Mount Everest 2024. Za czym kolejka ta stoi? Na Everest z workiem na odchody: całkowicie mnie upokorzył
Najwyższa góra świata znów przyciągnęła tłumy. W 2024 roku każdy wspinacz na start wydał co najmniej 11 tysięcy dolarów, zaszył w kurtce specjalny chip i musiał uzbroić się w worek na odchody. Bomba poszła w górę – w bazie pod Mount Everestem po stronie nepalskiej jest 388 śmiałków z 60 krajów. Na szczyt można też się wspinać od strony Tybetu.
2024-05-03, 12:00
Jeszcze kilka miesięcy temu władze Nepalu sugerowały, że zamierzają ograniczyć szaleństwo związane z Everestem. Szybko okazało się jednak, że zrealizowanie tego ambitnego planu nie będzie znów możliwe. Pod Mount Everestem stawiła się silna ekipa marzących o wspinaczce na najwyższą górę Ziemi (8848 m n.p.m.). Ministerstwo Turystyki Nepalu wydało w tym sezonie 388 permitów (zezwoleń). Na Everest od strony Nepalu ma się wspinać 70 kobiet i 318 mężczyzn, a dzięki decyzji otwierającej niebo nad Everestem helikoptery mają działać już nie tylko w przypadku akcji ratowniczej - będą kursować niemal jak podniebne taksówki transportowe.
W porównaniu z ubiegłym sezonem rząd Nepalu wydał jednak znacznie mniejszą liczbę zezwoleń. Przed rokiem było ich 478. W tym roku liczba pozwoleń jest zatem o dobre 20 procent niższa. Wpływ na to może mieć fakt, że po raz pierwszy od czterech lat na najwyższą górę świata można też wejść od północy, od strony Tybetu.
W ostatnich sezonach, z powodu pandemii koronawirusa, władze chińskie zamknęły rejon Tybetu dla zagranicznych wypraw, ale w 2024 roku to się zmienia. Zespoły, które tej wiosny chcą wspiąć się na Everest północnymi trasami, wciąż jednak czekają na wydanie pozwolenia na wjazd na teren Chin. Według doniesień granica zostanie otwarta dopiero 7 maja. Wspinacze będą mieli czas do 1 czerwca, wtedy sezon na Mount Evereście po stronie północnej się zakończy. Władze chińskie ograniczyły liczbę zezwoleń do 300. Co bardzo istotne, od wysokości 7000 metrów zabronione jest wchodzenie na szczyt bez butli z tlenem.
Wyprawa na Mount Everest? Teraz tylko z GPS
Nowe przepisy obowiązują także w południowej części Nepalu. Od wiosny 2024 roku Ministerstwo Turystyki Nepalu wprowadziło obowiązek posiadania nadajników GPS dla wszystkich wspinaczy chcących zdobywać Mount Everest od strony nepalskiej. Czipy będą wszywane w kurtki i kombinezony alpinistów, co ma ułatwić ewentualne poszukiwania w razie wypadku.
REKLAMA
Nadajnik-czip przekazujący dane o miejscu przebywania w oparciu o system nawigacji satelitarnej będzie kosztował 10-15 dolarów. Zostanie wszyty do części wysokogórskiego ubrania każdego alpinisty przed wyprawą, po powrocie zaś wyjęty i przekazany do ministerstwa w celu sprawdzenia i ponownego użycia przez kolejną osobę.
Nadajniki wykonane zostały w jednym z europejskich krajów - nie ujawniono jednak w którym. - Renomowane agencje wysokogórskie stosują już system czipów, ale od teraz wprowadzamy obowiązek ich posiadania dla wszystkich. To pomoże przy ewentualnych poszukiwaniach zaginionej osoby - powiedział stacji CNN Rakesh Gurung, dyrektor nepalskiego ministerstwa.
System sprawdził się podczas poszukiwań ofiar lawin w Alpach. Eksperci wątpią jednak, czy może to również zwiększyć bezpieczeństwo w rejonie szczytu Everestu.
- W przypadku lawin lodowych zasięg systemu znacznie się zmniejsza - mówi Lukas Furtenbach, szef austriackiego operatora wypraw Furtenbach Adventures. - Byłoby lepiej, gdyby przewodnicy górscy po prostu nie zostawiali swoich klientów samych. Wtedy problem zostanie rozwiązany - dodaje Furtenbach.
REKLAMA
Głośno mówi się, że czipy mają ułatwić ewentualne poszukiwania w razie wypadku, ale rząd Nepalu, wprowadzając tę regulację, miał też inny cel, choć oficjalnie się o nim nie mówi - ukrócenie procederu nielegalnego pozyskiwania i przekazywania pozwoleń na wejście na "górę gór".
Koszt zezwolenia na zdobycie Czomolungmy wzrósł do 11 tys. dolarów. Turyści wysokogórscy muszą jednak przygotować znacznie większą sumę, bo całkowite koszty wypraw, organizowanych przez wyspecjalizowane agencje, należące w większości do Szerpów, szacowane są obecnie na 35 tys. dol. od osoby.
W ubiegłym roku rząd nepalski wydał 478 pozwoleń na zdobycie Mount Everestu. Ogromna liczba wspinaczy pod najwyższą górą globu powoduje od wielu lat nie tylko kolejki w drodze na Przełęcz Południową (między Everestem a szczytem Lhotse, 7900 m) oraz sam wierzchołek, ale też wzrastającą liczbę śmieci w bazie i wyższych obozach.
W 2023 roku na Evereście zginęło 12 osób, a sześć uznano za zaginione (sześciu Nepalczyków i dwunastu klientów zespołów komercyjnych) - więcej niż kiedykolwiek wcześniej w ciągu jednego sezonu.
Do historii przeszła akcja 30-letniego Gelje Sherpa, jednego ze zdobywców zimowego K2 (8611 m) w 2021 roku, który przez sześć godzin znosił na plecach klienta z Malezji przebywającego w strefie śmierci, czyli powyżej 7900 m, niemogącego o własnych siłach zejść do niższego, trzeciego obozu.
REKLAMA
Worki na odchody – zestaw obowiązkowy
By zminimalizować - choć w części - degradację środowiska, w tym roku wprowadzono nowe przepisy dotyczące m.in. liczby i wielkości namiotów (zakaz luksusowych namiotów jednoosobowych z toaletami) oraz obowiązek sprzątania przez himalaistów - klientów swoich odchodów.
Jinesh Sindurakar z Nepalskiego Stowarzyszenia Alpinizmu powiedział CNN, że szacuje się, iż w tym sezonie na Everest będzie się wspinać 1200 osób (klienci i przewodnicy).
- Każda osoba produkuje 250 gramów odchodów dziennie i w ramach ataku szczytowego spędza 2 tygodnie w wyższych obozach - wyjaśnił Sindurakar, dodając, że każdy wspinacz otrzyma dwa worki na odchody i z każdego z nich będzie mógł skorzystać sześć razy.
Sezon wiosna 2024 na Evereście będzie zatem przełomowy, jeżeli chodzi o ten fizjologiczny aspekt wspinana. Worki na odpady opracowane specjalnie do użytku na zewnątrz w niskich temperaturach można szczelnie zamknąć. Wnętrze pokryte jest mieszanką środków żelujących, enzymów i substancji neutralizujących zapach. Po użyciu trzeba je oczywiście znieść na dół.
REKLAMA
Nepalska organizacja zajmująca się ochroną środowiska Sagarmatha Pollution Control Committee (SPCC), która odpowiada za zarządzanie bazą pod Everestem i zatrudnia także lekarzy Icefall (o tym szerzej w dalszej części artykułu), ma czuwać nad przestrzeganiem tej zasady. SPCC szacuje, że pomiędzy obozem 1 na wysokości 6100 metrów a położonym na wysokości prawie 8000 metrów obozem 4 znajduje się łącznie około trzech ton odchodów. Połowa ekskrementów zalega na Przełęczy Południowej, właśnie w okolicach obozu 4, ostatniego w drodze na wierzchołek. Ponieważ pokrywa śnieżna coraz bardziej się kurczy, widok jest nieciekawy.
Zeszłej zimy, w regionie Everestu, dwie z przełęczy położonych na wysokości ponad 5800 metrów były całkowicie wolne od śniegu. - To niepokojące - mówi nepalski glacjolog Tenzing Chogyal Sherpa. - Dane pokazują, że liczba dni ze śniegiem, ilość śniegu i pokrywa śnieżna maleją - dodaje glacjolog cytowany przez Stefana Nestlera prowadzącego blog "Adventure mountain". Znikanie śniegu to negatywna tendencja. Nagie - i dlatego dziś czasem śmierdzące - góry ilustrują smutną rzeczywistość.
Helikoptery nie tylko na ratunek
Na mocy bezprecedensowej decyzji helikoptery będą mogły w tym sezonie przewozić sprzęt i zaopatrzenie do obozu 2 na wysokości 6400 m. Do tej pory helikoptery mogły znajdować się nad bazą jedynie w celu ratowniczym i przewożenia sprzętu (ewentualnie personelu) potrzebnego do przygotowania trasy na szczyt. Jednak opóźnienie otwarcia w tym sezonie trasy przez lodowiec Khumbu i, co za tym idzie, dłuższa i bardziej ryzykowna trasa skłoniły władze do zmiany polityki.
Rozwiązanie to jest odpowiedzią na presję wywieraną przez głównych dostawców wyposażenia, zdeterminowanych, aby trasa była gotowa do ataku szczytowego w oknach pogodowych, które prognozowane są na koniec maja, przed monsunem. Everest Chronicle cytuje Mingmę Sherpę, dyrektora generalnego Seven Summit Treks, przyznającego, że zorganizowanie trasy prowadzącej na szczyt w tym sezonie byłoby niemożliwe bez większego zaangażowania helikopterów.
REKLAMA
Eksperci wyjaśniają, że z jednej strony rozwiązanie zwiększy bezpieczeństwo lokalnych pracowników, którzy unikną długich wędrówek przez lodospad, spowalnianych przez ciężkie plecaki. Z drugiej strony inicjatywa jest daleka od przyjaznej dla środowiska i sprzeczna z wcześniejszym zamiarem władz, czyli ograniczeniem wpływu człowieka na górę.
Obecność helikopterów może zwiększyć też pokusę większego zysku. Znajdą się zapewne klienci, którzy chcąc uniknąć przejścia przez pierwszą część drogi na Everest - niebezpieczny i trudny lodospad - poproszą o przetransportowanie bezpośrednio do obozu 2.
W zeszłym roku 23 wspinaczy, którzy działali na Evereście, przyznało, że wykorzystali helikopter w drodze powrotnej - z obozu 2 przelecieli do bazy pod Everestem, skracając sobie drogę w dół.
Drony w gotowości
Drony transportowe mają być bardziej ekologiczną alternatywą. Jak podaje The Himalayan Times, tej wiosny dron DJI FlyCart 30 będzie przewoził śmieci z obozu 1 do bazy. W normalnych warunkach dron ważący 65 kg może unieść do 95 kg i przelecieć 28 km. Czas pokaże, jak poradzi sobie na Evereście na wysokościach od 5350 m do ponad 6000 m. Dron zasilany jest dwoma akumulatorami elektrycznymi, a pilot manewruje nim spod szczytu.
REKLAMA
Everest największym marzeniem - Hillary, Norgay, Messner, Rutkiewicz i Miotk napisali historię
Mount Everest jako największe wyzwanie (jest to szczyt najwyższy, ale nie najtrudniejszy) w zbiorowej świadomości istnieje od dziesięcioleci. Po raz pierwszy został zdobyty 29 maja 1953 r. Na Mount Everest wspięli się jako pierwsi na świecie Nowozelandczyk Edmund Hillary i Szerpa Tenzing Norgay. Wyprawa z 1953 roku była dziewiątym brytyjskim atakiem na najwyższy szczyt świata. W skład ekspedycji wchodzili Pułkownik John Hunt (kierownik), Charles Evans, George Band, Tom Bourdillon, Alfred Gregory, Wilfrid Noyce, Griffith Pugh, Tom Stobart, Michael Westmacott, Charles Wylie, Edmund Hillary, George Lowe, Tenzing Norgay, Sherpa Annullu, Korespondent The Times James Morris, a także 35 Szerpów oraz 362 tragarzy.
Wyprawa działała pod presją. W przypadku niepowodzenia w 1953 roku swoją próbę Brytyjczycy mogliby powtórzyć dopiero trzy sezony później, w 1956 roku. Na kolejne lata góra była bowiem już zabukowana - na rok 1954 pozwolenie na zdobywanie szczytu dostali już Francuzi, a na 1955 Szwajcarzy.
Pierwsza grupa osiągnęła Base Camp (bazę pod Everestem) 12 kwietnia. Od tego momentu, rozpoczęły się przygotowania do wytyczania optymalnego szlaku do przetransportowania tony sprzętu. W międzyczasie pierwsza grupa wspinaczy działała już w górze.
Już po trzech dniach od dotarcia do bazy, 15 kwietnia Hillary, Band i Lowe założyli obóz 2 (na około 6000 m), 22 kwietnia powstał obóz 3 (6260 m). 1 maja Hunt, Bourdillon i Evans założyli obóz 4. Obóz 5 (6820 m) założono 3 maja. Następnego dnia Bourdillon i Evans wspierani przez Warda i Wyliego osiągnęli miejsce obozu 6 na wysokości 7130 metrów. 17 maja założono obóz 7 na wys. 7440 metrów.
Do ataku szczytowego szef wyprawy John Hunt wybrał Toma Bourdillona i Charlesa Evansa. 26 maja wspinacze wystartowali zaopatrzeni w butle z tlenem. Udało im się dojść do wysokości 8750 metrów. Musieli jednak zrezygnować z dalszej wspinaczki, przeszkodą było wyczerpanie, zbyt późna godzina i problemy techniczne z aparaturą tlenową.
REKLAMA
Zdjęcie wykonane 26 maja 1953 roku - Edmund Hillary (z lewej) i Szerpa Tenzing Norgay (z prawej) oraz lider wyprawy John Hunt
W gotowości czekali już kolejni śmiałkowie, Edmund Hillary i Szerpa Tenzing Norgay, którzy 27 maja wyruszyli do ataku szczytowego. Na szczycie Everestu pszczelarz z Nowej Zelandii i Szerpa zameldowali się o 11.30, 29 maja 1953 roku. Na wierzchołku, w niskiej temperaturze, zrobili zdjęcia, zagrzebali w śniegu trochę słodkości i mały krzyżyk.
Po zejściu Hillary wypowiedział pamiętne słowa, nie zdając sobie sprawy, że za sprawą BBC, usłyszy je cały świat. Zdanie to brzmiało w oryginale: "we finally knocked the bastard off", czyli mniej więcej "w końcu załatwiliśmy skurczybyka!".
Wiadomość o zdobyciu szczytu dotarła do Londynu 2 czerwca, dniu koronacji królowej Elżbiety II.
"Imponujący prezent od biednego nowozelandzkiego pszczelarza i nepalskiego analfabety dla gasnącego imperium" - pisano o wyczynie Hillary'ego i Norgaya pod brytyjską banderą, wyczyn wzbudził bowiem wiele emocji wśród angielskich dżentelmenów. Nie wszystkim się podobało, że to akurat ci ludzie i to w dodatku nierodowici wysłannicy tronu zdobyli najwyższą górę świata.
REKLAMA
Ważnym gestem królowej, który zatrzymał lawinę krytyki, było przyznanie Hillary’emu tytułu szlacheckiego i Komandora Orderu Imperium Brytyjskiego. Wspinacz otrzymał wiadomość o wyróżnieniach, schodząc z karawaną wyprawy do bazy. Posłaniec królowej przekazał mu kopertę zaadresowaną do Sir Edmunda Hillary’ego, który z przerażeniem miał stwierdzić: "Skąd ja wezmę pieniądze na nowy kombinezon do pracy przy ulach. Przecież szlachcicowi nie wypada nosić brudnego".
Jedna noc sprawiła, że Hillary i Tenzing stali się bohaterami na całym świecie. Zarówno w Indiach, jak i w Londynie byli witani przez tłumy. Sir Edmund Hillary jako pierwsza żyjąca osoba pojawił się na pięciodolarowym banknocie w Nowej Zelandii. Tenzing Norgay zaś za swój udział z pionierskim zdobyciu najwyższej góry świata został odznaczony Medalem Jerzego.
Rutkiewicz utarła nosa kolegom
Z kolei pierwszym Polakiem na szczycie Everestu była Wanda Rutkiewicz. Kiedy kobiety nie odgrywały praktycznie żadnej roli w zdominowanym przez mężczyzn środowisku wspinaczki wysokogórskiej, Rutkiewicz zamierzała przełamać tę dominację.
"Chciałam wspinać się z kobietami, brać na siebie odpowiedzialność, a nie być prowadzona na szczyt przez mężczyzn" - mówiła Rutkiewicz. Nie mogła znieść myśli, że jako kobieta jest tylko ozdobą męskiej wyprawy.
16 października 1978 roku zdobyła Everest jako pierwsza Europejka i trzecia kobieta na świecie. Po tym osiągnięciu powiedziała:
REKLAMA
"Poczułam dziwny ucisk w okolicach żołądka. Bałam się, że spadnę i nikt tego nie zauważy. Nagle zabrakło mi powietrza. Zerwałam z twarzy maskę tlenową... W tamtej chwili nic nie mogło mnie powstrzymać. Człowieka stać na znacznie więcej niż sam sądzi. Stałam w najwyższym punkcie Ziemi. Byłam taka szczęśliwa... Gdy się rozejrzałam wokół, wydawało mi się, że widzę zakrzywienie kuli ziemskiej. Najwięcej znaczyło dla mnie to, że jako pierwsza osoba z Polski weszłam na Everest - i to w tym samym dniu, w którym Karol Wojtyła został papieżem. Ale nie chodzi tylko o mnie. Każdy ma przecież do pokonania swój Everest. Mój sukces był dowodem na to, że każdemu może się udać to, co sobie postanowi".
Posłuchaj
Gawęda Wandy Rutkiewicz – emocje, które wyzwalają się w człowieku podczas spotkania z górami. (Archiwum PR) 14:01
Dodaj do playlisty
Wanda Rutkiewicz była pierwszą Polką, ale jej koledzy postanowili też zaistnieć na Evereście. W listopadzie 1979 roku w Himalaje ruszyła silna ekipa pod dowództwem Andrzeja Zawady. Po 45 dniach akcji górskiej, 17 lutego 1980 roku o godzinie 14.40 miejscowego czasu biało-czerwona zatrzepotała na szczycie najwyższej góry świata. Było to pierwsze zimowe wejście w historii. Na szczycie stanęli Leszek Cichy, inżynier geodeta z Warszawy, lat 29 i Krzysztof Wielicki, inżynier elektronik z Wrocławia, lat 30.
Everest 1980. Partia czuła niedosyt, media pytały: czy to najwyższy szczyt, na którym pan był?
Everest bez wspomagania tlenem
Lista zdobywców Everestu bez wspomagania tlenem z butli nie jest zbyt długa, nawet takie sławy jak wspominana Wanda Rutkiewicz czy Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy (pierwsi w historii himalaizmu ludzie na szczycie ośmiotysięcznika zimą) czy Ania Czerwińska, wchodząc na Everest, z butli korzystały.
Jako pierwsi tej sztuki dokonali w 1978 roku Reinhold Messner (pierwszy na świecie zdobywca Korony Himalajów i Karakorum - wszystkie 14 ośmiotysięczników), który wraz z Peterem Habelerem zaatakował Everest od strony południowej, nepalskiej. Dwa lata później Messner powtórzył wejście bez tlenu, a w dodatku zrobił to samotnie. Wyczyn Włocha na najwyższej górze świata 25 lat później, w czerwcu 2005, powtórzył Marcin Miotk. I jest on jak na razie jedynym Polakiem, który na Everest wszedł bez tlenu i to samotnie. W tym sezonie Miotk działa na Makalu (8485 m), gdzie także chce wspiąć się bez używania tlenu.
REKLAMA
Zdobycie ośmiotysięcznika bez tlenu to inna kategoria wyczynu, dlatego kolejni śmiałkowie, którzy chcą spróbować zdobyć Everest w ten sposób, zwracają na siebie uwagę mediów.
W tym sezonie wśród nich jest Norrdine Nouar. Niemiecki alpinista właśnie wspiął się - bez butli z tlenem - na Annapurnę (8091 m) - to był jego drugi ośmiotysięcznik. Teraz chce spróbować swoich sił na najwyższej górze świata. "Mam nadzieję, że nie pobijemy ponownie zeszłorocznego, smutnego rekordu zgonów na Evereście" - powiedział 36-latek cytowany przez blog Abenteuer Berg.
Everest zabija, ale ryzyko przyciąga
Zdobycie Everestu to przedsięwzięcie ekstremalne, wymagające miesięcy, a nawet lat intensywnych treningów i przygotowań. Należy jednak mieć świadomość, że nawet perfekcyjne przygotowanie nie gwarantuje sukcesu. Góra pochłonęła już życie ponad 300 osób, w tym doświadczonych himalaistów.
Jednak wciąż przyciąga ona setki, pełnych determinacji, wspinaczy. Co ich motywuje do ataku na najwyższy szczyt świata?
REKLAMA
Duma reprezentowania swojego narodu, rodziny, środowiska to dobry powód dla wielu. - Pamiętam, jak zasadziłem orle pióro (amulet od indiańskich przodków) na szczycie świata i poczucie prawdziwego przywileju, jakie odczuwałem, reprezentując nasz naród. To dlatego zdecydowałem się wejść na szczyt Everestu, aby dać przykład młodemu pokoleniu indiańskich dzieci, chciałem pokazać, że wszystko jest możliwe - powiedział Doktor Jacob Weasel, chirurg urazowy, który zdobył Everest w 2018 roku.
- Wiem, jak tam jest, dla mnie osobiście jedynym prawdziwym usprawiedliwieniem dla narażania życia swojego i innych osób jest wspinaczka z powodu znacznie ważniejszego od ciebie - dodał.
Alana Arnette'a, trenera wspinaczki, który zdobył Everest w 2014 roku, motywowała choroba matki.
REKLAMA
- Przy pierwszych trzech próbach nie byłem pewien, dlaczego tam pojechałem - mówił Arnette cytowany przez CNN. Kiedy u jego matki zdiagnozowano chorobę Alzheimera, inaczej spojrzał na cel wspinania.
- Chciałam to zrobić, aby zebrać pieniądze na rzecz osoby chorej na Alzheimera i uczcić pamięć mojej matki - wyjaśnił.
Sangeeta Bahl, która w 2018 roku, mając 53 lata, została najstarszą Hinduską, która stanęła na szczycie Mount Everestu, wyznała szczerze:
- Everest całkowicie mnie upokorzył. Płakałam na szczycie i zawsze byłam wdzięczna za to niezapomniane przeżycie w moim życiu. Poczułam jednak, że jestem tylko pyłkiem piasku stojącym na szczycie świata.
REKLAMA
W pogoni za rekordem
Tradycyjnie już w bazie pod Everestem pojawią się łowcy rekordów, którzy podejmą próbę zapisania się w historii. Jeden ze wspinaczy, 59-letni rosyjski alpinista i przewodnik górski Walerij Babanow, spróbuje zostać najstarszą osobą, która osiągnęła "dach świata" bez dodatkowego tlenu. Babanov jest dwukrotnym zdobywcą prestiżowej nagrody Piolet d'Or za pierwsze wejścia w Indiach i Nepalu, w tym za samodzielne wejście filarem Shark Fin na słynny indyjski szczyt Meru Central (6310 m). "Przygotowywałem się do tego przez całe życie" – napisał na Instagramie.
Dwie Nepalki szukają własnych rekordów: Purnima Shrestha ma nadzieję zostać pierwszą kobietą, która zdobędzie szczyt trzy razy w ciągu jednego sezonu, a Phunjo Lama próbuje odzyskać swój rekord najszybszego wejścia kobiety na szczyt. Obie panie stoją przed poważnymi wyzwaniami w związku z wyznaczoną na ten rok trasą wiodącą przez lodospad Khumbu, która wydłuża całkowite wejście o około dwie godziny w porównaniu z rokiem 2023.
Legenda Everestu Kami Rita Sherpa (54 lata) podejmie próbę zdobycia szczytu Everestu po raz 29. Jeżeli mu się uda, pobije własny rekord świata, ustanowiony po dwóch wejściach w zeszłym roku. Jeśli się powiedzie, będzie to również jego 43. wyprawa na szczyt o wysokości 8000 metrów.
REKLAMA
Kami Rita Sherpa bije kolejne rekordy na Mount Everest
Wśród łowców przygód będzie Polak, influencer Jakub "Patec" Patecki. "Kości zostały rzucone. Wyruszamy!" - napisał w mediach społecznościowych.
Patecki nie jest totalnym nowicjuszem w górach, doświadczenie zdobywał w grudniu 2023 r., w trakcie swojej wyprawy na szczyt Ama Dablam (6812 m n.p.m.), potem podczas przygotowań trenował na obozie w Alpach, w przygotowaniach wspierał go nawet Adam Bielecki, pierwszy zimowy zdobywca ośmiotysięczników Gaszerbrum I i Broad Peak oraz zdobywca K2, Makalu i Gaszerbrum II.
Icefall Doctors - budowniczowie drogi na Mount Everest
Wszyscy, którzy mają w planach wspinaczkę na Everest, muszą dotrzeć do kolorowego miasteczka pod Everestem, czyli bazy (Base Camp). Obóz bazowy pod szczytem położony jest na wysokości 5364 m n.p.m. Dotarcie do C1 - obozu 1 (5943 m) - zajmuje około pięciu godzin. Pierwsza część wspinaczki należy do najbardziej zdradzieckich. Wspinacze pokonują najniebezpieczniejszy fragment lodowca Khumbu, tak zwany lodospad Icefall. Mimo że znajduje się on tuż nad obozem bazowym, to jest to jeden z najtrudniejszych etapów wspinaczki zarówno na Everest, jak i Lhotse oraz na Nuptse (trzy szczyty sąsiadują ze sobą).
REKLAMA
Ten odcinek drogi jest możliwy do przejścia dzięki wcześniejszym przygotowaniom, którymi zajmuje się mniej więcej od połowy marca wyselekcjonowana grupa zwana Icefall Doctors. Ich zadaniem przed każdym sezonem jest wytyczenie drogi od bazy aż do obozu 2 tak, by przejście tego odcinka było możliwe dla wspinaczy. Montują kilometry lin poręczowych, nad szczelinami umieszczają drabiny, by wspinacze mogli przemieszczać się w dół, w górę, a także poziomo. Pracę tę wykonują od nowa w każdym sezonie, bo lodowiec wciąż pracuje, zmienia swój układ, niszczy wcześniej zainstalowane ułatwienia.
W tym roku Icefall Doctors z agencji Seven Summit Treks przygotowują trasę w składzie: Tenjing Gyalje Sherpa, Namgel Dorjee Tamang, Pemba Tashi Sherpa, Gelje Sherpa, Dawa Sherpa, Phurba Chhotar Sherpa, Suku Bahadur Tamang, Lakpa Rinjin Sherpa, Tashi Sherpa i Pam Dorjee Sherpa.
Zespół planuje otworzyć drogę wspinaczkową na sam szczyt Everestu do 10 maja, zastrzegając, że zależy to od warunków atmosferycznych. Pracujący przy przygotowaniu trasy Icefall Doctors działają etapowo. Na najbardziej zdradliwej części lodospadu Khumbu umieszczanie lin i drabin zakończyli 17 kwietnia, tym samym otworzyli trasę wspinaczkową z obozu bazowego do obozu 2.
"Doktorzy" pracujący na Evereście będą tam przez cały sezon, bo Icefall wymaga codziennych "przeglądów". Będą sprawdzali i naprawiali destrukcyjne efekty działania topniejącego ciągle lodowca. Bez ich pracy o wspinaczce w kierunku szczytów Everestu, Lhotse czy Nuptse wielu śmiałków mogłoby jedynie pomarzyć.
REKLAMA
Zimowa wyprawa na Everest w 1980 była jedną z największych i najbardziej skomplikowanych organizacyjnie wypraw Polskiego Związku Alpinizmu. Polacy odnieśli sukces, który wydawał się niemożliwy do osiągnięcia, portal PolskieRadio24.pl prezentuje wydarzenia z 1980 roku w serwisie specjalnym "Everest 1980” >>> ZOBACZ SERWIS
Czytaj także:
- "(Nie)zdobyta góra. Broad Peak i K2 ‘82". Kukuczka i Kurtyka na K2 "najsilniejsi z bab" i na lewiźnie
- Mount Everest 1989. Tragedia jakiej nie było i heroiczna walka Artura Hajzera o życie Andrzeja Marciniaka
- 70 lat temu zdobyto pierwszy ośmiotysięcznik. Annapurna, wyjątkowa góra też dla Kukuczki
- Sukces a potem tragedia podczas pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak
- Ludzie gór pamiętają o "Słoniu". Artur Hajzer odpadł od ściany Gaszerbrumu I
- Piotrowski i Kukuczka, Polish Line na K2 w 1986. Jakże prorocze były słowa: wielu boleśnie osmali sobie skrzydła
- Jak zginęła Wanda Rutkiewicz? "Nadal nie jestem pewien, czy nie popełniłem błędu"
- Everest 1980. Zimą pierwsze skrzypce zagrali Polacy. Potem Messner wykonał imponujące solo bez tlenu
- Berbeka wychodzi z cienia Broad Peaku. "Mówiło się Zawada, Kukuczka, Wielicki. Zakopane było z boku"
- Jerzy Kukuczka nie był drugi, był wielki
- Film "Broad Peak". Kłamstwo, które bolało 25 lat
ah, Polskieradio24.pl, The Kathmandu Post, Everest Today/wmkor
REKLAMA