Porodówki w Polsce "znikają same". Niepokojące dane z wielu regionów

W naszym kraju w ubiegłym roku zamknięto kilka kolejnych oddziałów porodowych. Sytuacja z roku na rok jest coraz gorsza - informuje jeden z polskich dzienników. Dlaczego porodówki w naszym kraju znikają jedna po drugiej?

2025-02-12, 08:19

Porodówki w Polsce "znikają same". Niepokojące dane z wielu regionów
Zdjęcie ilustracyjne/oddział porodowy. Foto: Adam Warżawa/PAP

Porodówek w Polsce jest coraz mniej

Te dane powinny nas wyraźnie zaniepokoić. W Polsce jest coraz mniej oddziałów porodowych. Kolejne sześć z nich zostało zamkniętych na stałe w 2024 roku. Chodzi o porodówki na Mazowszu, Warmii i Mazurach, Śląsku i Podkarpaciu.

Według "Dziennika Gazety Prawnej", od końca 2017 r. do końca lipca 2023 r. zamknięto w Polsce 22 oddziały porodowe. "Choć projekt ustawy o restrukturyzacji szpitali, który minister zdrowia Izabela Leszczyna postanowiła poddać rewizji zakładał likwidację oddziałów odbierających mniej niż 400 porodów, zamykają się one same" - czytamy. Wskazano, że niekoniecznie były to te, które rządzący uznawali za "mniej bezpieczne dla rodzących".

Kolejne oddziały porodowe zamknięte. Problemem brak lekarzy

Dlaczego porodówek w Polsce jest coraz mniej? Według ekspertów oddziały znikają przede wszystkim przez brak lekarzy. W publikacji wyliczono, że tylko w ubiegłym roku co najmniej sześć porodówek zamknięto na stałe, a w przypadku kilku na miesiąc lub więcej wstrzymano funkcjonowanie, oficjalnie z powodu remontu. "Zamknięte porodówki liczyliśmy na piechotę, ponieważ ani NFZ, ani resort zdrowia nie prowadzą listy zamykanych oddziałów" - podaje gazeta.

Czytaj także: 

"Oddziały położnicze znikają same" - pisze dziennik. Jak stwierdził w rozmowie z DGP ekspert Związku Miast Polskich Marek Wójcik, główną przyczyną jest brak lekarzy. - Jeżeli zatrudniamy trzech położników i jeden zachoruje, a drugi pójdzie na urlop, oddział przestaje działać - wskazuje Wójcik. Jak wyjaśnia, jeszcze gorzej, gdy któryś z tych trzech lekarzy odejdzie, a w okolicy nie ma chętnych do pracy.

REKLAMA

Ekspert zabiera głos. "Szpitali nie stać"

- Ktoś powie, że wszystko jest kwestią ceny, ale szpitali powiatowych nie stać na stawki dyktowane przez gotowych do nas dojeżdżać. Kilkuset złotych za godzinę dyżuru nie udźwignie żaden szpital - mówił.

Czytaj także:

Jak z kolei zauważył ginekolog położnik i prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie dr Michał Bulsa - choć według danych Centralnego Rejestru Lekarzy Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce jest 8689 ginekologów-położników, w tym 8080 wykonujących zawód, "wielu specjalistów wybiera pracę w poradniach prywatnych lub realizujących kontrakt z NFZ, gdzie ryzyko zdarzenia niepożądanego, a co za tym idzie pozwu, jest o wiele mniejsze".

"Strach przed odpowiedzialnością jest większy"

- Strach przed odpowiedzialnością cywilno-karną jest tym większy, że w szpitalu powiatowym zabezpieczenie jest dużo gorsze niż w specjalistycznym. A wymaga się, by lekarz w powiecie zrobił tyle i na takim poziomie, co w placówce wysokospecjalistycznej - powiedział rozmówca dziennika.


Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"/PAP/hjzrmb

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej