Trzęsienia ziemi we Włoszech. "To jest moment zwątpienia we wszystko"
Włochy to miejsce, w którym codziennie wielokrotnie trzęsie się ziemia. Na szczęście rzadko w sposób mocny. Jednak życie w zagrożeniu musi, jak pisał mieszkający w Neapolu Gustaw Herling-Grudziński, rodzić pytania ostateczne. Powstają one zwłaszcza wtedy, kiedy trzęsienie ziemi zabiera wszystko.
2025-07-11, 08:05
Jest prawdopodobieństwo, że właśnie w tym momencie we Włoszech zadrżała gdzieś ziemia.
W ostatnich 30 dniach odnotowano w Italii prawie 1300 trzęsień ziemi. Włoskie sejsmografy uruchamiała się średnio 40 razy na dzień. Doskonała większość z nich nie przekraczała dwóch stopni w skali Richtera – drgania skorupy ziemskiej były niewielkie, człowiek nie musiał być nawet ich świadomy.
Większość, choć nie wszystkie. 30 czerwca 2025 roku w Neapolu i okolicach doszło do trzęsienia ziemi o magnitudzie 4,6.
Według danych Narodowego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii (L'Istituto Nazionale di Geofisica e Vulcanologia) od stycznia 1999 do sierpnia 2024 roku we Włoszech wystąpiło ponad 72 tysiące trzęsień ziemi o magnitudzie 2 i większej.
W ciągu tego ćwierćwiecza zdarzały się silne trzęsienia ziemi – między innymi:
- we wrześniu 2002 r. na Morzu Tyrreńskim na północ od Palermo (siła: 5,6),
- w kwietniu 2009 r. w Abruzji (siła: 6.1/6.3),
- w październiku 2016 r. w Nursji (siła: 6,5).

Największe trzęsienia ziemi we Włoszech
Ostatnie z wyżej przywołanych trzęsień ziemi było najsilniejszym we Włoszech od ponad trzech dekad lat. Jednak na liście kataklizmów tego typu znajdują się jeszcze potężniejsze zjawiska:
- trzęsienie ziemi na Sycylii w 1693 roku (objęło również Maltę) – pochłonęło ok. 60 tys. ofiar,
- trzęsienie ziemi w Kalabrii w 1783 roku – śmierć poniosło kilkadziesiąt tysięcy ludzi,
- trzęsienie ziemi w Basilicata (południowe Włochy) w 1857 roku – ponad 10 tys. ofiar,
- trzęsienie ziemi w region Cieśniny Mesyńskiej i w samej Mesynie w 1908 roku – zginęło ponad 80 tys. osób, być może 100 tys.,
- trzęsienie ziemi w Avezzano (Abruzja) w 1915 – ponad 30 tys. ofiar.
"Kto się tu urodził lub zdecydował osiedlić, musi mieć wrodzone czy nabyte poczucie kruchości ziemi i ludzkiego życia", pisał Gustaw Herling-Grudziński o rejonie Neapolu (z Wezuwiuszem, z Polami Flegrejskimi, które są niczym drzemiący superwulkan). Słowa pisarza można jednak w jakiejś mierze odnieść do całej, poddanej drganiom, włoskiej krainy.

Trzęsienie ziemi – "przeciwnik bez twarzy"
Ogólna przyczyna tych zjawisk jest znana: Włochy powstały na terenie aktywnym sejsmicznie. Italia – ze swoją mierzoną w zaledwie tysiącach lat historią, ze swoimi zabytkami, skarbami sztuki, miastami pełnymi słońca – leży w miejscu, gdzie od 50 milionów lat następuje kolizja płyty afrykańskiej z płytą eurazjatycką. Ta pierwsza wsuwa się pod drugą, mówią naukowcy, w tempie ok. 4-10 mm na rok.
Ale w obliczu katastrof taka odpowiedź, chłodna i naukowa, może człowiekowi nie wystarczyć. Zwłaszcza w obliczu tego typu katastrof.
Gustaw Herling-Grudziński – pisarz, który po II wojnie został na emigracji i na kilkadziesiąt lat związał się z Neapolem – mówił, że trzęsienie ziemi to doświadczenie nieporównywalne z niczym. W czasie terremoto (wł. trzęsienie ziemi), tłumaczył autor "Innego świata" w rozmowie z prof. Włodzimierzem Boleckim, człowiek staje w obliczu sił, których nie rozumie, wobec "przeciwnika, któremu nie można zajrzeć w oczy". Niewidzialnego, nieobliczalnego, atakującego nagle, ślepo, w przeciągu sekund.
Herling-Grudziński – żołnierz, uczestnik bitwy pod Monte Cassino – pisał, że wojna w jakimś sensie oswoiła człowieka z widokiem zburzonych miast, z widokiem strasznych cierpień. Dlaczego zatem, zastanawiał się, widok zniszczonej w kilka sekund wioski był tak przejmujący? Czy chodziło tu o tę grozę "niewidzialnego przeciwnika"?
Ktoś, kto doświadczył trzęsienia ziemi, podkreślał pisarz, będzie na zawsze nim naznaczony. Zwłaszcza jeśli katastrofa ta zabrała mu bliskich, zburzyła dotychczasowy świat. Jako przykład na to Herling-Grudziński przywoływał historię Benedetta Crocego, filozofa, a prywatnie swojego teścia.
Benedetto Croce. Ocalały spod gruzów
W 1883 roku Benedetto Croce miał niespełna 16 lat, przebywał wraz z rodzicami i siostrą na wyspie Ischia w Zatoce Neapolitańskiej. 29 lipca wieczorem, kiedy po kolacji wszyscy siedzieli w pensjonacie, w pokoju z tarasem, nagle zatrzęsła się ziemia. Przeciągły huk, runięcie ścian. Ojciec zdążył zerwać się z krzesła. Siostra zdążyła schronić się w objęcia matki. Benedetto instynktownie wyskoczył na taras.
To go uratowało. Chłopca odkopano po 24 godzinach spod gruzów. Kilka dni po tym odnaleziono, już martwych, jego ojca i siostrę w objęciach matki.
Do końca życia, opowiadał Herling-Grudziński, Croce miał podczas dłuższej rozmowy coś w rodzaju "zatrzymania". Momentu zatracenia się w myślach, oderwania od tu i teraz, zawieszenia wzroku w próżni. "Zapewne w dużym stopniu trzęsienie ziemi zaostrzyło jego pesymistyczne spojrzenie na świat", mówił o tym wielkim włoskim myślicielu jego polski zięć.

Trzęsienie ziemi i pytania ostateczne
Herling-Grudziński wspominał również swoje pierwsze trzęsienie ziemi przeżyte we Włoszech: "siedziałem w fotelu i nagle jak gdyby ugięły się ściany pokoju". W innym miejscu dodawał, że podczas bezsennych nocy, wspominając podróż w 1980 roku do dotkniętej trzęsieniem ziemi Lukanii, uświadomił sobie jedno. Że "noc zdaje się potęgować grozę trzęsienia ziemi". A groza ta stawia człowieka wobec "pytań ostatecznych".
Te pytania powstają, bo człowiekowi mogą nie wystarczać odpowiedzi nauki o genezie tych katastrof.
Te pytania powstają, bo – jak pisał Herling-Grudziński – podczas trzęsienia ziemi "człowiek [jest] starty na proch jednym uderzeniem Nieznanej Ręki". Ale czyja to Ręka? Dlaczego uderza? Czy jest w tym jakiś sens?
Jak pokazuje historia kultury, pytania te uderzają z dwojoną siłą zwłaszcza wtedy, gdy trzęsienie ziemi dotyka, dosłownie, sfery sacrum.
"W tym trzęsieniu ziemi przemówił Bóg"
1 listopada 1755 roku, w dzień Wszystkich Świętych, kiedy mieszkańcy Lizbony zebrali się w licznych świątyniach na nabożeństwa, portugalską stolicę dotknęło straszliwie w skutkach trzęsienie ziemi.
"Dlaczego Lizbona?", pytała po tym, przerażona skalą zniszczeń, ówczesna Europa. Wolter, francuski filozof, napisał wtedy "Poemat o zagładzie Lizbony", w którym – nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni w historii europejskiej kultury – pytał o metafizyczny sens tego typu wydarzeń. Podważał światopogląd tych, którzy próbując pogodzić obecność zła i cierpienia z ideą dobrego i wszechmocnego Boga, twierdzili, że żyjemy (mimo wszystko) na "najlepszym z możliwych światów".
Po trzęsieniu ziemi w Mesynie w 1908 roku, jednej z największych naturalnych katastrof XX wieku, również podniosły się pytania o sens (lub jego brak) tego typu zjawisk. "W tym trzęsieniu ziemi przemówił karzący Bóg", pisał ks. Ignacy Charszewski w publikacji "Bóg przed sądem świata: wobec gruzów Messyny" (1909). "Skoro sprawił to Bóg za pośrednictwem podziemnych i nadziemnych potęg przyrody, tedy musi w tem być dobro wyższej kategorii".

"Moment zwątpienia we wszystko"
Idźmy dalej – ku bardziej współczesnym narracjom i źródłom.
Gustaw Herling-Grudziński osnuł swoje opowiadanie "Gruzy" wokół trzęsienia ziemi, które dotknęło w 1980 roku region na południe od Neapolu (z epicentrum w mieście Eboli). Doszczętnie zniszczona wówczas została wioska Tora Alta. Z 1500 mieszkańców tej miejscowości zginęło ok. 600. Spod gruzów wydobyto ok. 500 ciał. Ponad sto osób zmarło pod gruzami miejscowego kościoła – w momencie wstrząsu trwało wieczorne nabożeństwo.
Z biorących udział w obrzędzie, tak przynajmniej to relacjonuje narrator opowiadania, ocalała jedynie 8-letnia Concetta, która bawiła się na schodach kościoła.
W "Gruzach" pisarz umieścił m.in. scenę, podczas której Concetta odwiedza wraz z ojcem prowizoryczny cmentarz, oddają hołd bliskim, których zabrało trzęsienie (babcia, matka, dwóch braci dziewczynki). "Andiamo, Concetta, andiamo, figlia mia, Dio non c'è" (wł. "Chodźmy, Concetto, chodźmy, moja córko, Boga nie ma"), wykrzyknął w opowiadaniu ojciec do ocalałego dziecka.
"Zapisałem [ten] okrzyk jakiegoś mężczyzny, który stanął wobec siły naprawdę nieznanej", tłumaczył Gustaw Herling-Grudziński w książce "Rozmowy w Dragonei". Jak mówił, szok po trzęsieniu ziemi – "przeciwnika" atakującego na oślep, o nieznanej twarzy – podcina "tradycyjną wiarę". "To jest moment zwątpienia we wszystko".
Tragedia w Ortucchio: zginęło 425 kobiet
Przenieśmy się na mapie Włoch na północny wschód od Rzymu, do miasta L’Aquila.
– W mojej książce "W cieniu Gran Sasso" opisuję odbudowę stolicy Abruzji, L’Aquili, po trzęsieniu ziemi, które miało miejsce w roku 2009 – opowiadał w radiowej Dwójce eseista Piotr Kępiński. – Zginęło tam wtedy 309 osób. Miasto zostało totalnie zburzone. To znaczy nie został oszczędzony żaden budynek. To była wielka tragedia. Przed trzęsieniem ziemi L’Aquila była naprawdę jednym z piękniejszych włoskich miast: przepięknie położonym, z fantastycznym widokiem na Grand Casso. Wielki ośrodek uniwersytecki i cała masa zabytków. To wszystko runęło w ciągu kilkunastu sekund.
W "W cieniu Gran Sasso" Piotr Kępiński przytaczał również tragiczne historie ze wcześniejszego, jeszcze większego terremoto, które nawiedziło Abruzję w 1915 roku i zabiło ponad 30 tys. ludzi.
W Ortucchio niedaleko Pesciny zginęło wówczas pod gruzami, w 30 sekund, 425 kobiet. Uczestniczyły w porannej mszy kończącej rekolekcje. Przeżyła tylko jedna kobieta – staruszka, która stała najbliżej drzwi.
W miasteczku zostali osieroceni mężczyźni (w czasie trzęsienia ziemi pracowali, od wczesnych godzinach rannych, na polach).

"Klęczą przed fasadą, za którą niczego nie ma"
Ostatnia stacja: Nursja (Norcia) w Umbrii, rodzinne miasto św. Benedykta, patrona Europy, i jego siostry, św. Scholastyki.
30 października 2016 roku w Nursji po 7 rano zatrzęsła się ziemia. Podziemne ognisko trzęsienia, zwane hipocentrum (epicentrum to jego nadziemny odpowiednik), znajdowało się na głębokości 10 km.
W wyniku wstrząsów zawaliła się m.in. Bazylika św. Benedykta (świątynia ta została już uszkodzona w trakcie wcześniejszego, sierpniowego trzęsienia).
– Pamiętam, włączyłem telewizor. Wcześniej były wstrząsy, więc tam telewizja włoska już była obecna i relacjonowała prawie na żywo wszystko, co tam się dzieje – wspominał w radiowej Dwójce Jarosław Mikołajewski, poeta, eseista i tłumacz, autor m.in. książki "Terremoto" poświęconej trzęsieniu ziemi z 2016 roku. – I pamiętam, że ludzie wybiegli ze swoich domów, biegli przez gruzy. Klękali przed bazyliką, tylko nie zorientowali się, jeszcze nie widzieli, że klęczą przed fasadą, za którą niczego nie ma. Nie wiedzieli, że tą fasadą nie ma nic. To był obraz jak z Felliniego, obraz apokaliptyczny.
Jarosław Mikołajewski pojechał później do miejsc zniszczonych trzęsieniem ziemi, do Nursji, ale i do górskiego Castelluccio czy do Amatrice.
– Wyobraźmy sobie belkę stalową, którą widzimy podczas konstruowania domów. Jeżeli zobaczymy taką belkę, ale poskręcaną wielokrotnie na różne sposoby, to po prostu możemy sobie wyobrazić, jaka tam siła przeszła – opowiadał Jarosław Mikołajewski. – To było coś strasznego. Obraz tych belek, tych gruzów między nimi, misie pluszowe. Po prostu się popłakałem. Bo pomyślałem o wielu rzeczach, które zostały tak zniszczone. Poszczególnych życiach ludzkich, które gdzieś tam zostały w jednym momencie ucięte.

Heroizm. Nadzieja. Braterstwo
Jaką postawę zachować wobec tego typu kataklizmów. Jakie znaleźć odpowiedzi na "pytania ostateczne"? Jak nie dać się "zwątpieniu we wszystko"?
– Nie było dla Abruzyjczyków innej możliwości aniżeli odbudowa. I trzeba powiedzieć, że wykazali się heroizmem – mówił Piotr Kępiński. Choć jak przyznał, kiedy zobaczył zniszczoną L’Aquilę, na początku nie wierzył, że "odbudują to miasto". – Naprawdę wydawało mi się, że to jest po prostu niemożliwe. Każda kamienica została albo zrujnowana, albo ściany były popękane, albo ulice były wręcz wybrzuszone. To był obraz apokaliptyczny.
Niemożliwa jest do zagojenia, pisał z kolei Gustaw Herling-Grudziński, rana, jaką pozostawia terremoto. Ale – dopowiadał utożsamiany z autorem narrator opowiadania "Gruzy" – ostatnim słowem człowieka na miażdżące nieszczęścia nie musi być rozpacz. Istnieje w nas, czytamy u Herlinga, niezniszczalne twarde jądro i jest nią nadzieja. "Boskie jest w nas tylko to: siła Nadziei, którą wyraża nawet – a może tym gwałtowniej – siła rozpaczy".
I ostatni głos.
– Nikt trzęsieniu ziemi nie jest winny. Ale winni jesteśmy chyba tej ciszy, która jest potem – podkreślał Jarosław Mikołajewski. Ta "cisza" to brak współczucia, brak adekwatnej reakcji na cierpienie innych.
– Pomyślałem sobie, że po prostu za mało na siebie nawzajem patrzymy. Za mało się przejmujemy własnym losem – mówił. – A te wszystkie pytania [które po trzęsieniu ziemi sobie stawiamy] prowadziłyby nas do tego, czego tak naprawdę nie chcemy: do braterstwa. Jest coś takiego, jak poczucie przyjaźni i braterstwa, które jest ponad wszystkim. Mam wrażenie, że kiedy się cofniemy w historii chrześcijańskiej i archaicznej, dojdziemy tylko do jednego momentu: do wspólnoty losu.
Źródło: Polskie Radio/Jacek Puciato
Gustaw Herling-Grudziński, "Dziennik pisany nocą. 1971-1972", Warszawa 1995; tegoż, "Opowiadania zebrane", Warszawa 1999; Gustaw Herling-Grudziński, Włodzimierz Bolecki, "Rozmowy w Dragonei", Warszawa 1997; Piotr Kępiński, "W cieniu Gran Sasso. Historie z Abruzji", Wołowiec 2023; Jarosław Mikołajewski, "Terremoto", Warszawa 2017; terremoti.ingv.it; pgi.gov.pl; jednaziemia.pgi.gov.pl; vaticannews.va.