Zamiera turystyczna perła Podlasia. "Najgorszy sezon od 20 lat"
Białowieża, niegdyś tętniąca życiem turystyczna perła Podlasia, dziś świeci pustkami. Kryzys na granicy polsko-białoruskiej odstrasza turystów, a lokalne biznesy walczą o przetrwanie. Sytuacji nie poprawiają pojawiające się na ulicach pojazdy wojska, radiowozy policji i Straży Granicznej. - Makabra, tak źle nie było od 1994 roku - mówią przedstawiciele biznesu turystycznego w rozmowie z portalem polskieradio24.pl i apelują: "przyjeżdżajcie, tu jest bezpiecznie".
Sylwia Bagińska
2024-07-09, 18:05
Wielu lokalnych przedsiębiorców zajmujących się turystyką w Białowieży, pytanych o sezon turystyczny, odpowiada, że nie chce o nim rozmawiać, bo go nie ma. - Turystyczna Białowieża nie istnieje - mówi dla portalu polskieradio24.pl pan Zygmunt, który zajmuje się sprzedażą pamiątek. - Najpierw była pandemia COVID-19, potem ogłosili strefę buforową, teraz zrobili to znów. Podlasie zostało najbardziej poszkodowane - dodaje.
Turystów garstka. Białowieża nie do poznania
Centrum Turystyki i Promocji "Kraina Żubra" potwierdza, że tegoroczny sezon jest bardzo słaby. Turystów jest niewielu. Zgłasza się do nich dziennie kilkanaście osób. Niegdyś było ich o wiele więcej. Jako problem wskazują strach związany z sytuacją na granicy polsko-białoruskiej. Jak dodają, w Białowieży i okolicznych miejscowościach jest bezpiecznie, nikomu nic się nie stało.
- Liczyliśmy na to, że jak przyjdą wakacje, to turystów będzie więcej. Niestety nie - słyszymy.
- Branża turystyczna jest bardzo stratna. U nas sezon jest bardzo krótki. Ludzie, którzy utrzymują się z turystyki, mówią o makabrze. Wielu z nich łączy swoją działalność z inną pracą, bo inaczej nie mieliby się z czego utrzymać i za co kupić chleba - mówi pani Iwona, mieszkanka Białowieży.
REKLAMA
Odwoływali wycieczki szkolne. "Rodzice się boją"
Od jednej z osób zajmujących się turystyką w Białowieży słyszymy, że wcześniej odwoływano m.in. wycieczki szkolne. - Rodzice nie wyrażają zgody na przyjazd tu, bo się boją o dzieci - wyjaśnia.
- Śmiało przyjeżdżajcie. Nie bójcie się. Nikomu nic się nie stało. Atrakcje są dostępne. Wszystkie szlaki otwarte - apeluje mieszkanka Podlasia.
Straty lokalnych przedsiębiorców
Mniejsze dochody odnotowują nie tylko knajpy, straganiarze, agroturystyki, hotele, ale także osoby, które sprzedają lokalne produkty, np. sery i miody.
- Wspólnie z mężem wytwarzamy lokalne sery. Kryzys na granicy polsko-białoruskiej niewątpliwie wpływa na nasz interes. Jest dużo mniej klientów. Kiedyś codziennie przychodziły grupy, aby zakupić od nas ser. Teraz to jest jedna, dwie osoby. Mamy też spadek liczby zamówień od innych lokalnych przedsiębiorców: hoteli, restauracji, które zaopatrywały się w produkty od nas - mówi pani Monika.
REKLAMA
Dalej mówi, że wiele osób żyje tu z turystyki. Jest szczyt sezonu, a podróżnych brakuje. - W wakacje powinniśmy zwiększyć obroty, żeby zachować działalność przez cały rok. To powinien być najlepszy czas, a okazuje się, że jest bardzo słaby. Musimy to przetrwać - wskazuje.
Jak dodaje, w Białowieży i okolicach jest bezpiecznie. - My tu normalnie żyjemy. Oczywiście początkowo widok służb budził w nas dyskomfort. Teraz się przyzwyczailiśmy. Zachęcamy do przyjazdów, tu jest bezpiecznie, wbrew temu, co pisze się o rejonie Puszczy Białowieskiej - kontynuuje.
"Tragedia". Traci lokalna społeczność
- Sezon turystyczny to tragedia. My tracimy jako społeczeństwo. Proszę zobaczyć, ile w Białowieży jest domów opuszczonych i wystawionych na sprzedaż. Białowieża podupadła całkowicie przez te trzy lata. Najpierw pandemia, potem pierwszy kryzys na granicy, teraz kolejny - mówi lokalny przedsiębiorca z Białowieży, pan Zygmunt.
- Lokalne biznesy upadają. Wszystkie rowery stoją, dziś żadnego roweru nie wypożyczono, wczoraj też nie. Siedzę tu jak dureń, a ZUS trzeba płacić, podatek od nieruchomości itp. Tego rząd dla mnie nie zwróci. Muszę poszukiwać pracy - kontynuuje.
REKLAMA
Zaznacza przy tym, że w Białowieży nie ma czego się bać. - Ja się nie spotkałem z niczym niebezpiecznym. My z żoną nawet do lasu wchodzimy i nic złego się nie wydarzyło. Ale jak media piszą o "szkieletach w lasach", to co się dziwić, że turyści się boją. Albo o "wagnerowcach w lasach". To wszystko bzdura - mówi rozmówca portalu polskieradio24.pl i proponuje, aby politycy przyjechali do Białowieży, spędzili tu kilka dni, aby "echo poszło w świat", że tu nie ma czego się bać.
Czytaj także:
- Turystyczny raj zmienia się w martwe miasto. Polska miejscowość nie do poznania
- Strefa buforowa działa. Straż Graniczna: mamy ponad 50 proc. mniej prób
- Praca sezonowa. Zarobki prawie niemieckie, mimo to brakuje chętnych
Puste pokoje w kwaterach
Brakuje również rezerwacji w agroturystykach. - Widzi pani gości? Widzi pani ludzi na ulicy? Jest pusto zupełnie. Nigdy tak nie było. Od 22 lat. Nie przypominam sobie. Oczywiście pandemia, to jest zrozumiałe, ale ta sytuacja jest jedyna w swoim rodzaju. Goście zagraniczni mają mniejszą wiedzę na temat sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, bo jest ich stosunkowo więcej niż turystów z Polski. Odwołują rezerwacje głównie po programach, że na granicy, a także w Białowieży, jest niebezpiecznie. W ciągu dwóch dni odpadło mi kilkanaście rezerwacji - mówi pan Wojciech, właściciel agroturystyki.
Kolejny mieszkaniec Białowieży potwierdza, że w miasteczku jest bezpiecznie. - Nie było, nie jest i najprawdopodobniej nie będzie niebezpiecznie, jeśli ten stan rzeczy się utrzyma. Niebezpiecznie jest tam przy granicy, gdzie pracują służby. Tam turyści i lokalni mieszkańcy nie wchodzą. Nie ma po co szukać problemów - podkreśla.
Lokalni przedsiębiorcy wciąż czekają na gości. - Grupa ludzi żyje tu tylko z turystyki, więc dla nich to jest ogromny problem. Ja bym chciał, żeby politycy przestali straszyć ludzi w mediach. Czy tu jest niebezpiecznie? Była tu pani od rana. Są tylko wyrywkowe kontrole, oczywiście mają prawo zatrzymać. My tu cichutko siedzimy, nikt nie strzela, żadne helikoptery nie latają. Życie toczy się normalnie - wskazuje pan Karol.
REKLAMA
Następnie dodaje, że w tym roku częściej na ulicach Białowieży widać gości z zagranicy. - Szkoły odwołują wycieczki. To jest nieeleganckie, ale nie dziwię się rodzicom. Jakbym miał gdzieś jechać, a w mediach i na stronie ministerstwa była informacja, że tam jest niebezpiecznie, to ja bym tam nie pojechał. Więc nie dziwię się ludziom. Nie mają wiedzy. Usłyszeli sygnał, że jest niebezpiecznie i podjęli dla siebie rozsądną decyzję - dodaje.
Pan Karol podkreśla, że "głównie przedstawiciele rządu informowali, nawiązując do strefy buforowej, że tu jest niebezpiecznie". - Ale bądźmy precyzyjni: niebezpiecznie jest na pasie granicznym, ale nie w Białowieży - wyjaśnia.
Klientów brakuje też w restauracjach
Kelner z jednej z popularnych restauracji w Białowieży mówi nam, że w porze obiadowej, gdzie w szczycie sezonu wszystkie stoliki w środku i na zewnątrz zazwyczaj były zapełnione, teraz nie ma nawet połowy obłożenia. - W innych knajpach, z tego co słyszałem i widzę, jest jeszcze gorzej. Najpierw przyszła pandemia, potem problem na granicy polsko-białoruskiej. Podlasie jest od lat najbardziej poszkodowanym regionem. Rozmawiałem z właścicielami agroturystyk. Gdy ogłaszano strefę buforową, w tym samym dniu odwołano mnóstwo rezerwacji, nawet już z wyprzedzeniem na sierpień - słyszymy. Pan Łukasz apeluje do turystów, aby przyjeżdżali. - Tu jest bezpiecznie, my tu żyjemy normalnie - dodaje.
Lokalny sprzedawca pamiątek mówi z kolei, że to najgorszy sezon od 1994 roku, a "ZUS, podatki i wszystko inne trzeba opłacić". - Ludzie z tego mogli żyć, teraz nie. W tym roku jest katastrofa. W ogóle nie ma turystów. Boją się sytuacji na granicy - mówi pan Witold. Zaznacza, że w Białowieży niczego się nie boi. - Tu jest pięknie, cisza, spokój - wymienia.
REKLAMA
O trudnej sytuacji lokalnej turystyki portalowi polskieradio24.pl opowiada kolejny restaurator. Jak podkreśla, problem dotyczy nie tylko Białowieży, ale także innych regionów Podlasia. W jego opinii niewątpliwie ma to związek z kryzysem na granicy polsko-białoruskiej.
- Duża wina jest rządu, bo na początku wysłano dużo informacji fałszywych, przesadzonych. Turyści się przestraszyli - wskazuje i apeluje o odwiedzanie Podlasia. - Przyjeżdżajcie, jest bezpiecznie. Można smacznie zjeść, odpocząć, coś dla ducha, coś dla ciała. Nie ma żadnej obawy. Piękne tereny, można zobaczyć dużo zwierząt. Ogromne walory przyrodnicze. Gwarantujemy wam ciszę, spokój i bezpieczeństwo - mówi.
Spadek liczby turystów także w Białowieskim Parku Narodowym
Mniej turystów odwiedza także Białowieski Park Narodowy. - Mamy nadzieję, że ten ruch się rozwinie, ale to zależy od wielu zewnętrznych czynników - mówi starszy specjalista ds. udostępniania Parku Anna Gierasimiuk i dodaje, że "branża turystyczna skarży się, że nie ma długoterminowych noclegów rezerwowanych".
Turyści z zagranicy w Białowieży
Rozmawialiśmy także z turystami ze Szwecji, którzy odwiedzili Białowieżę. Jak przyznają, "coś słyszeli" o problemie na granicy polsko-białoruskiej, ale niezbyt wiele. Jak dodają, tu jest bardzo pięknie, cicho, spokojnie. Można odpocząć - wskazują. Przyznają też, że się niczego nie boją. Dopytują jednak, czy powinni.
REKLAMA
Do Białowieży na trzy dni przyjechało także małżeństwo z Łodzi. Jak dodali, chcą "zobaczyć jak najwięcej". Marzeniem pani Ireny było zobaczenie żubra, nigdy nie widziała go na żywo.
- Troszkę mieliśmy obawy, bo słyszeliśmy o strefie buforowej, o ludziach, którzy rezygnują z rezerwacji, ale uważam, że życie toczy się dalej. Z naszej strony nie ma żadnych obaw - słyszymy od pani Ireny i pana Andrzeja z Łodzi.
Jak ujawniają rozmówcy polskieradio24.pl, przed Białowieżą spotkała ich kontrola zaporowa. Przyjezdni musieli otworzyć bagażnik. Policja sprawdzała, czy nikogo w nim nie ma. - Kontrola trwała krótko, a policjanci byli przyjemni - relacjonowali turyści.
Do Białowieży co roku przyjeżdża też pan Adam. - Rok temu już było widać, że coś się dzieje. Sytuacja nie jest tu dobra, paraliżuje lokalne biznesy - mówi.
REKLAMA
polskieradio24.pl/Sylwia Bagińska/wmkor
REKLAMA