Na Mazurach rozpętało się piekło, seria wypadków. Nie żyje mężczyzna

Przez półtorej godziny nad mazurskimi jeziorami wiał wiatr o sile siedmiu stopni w skali Beauforta. Część żeglarzy sobie z nim nie poradziła. Doszło również do tragicznego wypadku. Mężczyzna wskoczył do wody, by wyjąć czapkę i doznał zatrzymania krążenia.

2024-05-30, 19:41

Na Mazurach rozpętało się piekło, seria wypadków. Nie żyje mężczyzna
Silny wiatr bardzo niebezpieczny nad mazurskim jeziorami. Nie żyje mężczyzna. Foto: PAP/Marcin Bielecki, Google Maps

Dyżurny Mazurskiego Ochotniczego Pogodowa Ratunkowego Karol Dylewski zaznaczył, że w czwartek po południu na mazurskich jeziorach, głównie w okolicach Sztynortu, doszło do kilku niebezpiecznych sytuacji i jednej tragicznej.

Związane to było z silnym wiatrem, którego siła dochodziła do siedmiu stopni w skali Beauforta. Mimo że na godzinę przed załamaniem pogody migały maszty ostrzegania pogodowego i wydano ostrzeżenie meteorologiczne, nie wszyscy żeglarze schronili się w portach.

Mazury. Silny wiatr przyczynił się do tragedii

- Jednemu z żeglarzy pod mostem sztynorckim silny podmuch wiatru zwiał czapkę do wody, a on za nią wskoczył. Nie miał siły, by dopłynąć do jachtu. Załoga podjęła go z wody bez oznak życia i rozpoczęła masaż serca. Wezwano nas na pomoc, nasi ratownicy rozpoczęli masaż z użyciem defibrylatora, potem przetransportowali go do łodzi ratowników z karetki kołowej. Udało się przywrócić panu akcję serca - powiedział Dylewski. Mężczyznę przewieziono do szpitala w Giżycku. Według nieoficjalnych informacji tam zmarł.

Inny załogant tego jachtu, prawdopodobnie na skutek stresu, źle się poczuł i zasłabł. Inna karetka także i jego odwiozła do szpitala.

REKLAMA

- Silny podmuch wiatru uderzył bomem w głowę kobietę na łodzi, przez co na chwilę straciła przytomność. Upadając uderzyła głową o burtę. Została zaopatrzona, jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo - powiedział Dylewski.

"Nie mieli pojęcia, jak zrzucić żagiel"

Na Śniardwach z warunkami pogodowymi nie radziła sobie załoga łodzi, której fala zalała silnik i przez to stracili sterowność. Kuter MOPR holował ją do brzegu. W trakcie holowania zerwała się jednak lina i łódź zaczęła dryfować. - Na szczęście dryfowali w stronę portu, gdy nasza załoga była już blisko pomógł im inny jacht, bezpiecznie dotarli do portu - podał Dylewski.

Inna załoga zaplątała się w boję kardynalną - ratownik MOPR przez telefon instruował załogantów, co mają robić i udało im się uwolnić. Kolejni niedoświadczeni żeglarze na jeziorze Mamry nie umieli poradzić sobie z trudnymi warunkami.

- Nie mieli pojęcia co robić, jak zrzucić żagiel, nie wiedzieli nawet, na jakiej łodzi pływają. Ponieważ nasza załoga w tej okolicy prowadziła akcję reanimacyjną przez telefon udzielaliśmy im instrukcji, co mają robić. Na szczęście wykonywali polecenia i udało im się schronić. Na tej łodzi było siedem osób - dodał Dylewski.

REKLAMA

Ratownicy MOPR apelują do żeglarzy, by kategorycznie stosowali się do ostrzeżeń pogodowych, obserwowali warunki atmosferyczne i krytycznie oceniali swoje umiejętności żeglowania. - Wszyscy dziś mieli czas, by się schronić, a nie wszyscy to zrobili - podkreślił Dylewski.

Czytaj także:

PAP/bartos

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej