Pieniądze nie śmierdzą, biznes przymila się do Trumpa
Miliarderzy z Doliny Krzemowej usilnie zabiegają o sympatię Donalda Trumpa, choć wcześniej ich relacje były chłodne i naznaczone animozjami. Doskonałym przykładem będzie zaprzysiężenie Trumpa, gdzie na trybunie honorowej będą się tłoczyć prezesi największych koncernów technologicznych.
2025-01-17, 10:25
Biznes już nie walczy z Trumpem
Niecały tydzień po tym, jak ustępujący prezydent USA Joe Biden ostrzegł w pożegnalnej przemowie przed nadejściem oligarchii i niebezpiecznymi wpływami "kompleksu technologiczno-przemysłowego", na trybunie honorowej podczas zaprzysiężenia Trumpa pojawią się prezesi niemal wszystkich największych koncernów technologicznych (Big Tech), na czele z Elonem Muskiem, najbogatszym człowiekiem świata i jednym z najbliższych doradców Republikanina.
Uroczystości inaugurujące nową prezydenturę - sfinansowane z rekordowych datków największych korporacji - są symbolem zmian w relacjach między byłym i przyszłym prezydentem oraz miliarderami z Doliny Krzemowej. O ile podczas pierwszej prezydentury Trumpa w większości zachowywali oni co najwyżej życzliwą neutralność lub sceptycyzm, obecnie albo już są w bliskim otoczeniu Trumpa, albo wyraźnie zabiegają o dostęp, przychylność i wpływy u Trumpa.
- Trump ma oficjalną prezydencką fotografię. Przypomina tę z więzienia w Georgii
- Pierwsze takie wydarzenie w historii USA. Trump zrywa z tradycją na inauguracji prezydentury
- Podczas mojej pierwszej kadencji wszyscy ze mną walczyli. W tej kadencji wszyscy chcą być moimi przyjaciółmi - dziwił się Donald Trump na konferencji prasowej w grudniu, mówiąc o swoich relacjach z gigantami technologicznymi. - Nie wiem, może moja osobowość się zmieniła czy co - drwił pewny siebie polityk.
Metamorfoza Elona Muska i polityczne nawrócenia
Najbardziej jaskrawym przykładem tych zmian jest Musk. W ciągu kilku lat przeszedł od publicznych kłótni z Trumpem i apelowania, by odszedł on z życia publicznego, do pełnego poparcia. Stał się jego głównym sponsorem i nieodłącznym towarzyszem. Złośliwi nazywają go już "prezydentem Muskiem", on sam mówi o sobie jako "pierwszym kumplu".
Podobnych publicznych "nawróceń" na ruch MAGA (Make America Great Again) jest więcej. Szef koncernu Meta Mark Zuckerberg - który doprowadził do zablokowania konta Trumpa na Facebooku i Instagramie, i przez lata był przez niego atakowany i oskarżany o udział w spisku, by "ukraść" poprzednie wybory prezydenckie (Trump groził mu nawet dożywociem) - po wyborach w 2024 r. w popularnym podcaście zapewnił, że optymistycznie zapatruje się na prezydenturę Trumpa, który jego zdaniem "chce tylko, by Ameryka wygrywała". Powielił też wiele krytycznych uwag Trumpa pod adresem Bidena i amerykańskich korporacji, które jego zdaniem utraciły "męską energię".
Mniejsze i większe gesty wobec Trumpa czynili też inni giganci biznesu. Były najbogatszy człowiek świata Jeff Bezos, do niedawna często krytykowany przez Trumpa, zadeklarował optymizm i podekscytowanie zapowiadaną przez niego deregulacją.
REKLAMA
Wcześniej Bezos ubolewał, że Trump niszczy demokrację i proponował, że pośle go w kosmos.
Szef Google'a Sundar Pichai zaraz po wygranych przez Trumpa wyborach prezydenckich mówił o powyborczym optymiźmie i "złotym wieku innowacji". A jeszcze w ubiegłym roku Trump zdecydował się na osobisty kontakt z szefem koncernu, by wyrazić swój sprzeciw. Polityk zarzucał internetowemu gigantowi, że przedstawia go złym świetle i prezentuje tylko krytyczne wobec niego publikacje.
- Nie jestem fanem Google. Źle mnie traktują - mówił Trump w rozmowie z redaktorem naczelnym Bloomberga. Dziś Google najwyraźniej jest już fanem Trumpa i pewnie liczy na wzajemność najbardziej wpływowej osoby na świecie.
REKLAMA
Gigantyczne wpłaty na komitet Trumpa
W swojej rezydencji Mar-a-Lago na Florydzie Trump spotykał się też ze współzałożycielem Google'a Sergeyem Brinem i szefem Microsoftu Satyą Nadellą. Chęć odwiedzenia prezydenta elekta deklarował też demonizowany przez amerykańską prawicę Bill Gates, co ujawnił przez przypadek sam Trump, publikując w internecie skierowaną do Muska wiadomość w tej sprawie.
"Gdzie jesteś? Kiedy przyjedziesz do centrum wszechświata, Mar-a-Lago. Bill Gates poprosił o przybycie dziś wieczorem. Tęsknimy za tobą i x! Sylwester będzie niesamowity!!!" - można było przeczytać na oficjalnym koncie polityka w Truth Social.
Niemal wszyscy z powyższych - a także m.in. szef OpenAI Sam Altman - wpłacili co najmniej po milionie dolarów na komitet inauguracyjny Trumpa i zasiądą podczas zaprzysiężenia na honorowych miejscach nieopodal prezydenckiego podium.
REKLAMA
Wybór ludzi biznesu na kluczowe stanowiska
Ale nie tylko miliarderzy z samego szczytu list najbogatszych ludzi świata ustawiają się w kolejce po przychylność i wpływy w administracji. Jak pisze "Washington Post", ważną rolę w kształtowaniu nowej administracji i wyborze ludzi na kluczowe funkcje pełni inwestor z Doliny Krzemowej Marc Andreessen, współzałożyciel funduszu venture capital inwestującego w spółki technologiczne.
- Trump nie wykluczył użycia wojska. Chodzi o Grenlandię i Panamę. "To dla wolnego świata"
- Trump po 4 latach przerwy wraca do Białego Domu. Wcześniej udało się to tylko jednemu człowiekowi
W rezultacie co najmniej 10 nominatów Trumpa to ludzie powiązani z Muskiem, Andreessenem lub Peterem Thielem, innym kontrowersyjnym i oskarżanym o faszystowskie sympatie miliarderem i byłym wspólniku Muska z PayPala. Wśród nich jest m.in. kolejny partner Muska z "mafii Paypala" David Sacks, który został wybrany do roli "cara" od sztucznej inteligencji.
Giganci Big Tech zmieniają front
Według Jeffa Le, byłego wiceministra władz stanowych Kalifornii odpowiadającego m.in. za sektor technologii, zwrot miliarderów z Doliny Krzemowej ku Trumpowi to zarówno próba dbania o własne interesy - zwłaszcza w obliczu rozpoczętych przez ekipę Bidena postępowań antymonopolowych przeciwko gigantom z Big Tech - jak i symptom kulturowego przesunięcia, które dokonało się w branży.
- Nie sądzę, by łatka "oligarchii" użyta przez Bidena była odpowiednia. Partia Demokratyczna też miała przez lata bliskie powiązania z Big Tech, ale Republikanie znacznie zwiększyli swoje wpływy - powiedział PAP Jeff Le.
Konflikt interesów i kontrakty poza kontrolą
Urzędnik ocenił, że stopień bliskości i walki o wpływy technologicznych gigantów w nowej administracji są bezprecedensowe i rodzą obawy o konflikty interesów. Nigdzie nie jest to bardziej widoczne niż w przypadku Muska.
- Sytuacja, w której najbogatszy człowiek świata, który udziela bezpośrednich, znaczących rekomendacji dotyczących wydatków i działań rządu, jest zdecydowanie odstępstwem od dotychczasowych praktyk - podkreślił Le.
REKLAMA
- Tym bardziej, że Musk ma również wiele kontraktów rządowych i potencjalnych konfliktów interesów, które pozostają poza kontrolą, ponieważ nie ma on oficjalnej roli, by odpowiadać przed opinią publiczną lub Kongresem - dodaje.
Źródła: PAP/PolskieRadio24/fc
REKLAMA