Dwa lata od napaści Rosji na Ukrainę. "Człowiek stara się skupić na sporcie"
24 lutego 2024 minęły dwa lata od napaści Rosji na Ukrainę. Ukrainka Łesia Smolinh, piłkarka ręczna KPR Gminy Kobierzyce przyznała, że najtrudniejsze były pierwsze tygodnie po wybuchu wojny. - Trudno było się z tym pogodzić, że to dzieje się naprawdę – powiedziała w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
2024-02-24, 12:45
Dwa lata po agresji
W środę późnym wieczorem w szlagierowym meczu piłkarki ręczne KPR Gminy Kobierzyce pokonały FunFlor Lublin (30:26), a jedną z bohaterek spotkania była Lesia Smolinh, która zdobyła trzy gole. Ponieważ w lidze nastąpi teraz przerwa na reprezentację, w czwartek rano ukraińska rozgrywająca wyruszyła w podróż do domu.
- Jasne, że tęsknię za domem. Chyba nie ma sportowca, który grając gdzieś poza swoją ojczyzną nie tęskniłby za domem. To zupełnie normalne. Kiedy mamy dłuższą przerwę w grze, jak teraz, staram się pojechać do domu – powiedziała ukraińska zawodniczka.
Przerwa w rozgrywkach ligowych zbiegła się z drugą rocznicą napaści Rosji na Ukrainę i tym samym piłkarka ręczna zespołu z Dolnego Śląska będzie miała okazję ten wyjątkowy czas spędzić z bliskimi.
- Aż trudno w to uwierzyć, że do już dwa lata. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że doskonale zdajemy sobie wszyscy sprawę, że ta wojna szybko się nie skończy. To będzie jeszcze trwać, bo nie widać rozwiązania tego konfliktu. Jest przykro, bo wojna zabrała już bardzo wielu wspaniałych ludzi i pewnie zabierze kolejnych. Może to dziwnie zabrzmieć, ale trzeba było do tego przywyknąć i się z tym pogodzić, bo inaczej nie da się normalnie żyć – powiedziała Smolinh.
Codzienna obawa o Ukrainę
Przed podpisaniem kontraktu z KPR Kobierzyce rozgrywająca broniła w polskiej ekstraklasie barw zespołu z Koszalina i MKS Jarosław. Wojna nie dotknęła jej bezpośrednio, ale, jak przyznała, mocno przeżywa, co się dzieje w Ukrainie.
- Cały czas mam kontakt z domem i jestem na bieżąco z wydarzeniami w kraju. Najtrudniejsze były pierwsze tygodnie po wybuchu wojny. Trudno było się z tym pogodzić, że to dzieje się naprawdę. Ciężko było nie myśleć o tym non stop. Nie dawałam momentami sobie z tym rady, ale nie było wyjścia i trzeba było się nauczyć z tym żyć. Mijają dwa lata, a ja każdy poranek zaczynam od informacji, co się dzieje w Ukrainie, a później dopiero idę do pracy i robię swoje – wyjaśniła.
>>>ANALIZA:
W kadrze podwrocławskiej drużyny są jeszcze dwie inne Ukrainki: bramkarka Wiktoria Saltaniuk i obrotowa Anastasija Mełekescewa. Jak przyznała Smolinh, temat wojny jest częstym w rozmowach z rodaczkami.
- Chyba zawsze schodzimy na temat tego, co się dzieje w kraju. Wymieniamy się informacjami, spostrzeżeniami. To chyba naturalne? Każda z nas na swój sposób przeżywa to, co się dzieje. Każda z nas chciałaby, aby to się skończyło, ale tak jak wspomniałem i to jest najsmutniejsze, że końca tej wojny nie widać – dodała.
Chociaż w Polsce Smolinh czuje się bardzo dobrze, w maju po zakończeniu trwającego sezonu chce już na stałe wrócić do ojczyzny.
- Tam, gdzie mieszkam, jest raczej spokojnie. Chcę odpocząć i spojrzeć na życie z innej strony. Chcę też być bliżej rodziny. Te ostatnie dwa lata były bardzo męczące. Człowiek stara się skupić na sporcie, robić swoje, ale gdzieś tam zawsze jest pewien niepokój. Ale to później. Teraz kilka dni spędzę w domu i wracam do Kobierzyc, bo walczymy o medal mistrzostw Polski – podsumowała Ukrainka
>>> INWAZJA ROSJI NA UKRAINĘ - zobacz serwis specjalny <<<
REKLAMA
- Rosja wymazuje tożsamość Mariupola. Dlatego tak ważna jest pamięć i dokumentacja
- "Nikt tego się nie spodziewał, dlatego zostaliśmy w Mariupolu". Wojenne kalendarium: te daty Rosja zapisała krwią
- Mariupol - miejsce przerażających zbrodni wojennych. Odpowiada za nie Putin i liczni wykonawcy jego polityki
kp/PAP
REKLAMA