Porzucone koty czekają na swoje domy. "Nie przechodźmy obok nich obojętnie"
Za oknem jesień i coraz zimniej. Bezpańskie, niechciane koty żyją w takich warunkach średnio około dwóch lat. W wielu polskich miejscowościach nie ma miejsca dla porzuconych kotów, nawet tam, gdzie są schroniska dla psów. A ludzie, zamiast je sterylizować, uważają, że to dla nich krzywda, i problem bezpańskich zwierząt tylko się powiększa. Reportaż Katarzyny Michalak "Azyl Lidii" jest dla nas ostrzeżeniem.
2024-11-01, 20:04
Lidia to imię przedsiębiorczyni z mazowieckiego Łukowa, która od 10 lat opiekuje się porzuconymi kotami. Ma ich 60, mieszkają w kilku pokojach. Sprzedaż kalendarzy to jedyna możliwość pozyskania pieniędzy na ich utrzymanie. Dzięki niej 600 kotów znalazło swój nowy dom.
- To jest bardzo ważne, że tak naprawdę większość opiekunów wybiera kota po jego wyglądzie, a więc fajne zdjęcia są połową sukcesu dla znalezienia nowego domu dla kotków. Tak, zabawka nad głową jest po to, żeby spojrzały na aparat. Nieraz to jedno spojrzenie kocie do obiektywu potrafi rozmiękczyć serce i spowodować, że ktoś powie: "ja chcę go mieć u siebie w domu, żeby tak patrzył" - mówi Natalia, która pomaga pani Lidii.
Posłuchaj
Misia pokazała, jak mi ufa
- Sprzedaż kalendarza to jedyna możliwość pozyskania pieniędzy na ich utrzymanie. Tak naprawdę to kocia mama samotnie wychowującą 60 kotów. Wiem, że to jest szaleństwo i pewnie niewiele osób to zrozumie. To jest konsekwencją ludzkiej ignorancji. Ja w to wsiąkłam, uwrażliwiłam się na te słodkie kocie pyszczki, które potrzebują pomocy, które marzną. Nie potrafię przejść obok kota, który jest głodny. Nie rozumiem w ogóle, jak ktoś może przejść obojętnie obok zwierzęcia? Moja przygoda z kotami zaczęła się lata temu, gdy zaopiekowałam się koteczką, która była w ciąży. Ja wtedy nie wiedziałam kompletnie nic o kotach, więc nie miałam pojęcia, że jest w ciąży. Misia, z chwilą, gdy przygotowywała się do porodu, przychodziła po mnie i prowadziła do miejsca, w którym chciała urodzić. Usiadłam przy niej i ona wtedy przy mnie urodziła kociaki. Wiem, że tak się zdarza czasami, że gdy koty są bardzo związane ze swoim opiekunem, zapraszają go do tej swojej intymnej części życia. Misia, opiekując się swoimi dziećmi, pokazała mi, że to macierzyństwo. Jest chyba takie samo jak u ludzi, czyli strach o dzieci, opieka, troskliwość. Ona chyba zaczęła tę moją przygodę z kotami - wspominała Lidia.
Mit kociej białaczki?
- W pokoju, w którym obecnie przebywamy, są koty, które są nosicielami wirusa, kociej białaczki. Kocia białaczka to jest tak naprawdę obniżona odporność. Takie kociaki również potrzebują domów, potrzebują uwagi, przytulania, kontaktu. Tylko że niestety ludzie stygmatyzują takie koty i boją się po prostu, że bardzo szybko odejdą, a tak naprawdę wirus nie musi się aktywować. Kocie organizmy są tak nieprzewidywalne, jeśli chodzi o choroby, że tak naprawdę ten wirus koci białaczki jest jedną z wielu chorób. Wielu, i nigdy nie wiemy, czy stanie aktywny. Czy to będzie białaczka, czy też inna choroba. Nie bójcie się takich kociaków, one naprawdę są cudowne, kochane. Każdy potrzebuje przytulania, akceptacji i człowieka - tłumaczyła Lidia.
Kastracja jest sposobem na powstrzymanie wielu nieszczęść
- Niestety ciągle jest tak, że te zwierzaki są porzucane, wywożone, "produkowane" na masową skalę. Dużo ludzi nie uznaje kastracji. Uważa to za okaleczanie zwierzaków, czego jak kompletnie nie rozumiem. Bo kastracja jednej kotki czy suki to dużo mniej niepotrzebnych światu istnień. Jest tak dużo zwierząt, które się tułają, są głodne, zziębnięte, nie mają opieki, są sponiewierane, torturowane. Nawet w Łukowie, bardzo blisko miejsca, w którym w chwili obecnej jesteśmy, jest jakiś furiat, który strzela do zwierzaków z wiatrówki - mówiła oburzona bohaterka reportażu Katarzyny Michalak.
Miasto Łuków ma obowiązek jej pomóc
Kilka miesięcy temu Lidia postanowiła sformalizować swoje działania i założyła fundację pod nazwą "Koci galimatias". Ma nadzieję, że teraz łatwiej jej będzie pozyskać darczyńców i sponsorów. Koszty finansowe prowadzonego azylu są ogromne. Chciałaby oczywiście pozyskać możliwość partycypowania kosztów ze strony Urzędu Miasta Łukowa.
- To jest przysługa, którą robię im od lat, te zwierzaki, które są u mnie, według ustawy są zwierzakami, którymi powinien zająć się urząd miasta. W sytuacji, gdy nie mam wpływu środków finansowych, a moje, firmowe tak naprawdę skończyły się, to trzeba miastu postawić pytanie. Niezwykle stresujące jest to, że nie mogę przyjść do azylu i im powiedzieć: no sorry, dzieciaki, dzisiaj nie będzie śniadanka i kolacji, nie będzie żwirku w kuwecie, bo pieniążki nam się skończyły - dodała zrezygnowana Lidia.
REKLAMA
* * *
Audycja: Temat dnia
Prowadzący: Małgorzata Żochowska
Data emisji: 01.11.2024
Godzina emisji: 17.30
PR24/sbw/wmkor
REKLAMA