Kryzys imigracyjny dotknie przedsiębiorców

Przedsiębiorcy odczują konsekwencje zamknięcia granic wewnątrz Unii Europejskiej. Jednak chociaż mogą być one dotkliwe, to prawdopodobnie będą tylko krótkookresowe. Najważniejsze jest wypracowanie polityki imigracyjnej przez poszczególne kraje, takiej, która byłaby korzystna zarówno dla samych przybyszów, jak i dla lokalnych rynków pracy i rozwoju gospodarczego.

2015-09-17, 22:00

Kryzys imigracyjny dotknie przedsiębiorców
Kontrole na granicach niekorzystnie wpływają na życie gospodarcze . Foto: PAP/ EPA/ERWIN SCHERIAU

Posłuchaj

Zamknięcie wewnętrznych granic UE będzie oznaczało problemy dla niektórych firm, ale to pozwoli wypracować nowe rozwiązania transportowe – mówił na antenie radiowej Jedynki Marek Kłoczko, wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej. (Krzysztof Rzyman, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
+
Dodaj do playlisty

Najważniejsze sprawy dotyczące problemów migracyjnych będą omawiane na nadzwyczajnym szczycie UE 23 września. Szczyt zwołał szef Rady Europejskiej Donald Tusk.

Zabiegali o to unijni liderzy: kanclerz Niemiec Angela Merkel, a także kanclerz Austrii Werner Faymann i premier Słowacji Robert Fico.

Nadzwyczajny szczyt odbędzie się dzień po naradzie ministrów spraw wewnętrznych 28 krajów Wspólnoty. Na tym spotkaniu Luksemburg, kierujący pracami Unii, chce doprowadzić do porozumienia w sprawie przyjęcia 120 tysięcy uchodźców.

Niepokój przedsiębiorców

Nie tylko politycy, ale i przedsiębiorcy z pewnym niepokojem patrzą na kryzys w Unii związany z uchodźcami.

REKLAMA

– Unia powstawała i rozszerzała się w czasach prosperity, braku istotnych konfliktów i zagrożeń z zewnątrz i wszyscy się przyzwyczaili, że będzie sielanka. I pojawiły się problemy: wcześniej kryzys finansowy, czy też zadłużenie greckie i zadłużenie innych krajów, teraz z kolei problem uchodźców. Ale problemy trzeba umieć rozwiązywać – mówi Marek Kłoczko, wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej, który był gościem radiowej Jedynki.

Przedsiębiorcy zawsze wolą stabilne warunki

Firmy spedycyjne biją na alarm. Zamknięcie wewnętrznych granic Unii będzie oznaczało wydłużenie czasu transportu towarów po Europie, a to przełoży się na rentowność ich biznesu.

– W całej wrzawie, z którą mamy do czynienia, jest niestety zbyt dużo gry politycznej. I to w każdym kraju, politycy chcą zbić kapitał. Do jednego worka wrzuca się różne kategorie osób: uchodźców, którym groziła utrata życia i uchodźców ekonomicznych. Porusza się przy tym w ogóle problemy imigracji i wielokulturowości. Stąd jest dużo nerwowości, a to nie służy spokojowi gospodarczemu. Przedsiębiorcy wolą stabilne warunki i w krótkim okresie polscy przewoźnicy mogą ponieść straty. A Polska jest transportową potęga w Europie, szczególnie w zakresie przewozów samochodowych – mówi Marek Kłoczko.

Zamieszanie zawsze wprowadza nowe warunki gry

Polskiej przewadze transportowej sprzyja nasza obecność w strefie Schengen od 2007 roku.  

REKLAMA

– Problemy, które się pojawiły w związku z próbą wprowadzania na terenie Niemiec płacy minimalnej także dla zagranicznych kierowców, już wywołały pewne zamieszanie, zmieniły się strumienie towarowe, ożywił się port w Gdańsku.– przypomina gość Jedynki.

I zwraca uwagę, że każda sytuacja, która jest trochę odbiegająca od normy, kreuje nową rzeczywistość gospodarczą. Również obawy dotyczące zakazu eksportu do Rosji polskich produktów rolnych okazały się w dużej mierze nietrafione, co nie znaczy, że pojedyncze firmy nie poniosły strat.

Nie warto wpadać w panikę

Dlatego zapewne zamknięcie wewnętrznych granic UE będzie oznaczało problemy dla niektórych firm transportowych, ale nie ma sensu wpadać w panikę.

– W skali ogólnogospodarczej jednak trzeba zachować spokój i raczej jestem zwolennikiem powiedzenia, że nie ma tego złego co, by na dobre nie wyszło. Jeżeli te zakłócenia w transporcie samochodowym przyspieszyłyby budowę dobrych i nowoczesnych połączeń kolejowych i usprawniłyby ruch pociągów przez Polskę, to może ustawiłoby to prawidłowe proporcje i prawidłowy miks transportowy – mówi Marek Kłoczko.

REKLAMA

Transportowcy pełni obaw

Rozwój wypadków z coraz większym niepokojem obserwują nie tylko firmy transportowe, ale i logistyczne, eksporterzy, którzy mogą stracić na wprowadzeniu tymczasowych kontroli granicznych. Terminowość dostaw staje pod znakiem zapytania, firmy mogą stracić wizerunek solidnego dostawcy.

Jednak na problemy graniczne warto też spojrzeć szerzej.

– Pomyślmy sobie o sytuacji, kiedy handlujemy, jako jeden kraj lub jako cała Unia Europejska, z ważnym partnerem biznesowym z krajów trzecich, takich jak Chiny, dla których podeście krajowe jest w zbyt małej skali. Patrzą na cały region np. na Europę Środkowo-Wschodnią. I to jest dla nich jeden cel. W sytuacji, kiedy pojawiają się granice, chiński biznesmen będzie musiał kilkukrotnie występować o wizę do każdego z państw lub mieć w jakiś sposób dłuższą drogę procedowania przy przechodzeniu pomiędzy krajami niż do tej pory. I to też może być zniechęcające i ograniczające skalę biznesu – mówi na antenie Polskiego Radia 24 Patryk Toporowski, ekonomista z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

To są straty, można przypuszczać krótkoterminowe, a jednak niepokój branży jest spory.

REKLAMA

– To nie są same Niemcy, będzie kłopot z przewozem towarów w obrębie samej Unii i jeśli chodzi o wymianę towarową pomiędzy UE a innymi krajami: Rosją, Turcja, więc to jest problem, który się rozleje na pół kontynentu. Największy kłopot będzie z tymi towarami, które są wożone na krótkich odcinkach i które są niezbędne dla funkcjonowania zakładów przemysłowych – mówi Anna Wrona ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.

Tym bardziej, że od dłuższego czasu nie stosuje się zapasów magazynowych. I w związku z tym podstawowe komponenty do wykończenia jakiegoś towaru wożone są z różnych krajów.

– My wozimy półprodukty spożywcze, elementy do samochodów, do telewizorów. I to będzie na początku największy problem – mówi ekspertka.

Uchodźcy mogą też być szansą dla Polski

Rynek pracy z kolei potrzebuje imigrantów, bo w niektórych miastach brakuje już rąk do pracy.

REKLAMA

– Na pewno ten problem jest z pewnej strony szansą, ale może też stanowić zagrożenie. I dlatego powinna być prowadzona świadoma polityka imigracyjna przez państwo, aby tych zagrożeń było jak najmniej – mówi Marek Kłoczko.

Przyznaje, że w Polsce brakuje już rąk do pracy, zwłaszcza w niektórych regionach, a także w wielu zawodach.

– Musimy otwierać się na obcokrajowców i są kraje, które umiejętnie to robią, np. Kanada, Australia czy nawet Niemcy, gdzie jest kilkanaście milionów emigrantów. Jest też przykład Izraela, gdzie ludność w ostatnim czasie się podwoiła – podaje gość Jedynki.

Są więc przykłady na to, że prowadzenie świadomej polityki imigracyjnej służy rozwojowi. Można dość dokładnie wyliczyć wzrost PKB, który powstaje dzięki pracy imigrantów. Tak jest np. w Wielkiej Brytanii, gdzie Polacy przyczyniają się wyraźnie do wzrostu gospodarczego.

REKLAMA

Jednak przyrost PKB powstaje tylko wówczas, gdy imigranci pracują, a nie zaludniają ośrodki dla uchodźców.

Dlatego Marek Kłoczko zwraca uwagę na potrzebę ustanowienia odpowiedniej polityki imigracyjnej, bo Polska jest krajem, który z roku na rok będzie potrzebował coraz więcej rąk do pracy.

– Warunek jest taki, że imigranci nauczą się języka polskiego i dadzą radę pracować w swoich zawodach lub się przekwalifikują do zawodów, które są w Polsce potrzebne – uświadamia Marek Kłoczko.

Ekonomiści wskazują też, że samo pojawienie się imigrantów w Niemczech spowoduje wzrost PKB tego kraju, a my jako eksporter z tego skorzystamy, sprzedając tam nasze produkty i półprodukty.

REKLAMA

Pojawią się ograniczenia

Patryk Toporowski na antenie PR 24 zwraca też uwagę na problemy związane z ograniczeniem prawa do przepływu osób, a to jedna z podstaw funkcjonowania UE.

– Może się okazać, że to ograniczenie wpłynie też na inne swobody np. przepływ towarów – mówi ekspert.

A niepokój przedsiębiorców jest uzasadniony, choćby z tego powodu, że firmy dziś działają bez zapasów i brak dostaw w określonym terminie powoduje natychmiast wymierne straty.

Poza tym poszczególne firmy będą traciły wizerunek solidnych partnerów.

REKLAMA

Natomiast ponowne tworzenie w pełni funkcyjnych punktów kontrolnych na granicach wiąże się z dużymi kosztami. Szczególnie w tych krajach, gdzie granice przestały już w praktyce od lat występować.

Wyhamowanie wymiany handlowej z pewnością przyczyni się do zwolnienia gospodarczego.

– Argumenty ekonomiczne są ważne, ale ostatecznie decyduje o wszystkim polityka – komentuje gość PR 24.

W Europie brakuje obsady aż dla 2 mln stanowisk

W dłuższym okresie Europa potrzebuje imigrantów ze względu na negatywną sytuację demograficzną, starzejące się społeczeństwa i małą ciągle liczbę dzieci. Problem w tym, że napływ cudzoziemców powinien być stopniowy, a nie skokowy.

REKLAMA

Jednak nie wiadomo dokładnie, kto do Europy przybywa, specjaliści czy raczej osoby mniej wykwalifikowane. Trzeba też znaleźć sposób, by zagospodarować imigrantów i taki pomysł musi mieć cała UE.

– Komisja Europejka nie sprecyzowała, o jakie brakujące stanowiska chodzi. Jednak można przypuszczać, że są to stanowiska techniczne i specjalistyczne – mówi Patryk Toporowski i przytacza liczbę 2 mln nieobsadzonych stanowisk pracy, która wymienia KE.

Do Europy przybywa cały przekrój społeczeństwa, a w grupie uchodźców na pewno są też tak potrzebni europejskiemu rynkowi pracy specjaliści. Wśród nich lekarze, technicy, akademicy i inne osoby o wysokich kwalifikacjach.

Krzysztof Rzyman, Sylwia Zadrożna, Grażyna Raszkowska

 

REKLAMA

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej