Rakieta manewrująca nad Polską. Ekspert: Rosjanie nic nie robią przypadkiem
- Rosjanie niczego nie robią przypadkiem. Bez wątpienia łączą działania związane z atakiem na Ukrainę z testowaniem NATO, testowaniem przestrzeni powietrznej - mówił w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku.
2024-03-24, 12:02
Paweł Kurek, dziennikarz portalu PolskieRadio24.pl: W niedzielę o godz. 4:23 rosyjska rakieta wleciała w polską przestrzeń powietrzną. Przekroczyła granicę około 2 km, następnie wyleciała z naszego terytorium. Zacznę od jednego z głównych pytań, jakie nasuwają się w takiej sytuacji. Czy to był przypadek, błąd? Czy trajektoria lotu tej rakiety została zaplanowana tak, by wleciała ona w polską przestrzeń powietrzną?
Prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku: Przede wszystkim rakiety lecą po trajektoriach, które zostały zaprogramowane przez tych, którzy je wypuścili. Rosjanie, programując w taki sposób trajektorię i trasy przelotu rakiet, mają świadomość, że mogą one wejść w polską przestrzeń powietrzną. Oni nawet zakładają, że wejdą one w polską przestrzeń powietrzną, właśnie po to, by ułatwić sobie atak ukraińskich celów od strony, od której teoretycznie obrona jest najsłabsza. Wtargnięcie w obronę ukraińską następuje wtedy teoretycznie z terytorium państwa NATO. Rosjanie niczego tu nie robią przypadkiem. Bez wątpienia łączą działania związane z atakiem na Ukrainę z testowaniem NATO. Testowaniem przestrzeni powietrznej. W tym przypadku Polski. Ale pamiętajmy, że nie tylko nad Polską przestrzenią powietrzną dochodzi do takich zdarzeń. Działo się tak między innymi nad terytorium Mołdawii czy na innych obszarach. I, niestety, to jest normalne.
Jaki jest cel Rosji w stosowaniu takiej taktyki?
Rosjanie bez wątpienia chcieliby doprowadzić do sytuacji, w której aktywujemy systemy obrony powietrznej czasów wojny. Że będziemy próbowali te rakiety nie tyle sprawdzać, co od razu zestrzeliwać. Ale każde aktywne działanie z naszej strony, polegające na próbie zniszczenia tego typu pocisku, będzie wiązać się z potencjalnym zagrożeniem. Systemy, które będą próbowały przechwycić ten pocisk - czy to będą efektory, samoloty F-16 czy rakiety przechwytujące odpalone z ziemi - mogą trafić, ale też mogą nie trafić w ten obiekt. Może to na przykład doprowadzić do tego, że rakieta wystrzelona przez nasz system spadnie po stronie ukraińskiej.
A gdy nasza rakieta trafi w rosyjską?
To równie dobrze możemy mieć sytuację, w której ta, powiedzmy, półtonowa głowica rakiety manewrującej, wraz ze szczątkami, spadnie na głowy mieszkańców Polski. Jeżeli tylko spadnie, to pół biedy. Jeżeli spadnie i eksploduje, to skutki będą jeszcze bardziej katastrofalne. Ukraińcy pokazują nam każdego dnia, kiedy bronią się przed uderzeniami rosyjskimi, że obrona przeciwlotnicza, nawet jak strąca tego typu rakiety, to ich szczątki spadają i doprowadzają do dużych zniszczeń.
REKLAMA
Czy powinniśmy zatem pozostawać wobec takich działań bierni i obserwować jedynie trajektorię lotu, upewniając się, że rakieta nie leci w głąb naszego kraju?
Absolutnie tak. Polska nie znajduje się w stanie wojny, więc obowiązują nas procedury rozpoznawania zagrożeń czasu cywilnego. Znajdując się w czasie wojny, możemy uznać, że zestrzelenie takiego środka napadu powietrznego jest najważniejsze. W przypadku pozostawania w stanie pokoju mamy określone procedury, które muszą być spełnione. Wiążą się one z rozpoznaniem, przechwyceniem i z rozpoznaniem obiektu wzrokowo. Z dostosowaniem naszej reakcji do tego, by skutki działania były jak najmniejsze. Ponieważ wiemy, że większość tych obiektów programowana jest tak, by naruszyć przestrzeń, a następnie wlecieć na teren Ukrainy, to naszym celem jest pilnowanie tego obiektu w trakcie przelotu nad terytorium Polski. Taka obserwacja jest konieczna, bo może się zdarzyć, że pocisk jednak nie zawróci - ponieważ Rosjanie celowo go tak zaprogramowali albo uległ awarii - i powtórzy się to, co było pod Bydgoszczą, tylko tym razem z uzbrojoną głowicą. Wtedy musimy podjąć decyzję o zestrzeleniu takiego obiektu. Ale tylko wtedy. Natomiast kiedy mamy pewność, że on wtargnie, przeleci w określony obszar i wyleci z przestrzeni powietrznej, to niestety logika nakazuje pozwolenie na to. Paradoksalnie służy to bezpieczeństwu ludności cywilnej i infrastruktury naszego kraju.
Jeśli niebezpieczny obiekt wleci w naszą przestrzeń powietrzną i będzie kierować się dalej, to ile mamy czasu na reakcję? W którym momencie możemy skutecznie podjąć działanie - po minucie, dwóch, pięciu?
Kluczem nie jest czas, ale trajektoria. Kluczem jest to, że w momencie kiedy taka rakieta zjawia się na terytorium naszego kraju, jest śledzona przez radary, obserwowana np. przez parę dyżurnych samolotów, czy też na przemian przez dwie pary dyżurnych samolotów. My obserwujemy jej trajektorię, sposób lotu i każdorazowo, na podstawie tych wszystkich danych, które posiadamy, będziemy musieli podjąć decyzję, co zrobić. W większości przypadków naszym celem jest, mówiąc brutalnie, odczekanie, żeby poleciała z powrotem na stronę ukraińską. Z tych względów, o których wcześniej powiedziałem. Ponieważ każde bojowe przechwycenie takiego środka napadu powietrznego wiąże się z potencjalnymi kosztami upadku tej rakiety - efektorów, szczątków, obu tych rzeczy - na obszary zamieszkałe na terenie kraju.
Zapytam wprost. Czy w obliczu wojny w Ukrainie, przyjętej taktyki działań Rosji, prędzej czy później na terytorium Polski może dojść do niebezpiecznego zdarzenia? Oczywiście to, co wydarzyło się w Przewodowie, gdzie zginęły dwie osoby, było taką tragiczną sytuacją, ale wiemy też, że była to rakieta ukraińska i nie było tu celowego działania. Pod Bydgoszczą na szczęście obyło się bez ofiar - tu z kolei mieliśmy do czynienia z rosyjskim obiektem. Ale czy jesteśmy w stanie uniknąć kolejnych podobnych zdarzeń? Czy nasze systemy obrony powietrznej zadziałają w porę?
Bydgoszcz nam udowodniła, że rakiety mogą ulegać awarii - jeśli zakładamy, że nie było specjalnie zaprogramowanej trajektorii po to, by leciała w przestrzeń powietrzną polską. Każdy środek napadu powietrznego, który Rosjanie konstruują, może ulec awarii. W wyniku tej awarii albo celowego działania może ona polecieć w głąb naszego terytorium. Stąd też te systemy przechwytywania. Na razie - ponieważ Rosjanie są konsekwentni w ostrzale Ukrainy w określony sposób i po określonych trajektoriach - możemy na tym obszarze sprawdzać, w jaki sposób te środki napadu powietrznego lecą i możemy próbować je śledzić i przechwytywać, jeśli jest to konieczne. Na szczęście obszar, w którym wlatują one na terytorium Polski, jest mniej więcej znany. A więc możemy nadzorować i ochraniać ten obszar. Ponieważ odpalenie tych rakiet następuje na tyle wcześnie - w większości przypadków w głębi Federacji Rosyjskiej - że mamy czas na śledzenie ich trajektorii. Bazując przy tym między innymi na informacji ukraińskiej. Mamy czas na poderwanie samolotu, na ocenę zagrożenia. Dlatego wszelkie działania będą podejmowane w czasie rzeczywistym, bo po prostu nie wiemy i nigdy nie będziemy wiedzieć do momentu, kiedy taka rakieta opuści naszą przestrzeń powietrzną, czy wszystko jest w porządku, czy nie ma awarii, czy jest jakiś inny cel.
Na ile wcześnie jesteśmy w stanie śledzić trajektorie lotu rakiet, które zagrażają Polsce? Przecież nie odbywa się to dopiero w momencie, gdy znajdą się one w naszej przestrzeni powietrznej.
My śledzimy całą przestrzeń powietrzną. Ukraina broni się także dlatego, że ma nasze "oczy" - radarowe, satelitarne itd. Rosjanie wystrzeliwują większość tego typu pocisków manewrujących ze swoich samolotów. A więc w momencie, w którym samoloty zostają poderwane z rosyjskich lotnisk, mamy informację, że może nastąpić atak. Ukraina między innymi uruchamia system alarmu powietrznego. W momencie, w którym wiemy, że te rakiety zostały wystrzelone, lecą i mają uderzyć na terytorium Ukrainy, to mamy informację i czas na śledzenie tych trajektorii, na poderwanie par dyżurnych [samolotów F-16 - red.] i na analizę bieżącą zagrożenia. Wynika to stąd, że to nie są pociski, które wystrzeliwane są przy naszej granicy. Dlatego jest czas, by wszystkie te procedury uruchomić. Nieraz jest też tak, że pary dyżurne i procedury są uruchomione na wszelki wypadek, mimo że trajektorie rakiet i cele, które w tym momencie wybrała Federacja Rosyjska, nie są w pobliżu granic Polski i nie dotyczą wysuniętych celów strategicznych na naszej wschodniej, lecz na ukraińskiej, zachodniej granicy. Natomiast są takie momenty, kiedy rzeczywiście rakiety lecą po tych zadanych trajektoriach i wlatują w przestrzeń powietrzną naszego kraju. Już wtedy są śledzone. Wtedy każdorazowo, jeżeli coś będzie nie tak, to decyzja zostanie podjęta w czasie rzeczywistym.
REKLAMA
W takiej sytuacji myśliwce są zawsze podrywane?
Myśliwce są zawsze podrywane. W momencie, gdy Ukraina ogłasza alarm przeciwlotniczy i wiemy, że wystrzelono np. pociski manewrujące z samolotów, w tym momencie cały nasz system powietrzny i obrony powietrznej zostaje postawiony w stan gotowości. Też zostają poderwane samoloty, bo nie będzie czasu na poderwanie samolotu, jak jakiś środek napadu powietrznego np. z powodu awarii wkroczy w naszą przestrzeń powietrzną. Wszystkie systemy są przygotowane do reagowania. Natomiast kluczem jest, czy dolecą do nas te pociski czy nie. Ale musimy być cały czas gotowi. Cały system jest gotowy na potencjalne przechwycenie takiego celu.
Zatem dziś nad ranem nasz system obrony powietrznej zadziałał prawidłowo?
Działają procedury. Te procedury są święte i one cały czas działają. Działają, gdy następuje alarm powietrzny na Ukrainie, gdy poderwane są samoloty, które mogą wystrzeliwać te pociski, kiedy analizujemy przypadek wystrzelenia pocisków z jednostek rakietowych czy z łodzi podwodnych. We wszystkich tych przypadkach musimy być gotowi, ponieważ nie znamy celów, które w danym momencie zostały wyznaczone.
Zobacz również:
- Dr Michta: Europa musi się zbroić, nie ma powrotu do przeszłości. Putina nie odstraszy specjalny komisarz
- Wojna w Ukrainie. Rosyjski cios w energetykę. Największy do tej pory
- Atak w Rosji. Doradca prezydenta: trwają konsultacje z rządem
mpkor
REKLAMA