriackim i były przyznawane na zakup samochodów. W latach 2001 - 2003 niemal 2/3 pożyczek motoryzacyjnych udzielono we franku. Kiedy klienci przyzwyczaili się do kredytów w CHF, banki zaczęły proponować kredyty hipoteczne w tej walucie.
2023-02-16, 09:30
Po wejściu Polski do UE ceny mieszkań zaczęły rosnąć. Dobra sytuacja gospodarcza i związany z nią ogólny optymizm sprawiły, że ludzie coraz śmielej myśleli o zakupie własnego M.
- W latach 2006-2008 nastąpił prawdziwy boom na rynku frankowych kredytów hipotecznych - oceniła mecenas Anna Lengiewicz, założycielka kancelarii LWB.
Według niej kredyt we frankach szwajcarskich bardzo się wtedy opłacał, bo jego oprocentowanie było znacznie niższe niż złotowego. Ponadto frank był walutą ze sztywnym kursem, utrzymywanym przez Szwajcarski Bank Centralny, co pozwalało łatwo wyliczać raty i tworzyć symulacje spłaty zobowiązań.
- Banki były zachwycone udzielając coraz większej ilości kredytów frankowych, bo mogły na tym coraz więcej zarabiać - stwierdziła mecenas Lengiewicz.
REKLAMA
Nieliczne opinie na temat potencjalnych niebezpieczeństw związanych z kredytami frankowymi były bagatelizowane.
Jak wynika z danych Komisji Nadzoru Finansowego w 2004 r. łączna wartość kredytów w walucie obcej wyniosła 6,1 mld zł, natomiast tylko w szczytowym 2008 roku - wartość kredytów w CHF wyniosła 56 mld zł, czy prawie 10 razy więcej.
Ciekawe porównanie kredytów frankowego i złotowego w 2005 roku przedstawił dr Adam Barembruch z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego. Oprocentowanie kredytu hipotecznego w wysokości 300 tys. zł zaciągniętego na 30 lat w złotych - wynosiło wówczas ok. 5,80 proc, a we frankach szwajcarskich 1,74 proc.
- Wybór między ratą na poziomie 2200 zł w przypadku kredytu złotowego a ratą około 1400 zł w przypadku kredytu frankowego (różnica prawie 800 zł) był dla wielu potencjalnych kredytobiorców oczywisty. Warto dodać, że niższe raty spłaty kredytu we franku szwajcarskim przekładały się na wyższą zdolność kredytową kredytobiorców, ponieważ w mniejszym stopniu obciążały domowy budżet. Zdolność kredytowa w analizowanym przykładzie wyniosła w przypadku kredytu złotowego 210 000 zł, natomiast w przypadku kredytu frankowego aż 320 000 zł - komentował dr Barembruch.
REKLAMA
Nic więc dziwnego, że szwajcarska waluta zrobiła tak zawrotną karierę w bankowości.
- Oczywiście, należy też pamiętać, że przy udzielaniu tych kredytów rzadko wspominano o jakichkolwiek ryzykach związanych z zobowiązaniem we franku - dodała mecenas Lengiewicz.
Aż przyszedł kryzys
W 2008 r. pojawiły się pierwsze zwiastuny nadchodzących problemów z frankami. Nadszedł kryzys gospodarczy, wywołany m.in. pęknięciem bańki spekulacyjnej na amerykańskim rynku nieruchomości. Rynki stały się nieprzewidywalne, ludzie zaczęli tracić pracę, a kurs franka rosnąć, stając się mało stabilny.
W 2008 frank kosztował 1,96 zł, zaś na początku 2015 r. aż 4,29 zł. W ciągu 7 lat rata kredytu w CHF wzrosła więc ponad dwukrotnie. Jeśli na początku wynosiła ona np. 980 zł (500 franków), to na koniec już 2145 zł.
Na dodatek 5 stycznia 2015 r. Szwajcarski Bank Centralny podjął decyzję o uwolnieniu franka, co dziesięć dni później spowodowało dalszy wzrost jego kursu - do 5,19 zł (2 lutego 2022 kurs franka względem złotego wynosił 4,38 zł).
REKLAMA
- To wszystko spowodowało gwałtowny wzrost zadłużenia wszystkich kredytobiorców. Frankowicze stanęli również w obliczu faktu, że to, co kupili w zamian za kredyt (mieszkania, domy) nie wystarczy, nawet po ich śmierci, na jego spłatę, bo dług jest wyższy niż wartość tej nieruchomości - powiedziała mecenas Lengiewicz.
Jak podkreśliła prawniczka, przez lata instytucje państwowe albo nie dostrzegały problemu, jaki niosą ze sobą kredyty frankowe, albo nie były zainteresowane uczestniczeniem w jego rozwiązywaniu.
- Dopiero w 2018 roku, po zapoznaniu opinii publicznej z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, sądy w Polsce zaczęły przychylniej patrzeć na problemy frankowiczów, na fakt ich rażącego niedoinformowania w procesie zaciągania kredytu - powiedziała mecenas Lengiewicz.
Banki nie informowały kredytobiorców odpowiednio wyczerpująco o ryzyku, jakie niesie za sobą wzięcie kredytu w obcej walucie.
REKLAMA
Nie tylko polski problem
- Kredyty frankowe były problemem nie tylko w Polsce, ale również w innych państwach, na przykład we Francji, na Węgrzech, w Rumunii czy Hiszpanii. Dowiadujemy się o tym z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Tamtejsze sądy nie zawsze były przychylne i nie zawsze rozumiały kwestie nieuczciwych postanowień umownych, czy też kwestii niepoinformowania konsumenta o ryzyku kursowym - powiedziała mecenas Lengiewicz.
Procesy w sprawie frankowiczów z innych krajów pokazują w jaki sposób Trybunał Sprawiedliwości UE rozumie zapisy dyrektyw unijnych dotyczących ochrony konsumentów przed nieuczciwymi postanowieniami umownymi.
Posłuchaj
- Bardzo ciekawe orzeczenia zapadły we Francji. Ustalono tam, że terminy przedawnienia, które są zawarte w prawie, nie mają zastosowania w przypadku nieuczciwego warunku zawartego w umowie kredytowej. Można z tym iść do sądu w momencie, kiedy się dowiedzieliśmy, że nasza umowa zawiera nieuczciwe warunki - powiedziała mecenas Lengiewicz.
Jest to o tyle ważne, że w każdym prawie możliwość odwołania się do sądu jest limitowana czasem.
REKLAMA
- Ale właśnie tutaj, ze względu na nierówność stron umów frankowych zostało to zmienione. Z jednej strony mamy bowiem ogromny bank, który dysponuje wiedzą i kapitałem, a z drugiej zwykłego konsumenta. Taki człowiek może się dowiedzieć z orzeczenia w sprawie swojego kolegi, czy artykułu w prasie, że jego umowa zawiera nieuczciwe postanowienia, i zamiast cierpieć po ciuchu może w dowolnym momencie skierować sprawę do sądu - tłumaczyła prawniczka.
Niedoinformowani o ryzyku
Kolejną kwestią, którą zajął się sąd europejski, była sprawa odpowiedniego poinformowania o ryzykach związanych z kredytem we franku szwajcarskim.
- W przypadku ryzyka kursowego związanego z walutą, do której kredyt jest denominowany, konsument powinien otrzymać informację jasną i przejrzystą z punktu widzenia językowego, ale ta informacja powinna mu umożliwić zrozumienie ekonomicznych konsekwencji decyzji o zawarciu takiej umowy. I chodzi nie tylko o ryzyko przy podpisywaniu dokumentów, ale również przez cały czas jej obowiązywania - powiedziała mecenas Lengiewicz.
Dobrym przykładem jest tu orzeczenie w sprawie węgierskiej.
REKLAMA
- Sąd uznał, że podpisanie kartki papieru z tekstem "Jestem świadomy, że istnieje ryzyko kursowe" jest absolutnie niewystarczające. Konsument powinien wiedzieć, w jaki sposób różnice w wartości waluty będą miały wpływ na jego sytuację ekonomiczną, zobowiązania majątkowe w przyszłości - tłumaczyła mecenas Lengiewicz.
Podobne wyroki zapadły także w przypadku hiszpańskich konsumentów. Teraz wiadomo, że bank musi wykazać, że odpowiednio poinformował konsumenta o konsekwencjach zawarcia umowy we franku.
Wyroki w sprawie kredytów frankowych z całej Europy dają więc nadzieję na wygranie spraw w sądzie także i polskim konsumentom. Orzeczenie TSUE powinno wyjaśnić sprawę do końca.
PolskieRadio24.pl/ IAR/ PAP/ mib
REKLAMA
REKLAMA