Sumienia na sprzedaż. Jak amerykański biznes, z błogosławieństwem władz, bratał się z Hitlerem
Wiedza o represjach i zbrodniach niemieckich nazistów była znana od początku, ale dla biznesmenów i polityków w USA liczyło się tylko jedno: utrzymanie ciągłości zysku ze współpracy gospodarczej. Dla pieniędzy gotowi byli oszukać własnych obywateli.
Michał Czyżewski
2025-01-31, 06:00
Hitlerowskie zjawy
20 stycznia 2025 roku, w dniu prezydenckiej inauguracji Donalda Trumpa (ur. 1946), jeden z jego najbliższych współpracowników, urodzony w RPA amerykański multimiliarder Elon Musk (ur. 1971) podczas spotkania z wielbicielami nowego prezydenta wykonał publicznie gest uniesionej ręki, przypominający nazistowskie pozdrowienie. Choć wśród komentatorów nie ma zgody co do tego, czy istotnie intencją przedsiębiorcy było jawne naśladowanie hitlerowców, a on sam wyśmiał "nadgorliwych" - jego zdaniem - krytyków, to zaledwie kilka dni później Musk stał się bohaterem nowego skandalu.
26 stycznia 2025 roku podczas zdalnego wystąpienia na wiecu skrajnie prawicowej niemieckiej partii AfD bogacz powiedział, że "dzieci nie powinny być winne grzechów swoich rodziców, nie mówiąc już o ich pradziadkach" i że w Niemczech "zbyt wiele uwagi poświęca się winom z przeszłości". Sens i kontekst tej wypowiedzi dość jasno wskazuje, że Elon Musk miał na myśli nazistowski epizod w dziejach Niemiec. Członkowie partii AfD nie raz zresztą wprost dawali wyraz swej "tęsknocie" za epoką Adolfa Hitlera (1889-1945), więc słowa przedsiębiorcy to jeszcze jeden wyraz sympatii dla niemieckich radykałów.
Pozytywne odwoływanie się - nawet pośrednie - do symboliki nazistowskiej, postaci Führera, jego poglądów i zbrodniczej polityki jest źle widziane, szczególnie przez politycznych adwersarzy, o czym przekonał się sam Donald Trump. Polityk, na początku kampanii prezydenckiej, 16 grudnia 2023 roku na wiecu wyborczym powiedział, że nielegalni imigranci "zatruwają krew naszego kraju". Krytycy natychmiast wytknęli mu, że to niemal dosłowny cytat z książki "Mein Kampf" Adolfa Hitlera, jednak Trump, nie wycofując się wprawdzie ze swych słów, natychmiast oświadczył, że nie czytał tego niesławnego dzieła i nie miał pojęcia, że powtarza twierdzenia w nim zawarte.
REKLAMA
Nie wiadomo, czy Elonem Muskiem również kierowała ignorancja, czy może działał z premedytacją, jednak fakt, że rozmaite elementy dziedzictwa hitleryzmu zaczynają pojawiać się w sferze oficjalnej amerykańskiej retoryki politycznej, pozwala niektórym - zwłaszcza tym niechętnym administracji prezydenta Trumpa - snuć analogie z pewnym okresem w dziejach USA, w którym osoba Adolfa Hitlera i Trzecia Rzesza nie były bynajmniej postrzegane jako wrogie, złe czy niebezpieczne.
- "Bestia", Biały Dom i góra z głowami. Symbole związane z prezydentami USA
- Zdrada stanu, kłamstwa i inne skandale. Dzieje prezydenckich impeachmentów w USA
Trochę wstydu
Stany Zjednoczone od XIX wieku kreują swój wizerunek jako "krainy wolności" czy też "kraju ludzi wolnych". Nie bez powodu symbolem USA stała się nowojorska Statua Wolności, na której cokole widnieją wersy sonetu "Nowy kolos" Emmy Lazarus (1849-1887): "wyślijcie do mnie zgnębione masy łaknące wolnego tchu". Nawet wewnętrzni krytycy podkreślają, że pomimo wielu wad Ameryka przekonuje ich swoim "umiłowaniem wolności". Dlatego chyba związki wielu czołowych postaci przedwojennych Stanów Zjednoczonych z reżimem hitlerowskim to temat wciąż spychany na margines oficjalnej opowieści o reakcji Zachodu na niemiecki totalitaryzm w latach 30. i 40. XX wieku.
W stosunkach tych nie chodziło przecież o próby wyboru mniejszego zła, takie jak zawierane przez państwa europejskie (w tym Polskę) pakty o nieagresji z Trzecią Rzeszą. Amerykanie, przekonani, że Atlantyk to wystarczający bufor bezpieczeństwa militarnego, pielęgnowali wówczas politykę izolacjonizmu i neutralności, dlatego ich wieloletniego "flirtu z Hitlerem" nie da się wytłumaczyć na gruncie doraźnej taktyki.
REKLAMA
Choć aż do dnia ataku na Pearl Harbor nie było pewne, że USA w ogóle przystąpią do wojny, to po 1945 roku Amerykanie mogli oficjalnie przedstawiać się jako jedni z pogromców nazizmu i jako wiodąca siła w sojuszu alianckim, który doprowadził do klęski państw Osi. Łatwo więc mogli zagłuszyć wyrzuty sumienia i tym łatwiej przyszło im zamiatanie pod dywan mało chwalebnej przeszłości.
Sprawa ta jest jednak bardziej skomplikowana niż tylko zawstydzenie epizodem "zauroczenia" zbrodniarzem. Jak w książce "Lustro Zachodu" dowodzi francuski filozof polityki Jean-Louis Vullierme, związki świata zachodniego z hitleryzmem miały charakter obustronnych wpływów i zależności, zarówno gospodarczych, jak i ideologicznych. Symbolem tych wielowymiarowych powiązań stał się Henry Ford (1863-1947), amerykański przemysłowiec, założyciel Ford Motor Company, w której powstały słynne samochody marki Ford.
- Straszna przyszłość Ameryki. Opowieści o dyktaturze, fanatyzmie i apokalipsie
- Donald Trump nie jest pierwszy. Konflikt o Kanał Panamski wybuchał już kilka razy
- Stany Zjednoczone Polski? Zaskakujący pomysł słynnego polityka
Nienawiść, handel, motoryzacja
Ford, który dzięki opracowanej w swoich fabrykach metodzie masowej produkcji tanich samochodów przyczynił się do jednej z najbardziej zasadniczych przemian społecznych w XX-wiecznych Stanach Zjednoczonych, był nie tylko energicznym - i typowo amerykańskim - kapitalistą, który dla zysku gotów był nie oglądać się na prawa pracownicze, lecz także człowiekiem mającym ambicje polityczne, choć jego poglądy unurzane były w gęstym sosie teorii spiskowych.
REKLAMA
Łączył pacyfizm z wojującym antysemityzmem, oskarżając żydowskich bankierów o wywołanie I wojny światowej. W 1918 roku kupił tygodnik "Dearborn Independent" głównie po to, by od 1920 roku publikować w nim serię kilkudziesięciu artykułów pod zbiorczym tytułem "Międzynarodowy Żyd" ("International Jew"), tekstów, które w pseudonaukowy sposób wskazywały na negatywne wpływy Żydów na wiele dziedzin życia.
Henry Ford nie był wprawdzie autorem artykułów, ale był pod nimi podpisany, bo w pełni odzwierciedlały jego światopogląd (w dużej mierze skopiowany z niesławnych "Protokołów Mędrców Syjonu"), a także, jak się okazało, przekonania setek tysięcy Amerykanów, którzy rzucili się do czytania antysemickich bredni. Za popularnym cyklem artykułów poszła więc publikacja książkowa, za nią zaś - tłumaczenia. W Niemczech dzieło ukazało się w 1922 roku pod tytułem "Der internazionale Jude".
Gdy po nieudanym puczu monachijskim Adolf Hitler siedział w więzieniu w Landsbergu i pracował nad "Mein Kampf", treści zawarte w "Międzynarodowym Żydzie" były jednymi z tych, które chętnie włączył do swojego tekstu. Wymienił także Forda z imienia i nazwiska jako jedynego, który "ku irytacji Żydów" nie pozwolił oddać swojego przedsiębiorstwa pod "rosnącą z roku na rok żydowską kontrolę nad amerykańską siłą roboczą". W ten sposób przemysłowiec pośrednio stał się jednym ze współtwórców nazistowskiej doktryny w Niemczech.
Hitler był do tego stopnia zafascynowany "królem motoryzacji", że - jak w 1922 roku donosił "New York Times" - w biurze, które zajmował jako szef NSDAP, wisiał duży portret Henry'ego Forda, a książki Amerykanina stanowiły większość podręcznej biblioteczki nazisty. Niemal dekadę później w wywiadzie dla "Detroit News" Hitler przyznał: "Ford jest dla mnie źródłem inspiracji". Projektowany jako "samochód dla ludu" Volkswagen Käfer (w Polsce zwany "Garbusem") miał być pojazdem masowo dostępnym tak samo, jak w USA Ford Model T.
REKLAMA
Kulminacją uwielbienia, jakie Führera żywił dla Henry'ego Forda, było przyznanie przedsiębiorcy w 1938 roku Orderu Zasługi Orła Niemieckiego, najwyższego nazistowskiego medalu przeznaczonego dla cudzoziemców. Była to jednak nagroda nie za ideologiczny patronat, lecz przede wszystkim za owocną współpracę gospodarczą między USA i Niemcami. W tym samym roku tym samym orderem wyróżniono zresztą Jamesa D. Mooneya (1884-1957), jednego z prezesów motoryzacyjnego konglomeratu General Motors, zajmującego się międzynarodowymi kontaktami firmy.
- Październikowa niespodzianka. Czy da się w ostatniej chwili zmienić wynik wyborów w USA?
- A kto będzie cerował pończochy?". Kobiety kandydują na urząd prezydenta USA już od 176 lat
Ekonomia kontra moralność
Ford i Mooney byli jednymi z najważniejszych trybów machiny handlowej, która prosperowała bez przeszkód przez wiele lat, pomimo coraz bardziej czytelnych sygnałów świadczących o eksterminacyjnej polityce Trzeciej Rzeszy i pomimo jej agresywnych działań w Europie. Działanie tej machiny tak opisał Jean-Louis Vullierme:
"amerykańskie przedsiębiorstwa najczęściej dążyły do mocniejszego osadzenia się na rynku niemieckim, bez żadnych względów politycznych czy moralnych. Pośród szefów tych przedsiębiorstw byli zdeklarowani sympatycy nazizmu, lecz do rzadkości zdawały się należeć osoby działające bardziej z prawdziwej skłonności niż z chęci zysku. Schemat był zazwyczaj ten sam: starać się o poparcie ze strony władz nazistowskich, by w ten sposób rozwijać lub przynajmniej zachować interesy odnośnych przedsiębiorstw w Niemczech; następnie wypracować odpowiednie warunki prawne, by nie stracić niemieckich filii w czasie wojny, mimo zakazu kontynuowania działań na wrogim terenie, wydanego przez rząd amerykański; i wreszcie odzyskać swą własność po kapitulacji, by móc już otwarcie rozwijać przedsiębiorstwa. W każdym razie wypada podkreślić, że panował tam klimat na tyle sprzyjający, że nie pozwolił odrazie moralnej zahamować względów czysto ekonomicznych".
REKLAMA
Tłem dojścia Adolfa Hitlera do władzy był kryzys gospodarczy, który w 1929 roku rozlał się po całym świecie. Bez globalnej recesji być może nie udałoby mu się uzyskać tak znaczącego społecznego poparcia w 1930 roku, a potem zawarcia sojuszu z grupą najważniejszych niemieckich przedsiębiorców, którzy hojnie wsparli finansowo działalność NSDAP.
Wszystkich uwiodła prostota nazistowskiego przekazu - winnymi kryzysu są komuniści i Żydzi, którzy zresztą najczęściej występują w tej samej osobie. W społeczeństwie niepewnie patrzącym w przyszłość takie postawienie sprawy ułatwiało wspinaczkę po szczeblach władzy. Gdy zaś doda się do tego następujący po 1933 roku "cud gospodarczy Trzeciej Rzeszy", zrozumieć można łatwo, na jak solidnych podstawach ufundowana była aprobata Niemców dla nowej władzy.
Na tym tle tłumaczyć można właśnie gorliwe zabiegi Amerykanów, by nie utracić tak cennego partnera handlowego, jakim jawił się wówczas Hitler. Istotnie, wystarczy rzut oka na kilka praktyk ówczesnych władz i ludzi biznesu, by zrozumieć, że przemożna chęć zysku odbierała im niekiedy resztki przyzwoitości.
- "Nazistowscy miliarderzy": za bogactwem wielu niemieckich firm kryje się często ciemna historia rodzinna
- Gospodarka III Rzeszy tworzona rękami więźniów-niewolników
Tuż po tym, gdy w wyniku mętnych zakulisowych rozgrywek Adolf Hitler został kanclerzem Republiki Weimarskiej i utworzył rząd, a niedługo potem - m.in. wskutek pożaru Reichstagu - zaczął radykalnie ograniczać prawa obywatelskie oraz inspirować pierwsze prześladowania Żydów, świeżo zaprzysiężony prezydent USA Franklin Delano Roosevelt (1882-1945) musiał zająć stanowisko wobec doniesień napływających zza oceanu. A że Ameryka sama stała przed zadaniem odbudowy gospodarki po kryzysie, a do tego w stosunkach międzynarodowych kierowała się wspomnianymi już doktrynami "izolacjonizmu" i "neutralności", odpowiednią strategią wydawało się Rooseveltowi utrzymanie możliwie przyjaznych relacji z rodzącą się Trzecią Rzeszą.
Tymczasem w odpowiedzi na agresywne działania wobec żydowskich przedsiębiorców w Niemczech zaczęto w marcu 1933 roku organizować - przede wszystkim w USA i Wielkiej Brytanii - bojkot towarów importowanych z Niemiec. Szeroką akcję niekupowania niemieckich towarów zainspirowały zachodnie organizacje żydowskie, ale nawet w tym środowisku nie wszyscy poparli tę inicjatywę, obawiając się wzmożenia antysemickich represji w Rzeszy.
Najbardziej przerażona była jednak administracja Roosevelta. Nie przejmowała się ona jednak losem prześladowanych, a ewentualnymi stratami amerykańskiej gospodarki i załamaniem relacji handlowych, jakie może wywołać bojkot. Po cichu więc porozumiano się z Niemcami w sprawie pewnego oszustwa: zgodzono się, by na etykietach niemieckich dóbr konsumpcyjnych nie podawać informacji o kraju produkcji. Zdecydowany protest aktywistów bojkotu zakończył jednak tę praktykę.
Dyplomacja amerykańska przez całe lata bardzo dbała również o utrzymanie serdecznych więzi politycznych z hitlerowskimi Niemcami. Czołowi urzędnicy administracji Roosevelta musieli brać udział w nazistowskich wiecach w USA i w Niemczech. W latach 1933-1934 prezydent skutecznie blokował uchwałę Kongresu potępiającą nazizm. A gdy w 1937 roku burmistrz Nowego Jorku Fiorello La Guardia nazwał Hitlera "zagrażającym pokojowi świata fanatykiem w brunatnej koszuli", amerykański sekretarz stanu oficjalnie przeprosił za tę "obraźliwą wypowiedź".
REKLAMA
Aż do 1941 roku Roosevelt i jego ludzie w oficjalnych wystąpieniach milczeli na temat prześladowań i eksterminacji Żydów, która przybierała na sile z roku na rok, stając się złowieszczym prologiem Holokaustu. W ślad za tym, zgodnie z ówczesną tradycją amerykańskich mediów, temat ten nie pojawiał się w wiodących gazetach tamtego okresu, co zresztą wywołało po części sprowokowany efekt sprzężenia zwrotnego: śledząca prasę administracja prezydenta mogła uznać, że temat antysemickiej agresji w Niemczech jest nieistotny dla opinii publicznej, więc tym bardziej była usprawiedliwiona w swoim zaniedbaniu tej kwestii.
Część gazet o orientacji zbliżonej światopoglądowo do nazistów podejmowała temat represji ekonomicznych (bez informowania o przemocy), usprawiedliwiając działania hitlerowców jako de facto wymierzone w zagrażający zachodniemu kapitalizmowi komunizm. Podkreślano tam, że nie do końca chodzi o sam naród żydowski, tylko o internacjonalną siłę, która zamierza ukraść pieniądze całemu światu.
Gazety o umiarkowanych profilach politycznych miały z kolei tendencję do błędnej oceny postaci Adolfa Hitlera i wprowadzanych przez niego porządków. Nikt nie spodziewał się, że po dojściu do władzy Führer pozostanie takim samym radykałem, jakim był wcześniej. Znanym zjawiskiem było raczej dostosowanie się do "cywilizowanych" reguł gry politycznych po wejściu w struktury państwowe, nawet wtedy, gdy wcześniej było się fanatykiem. I choć Hitler złamał tę niepisaną zasadę, prasa mimo wszystko przez wiele lat usiłowała uspokajać nastroje.
- "Dziś w nocy Niemcy napadły na Polskę". Pierwsze strony gazet z 1 września 1939 roku
- Niemiecki koncern Miele w latach 1933-1945 produkował "miny zamiast pralek"
- Założyciel niemieckiej stacji ZDF zataił nazistowską przeszłość. Był członkiem SA i NSDAP
Zbrodnicza gra pozorów
Klimat ten służył przede wszystkim jednej grupie społecznej - amerykańskim kapitalistom. Przez kilka lat mieli zapewnione nieskrępowaną aktywność na polu współpracy handlowej z Trzecią Rzeszą. Poza wymienionymi wcześniej General Motors i Ford Motor Company w tych sprzyjających warunkach skorzystały tak znane przedsiębiorstwa, jak Eastman Kodak, IT&T, Standard Oil, Singer, Gillette, Coca-Cola, Kraft, Westinghouse i United Fruit.
Pragnienie pozostania na niemieckim rynku było dla niektórych tak silne, że godzili się na zawieranie niekorzystnych dla siebie umów. Gdy więc w 1941 roku USA znalazły się w stanie wojny z Trzecią Rzeszą, okazało się, że wielu technologii i innych zasobów nie da odzyskać, bo zgodnie z porozumieniami handlowymi przeszły w ręce nazistów. Jeszcze przed przystąpieniem Amerykanów do wojny taki centrala Forda utraciła kontrolę nad niemieckim oddziałem Fordwerke, który aż do 1945 roku zarządzany był przez biznesmenów posłusznych partii nazistowskiej.
Teoretycznie lata 1941-1945 powinny stać się więc przerwą w tak wcześniej hołubionej współpracy amerykańsko-niemieckiej, jednak wcale tak nie było. Rząd USA oficjalnie zakazał amerykańskim firmom działalności gospodarczej na terenie wroga, ale wielu przedsiębiorców robiło, co mogło, byle pieniądze od nazistów nie przestały płynąć. Na przykład Standard Oil, którego jednym z głównych udziałowców był niemiecki IG Farben (sprzedający nazistom Cyklon B, służący do mordowania ludzi w komorach gazowych), chcąc nadal przekazywać dostawy dla hitlerowskiej armii, posunął się do zarejestrowania części floty handlowej pod flagą panamską.
Źródłem szczególnej kontrowersji była działalność przedsiębiorstwa informatycznego IBM, które zostało oskarżone o to, że za pośrednictwem niemieckiej spółki zależnej wzięło udział w zbrodni Holokaustu. IBM-owskie karty perforowane miały zostać użyte przez nazistów do kompletowania list Żydów przeznaczonych do obozów zagłady, a także do zarządzania samymi obozami. W świetle dostępnych dokumentów sprawa nie została jednak do końca wyjaśniona.
REKLAMA
Osobnym przypadkiem są działania koncernu Coca-Cola, który, podobnie jak wiele innych firm, nie miał w latach 1941-1945 realnego wpływu na swój niemiecki oddział Coca-Cola GmbH. Ponieważ z powodu embarga do Rzeszy przestano dostarczać składniki sztandarowego napoju tej marki, czyli właśnie coca-coli, władze filii zdecydowały stworzyć własną recepturę na rynek niemiecki. Tak narodziła się Fanta, którą Amerykanie potem chętnie przejęli, by od 1955 roku, po zmianie składu, pod tą samą nazwą sprzedawać znany dziś na całym świecie gazowany napój o smaku pomarańczy.
Niesławą okryło się również Hollywood, które, stworzone przecież rękoma żydowskim imigrantów, dołożyło wszelkich starań, by móc bez przeszkód sprzedawać filmu do niemieckich kin w epoce Trzeciej Rzeszy. Szefowie studiów "realizowali wytyczne niemieckiego konsula w Los Angeles, rezygnując z planów produkcji albo zmieniając wiele filmów, które mogły obnażyć okrucieństwo nazistowskiego reżimu" – pisze Ben Urwand w książce "Kolaboracja". Filmowcy zgadzali się na wszelkie ingerencje cenzuralne, przez co Hollywood stało się w zasadzie najdalej na zachód położoną strefą bezpośrednich wpływów Hitlera (który zresztą uwielbiał oglądać filmy).
Warto tu odnotować, że w dziejach amerykańsko-hitlerowskich relacji wydarzyło się swego czasu coś, co ową strefę wpływów mogłoby rozciągnąć na cały obszar Stanów Zjednoczonych.
- Herbatniki dla Hitlera. W firmie Bahlsen pracowało więcej robotników przymusowych, niż sądzono
- Założyciel niemieckiej firmy zbrojeniowej Heckler & Koch nazistą. "Pochopnie uznany za niewinnego zbrodni"
Spiskowcy i przyjaciele nazistów
Prezydent Roosevelt, choć tak troszczył się o uznanie w oczach niemieckich nazistów, nie cieszył się sympatią u amerykańskich zwolenników faszyzmu, szczególnie tych, którzy byli gorliwymi kapitalistami. Wszystko przez politykę New Deal ("Nowy Ład"), program reform wdrażanych stopniowo przez administrację Roosevelta w celu załagodzenia skutków Wielkiego Kryzysu i odbudowy gospodarki USA. Przez część biznesowego establishmentu prezydenckie działania były postrzegane jako próba zaszczepienia bolszewizmu na ziemi "wolnych ludzi".
Około 1933 roku kilku Amerykanów rozpoczęło knucie intrygi, która przeszła do historii jako "spisek biznesowy", ponieważ udział w nim mieli wziąć zaniepokojeni Nowym Ładem bogaci przedsiębiorcy, obawiający się utraty zysków. "Mieli wziąć" - ponieważ przeprowadzone w latach 1934-1935 dochodzenie nie znalazło dowodów na ich winę, choć zarazem we wnioskach ze śledztwa stwierdzono, że faktycznie istniała jakaś konspiracja, która zatrzymała się jednak na etapie wstępnych rozważań.
Wiadomości o "spisku biznesowym" oparto na zeznaniach Smedleya Butlera (1881-1940), generała Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych. Opowiadał on, że grupa bogatych przemysłowców chciała uczynić go faszystowskim dyktatorem po uprzednim obaleniu Roosevelta. Co ciekawe, Butler był oficjalnie zwolennikiem prezydenta, pacyfistą oraz krytykiem drapieżnego kapitalizmu i amerykańskiego imperializmu, a przez rzekomych spiskowców został wybrany jako osoba popularna wśród zwykłych ludzi. Co mogłoby się stać, gdyby biznesmeni doprowadzili do puczu, nie dowiemy się nigdy, bo Butler zatrzymał całą sprawę, jeszcze nim się na dobre rozpoczęła.
Zupełnie innym przypadkiem jest jawnie pronazistowskie stowarzyszenie German-American Bund (niem. Amerikadeutscher Volksbund), powstałe w tym samym czasie, co domniemany "spisek biznesmenów". Z niechętnymi Rooseveltowi przemysłowcami łączył je wstręt do programu New Deal, zwanego przez nich "Jew Deal" ("Żydowski Ład").
REKLAMA
Funkcjonując na początku pod nazwą Przyjaciele Nowych Niemiec, organizacja, złożona wyłącznie z obywateli amerykańskich niemieckiego pochodzenia, zajmowała się propagowaniem ideologii nazistowskiej na terenie USA, podtrzymywaniem pozytywnego wizerunku Trzeciej Rzeszy i aktywnością na rzecz międzynarodowych celów Hitlera (występowali m.in. przeciw wspomnianemu bojkotowi towarów niemieckich sprzedawanych w Ameryce).
Przywódcą Bundu był Fritz Kuhn (1896-1951), niemiecki imigrant urodzony w Monachium i naturalizowany w USA. Po dojściu Hitlera do władzy w 1933 roku odnowił swoje członkostwo w NSDAP i przez cały okres politycznej aktywności był, podobnie jak około połowa osób stowarzyszonych w Bundzie, członkiem partii nazistowskiej. Jego publiczne wystąpienia były jednak tak radykalne, że w pewnym momencie od jego działalności odżegnywali się nawet sami hitlerowcy, nie chcąc psuć serdecznych stosunków z Amerykanami. Fritz Kuhn nie dążył wprawdzie do przejęcia władzy w USA, ale jego rosnąca popularność budziła niepokój władz i była stale monitorowana przez FBI, nie mówiąc o nieustannym oporze organizacji żydowskich.
Co ciekawe, nazistowskie ciągoty Kuhna nie były wcale wynikiem jego teutońskiego pochodzenia. Swoją drogę życiową odkrył, pracując jako chemik w zakładach Henry'ego Forda, dzięki czemu miał możliwość zapoznać się z treściami "Międzynarodowego Żyda" od razu po publikacji. W ten sposób "król motoryzacji" stał się inspiracją dla jeszcze jednego człowieka, który zbudował poważną siłę polityczną na głoszonej bez skrępowania nienawiści.
Tymczasem sam Ford z biegiem czasu zmieniał swoje podejście do kwestii, która kiedyś uczyniła z niego duchowego mistrza międzynarodowego antysemityzmu.
REKLAMA
Epilog. Ford umiera
Łagodzenie oficjalnej retoryki politycznej rozpoczęło się u Forda nie od wyrzutów sumienia, lecz wskutek kalkulacji. Liczba procesów, które wytoczono mu po antysemickich artykułach w "Dearborn Independent", oraz szeroka fala niechęci związana z tymi publikacjami, uświadomiła mu, że jego radykalizm może zaszkodzić jego interesom.
Przez całe lata 30. XX wieku Ford zaprzeczał pogłoskom, że finansuje NSDAP (poza jednym udowodnionym "prezentem urodzinowym" dla Hitlera w wysokości 35 tysięcy marek przekazanych za pośrednictwem oddziału Fordwerke), a nawet był zwolennikiem przyjęcia w USA wypędzonych z Rzeszy Żydów. Nie jest pewne, na ile jego postawa była szczera, a na ile wynikała z lawirowania między oczekiwaniami opinii publicznej a wymaganiami biznesowymi.
Prawdziwe tąpnięcie w świadomości Forda nastąpiło, gdy z Europy zaczęły napływać wieści o Holokauście. Od 1942 roku przemysłowiec rozpoczął prawne działania mające na celu wstrzymanie dalszego wydawania "Międzynarodowego Żyda" (z racji niepewności co do autorstwa nie było to łatwe).
Wreszcie nadszedł czas najtrudniejszej konfrontacji z rzeczywistością, którą Ford pomógł stworzyć swoimi tekstami. Biznesmen, który w latach 40. przeszedł kilka wylewów mózgu, w 1947 roku znalazł się na pokazie kroniki filmowej nakręconej w niemieckich nazistowskich obozach zagłady. Robert Lacey, autor książki "Ford. The Men and the Machines" ("Ford. Człowiek i maszyny") przywołuje relację bliskiego współpracownika przedsiębiorcy z tego seansu. Świadek ten miał wspominać, że Ford, zdruzgotany tym, co zobaczył na ekranie, doznał rozległego wylewu krwi do mózgu. Ten zaś okazał się jego ostatnim, bo niedługo potem 83-letni przemysłowiec umarł.
REKLAMA
REKLAMA