Rosja. Społeczeństwo jest zmęczone wojną. Ekspert OSW: domaga się jednak negocjacji z pozycji siły

2024-02-25, 11:21

Rosja. Społeczeństwo jest zmęczone wojną. Ekspert OSW: domaga się jednak negocjacji z pozycji siły
Rosja. Społeczeństwo jest zmęczone wojną. Ekspert OSW: domaga się jednak negocjacji z pozycji siły. Foto: VERA SAVINA/AFP/East News

- Rosyjskie społeczeństwo z jednej strony jest zmęczone wojną, z drugiej zaś oczekuje zwycięstwa. Popiera negocjacje, ale z pozycji siły - mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Katarzyna Chawryło, analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich, znawczyni Rosji.

Łukasz Lubański (portal PolskieRadio24.pl): Jakie są nastroje społeczne w Rosji po dwóch latach pełnoskalowej inwazji na Ukrainę?

Katarzyna Chawryło (OSW): Kompleksowa ich ocena jest trudna, jako że mamy ograniczone instrumenty. Sondaże nie są do końca wiarygodne ze względu na panujące w Rosji cenzurę oraz strach. Instytuty badawcze w pewnym stopniu są uzależnione od państwa i nie mogą sobie pozwolić na pełną otwartość, a do tego respondenci boją się szczerze odpowiadać na pytania; każdy kontakt z instytucją sondażową traktują jako bezpośredni kontakt z państwem.

Z analizy opartej na różnych źródłach, m.in. sondażach, niezależnych mediach, filmach dokumentalnych, opiniach ekspertów, przekazie państwowych mediów, wyłaniają się w rosyjskim społeczeństwie dwie tendencje.

Jakie konkretnie?

Po pierwsze, narastające zmęczenie wojną. Władze zaczęły częściowo obciążać społeczeństwo rosnącymi kosztami jej prowadzenia. Choć pewne grupy są wciąż specjalnie chronione, np. mieszkańcy Moskwy. Świadczenia na cele socjalne są generalnie ograniczane, podczas gdy część grup społecznych jest lepiej finansowana przez państwo. Jednocześnie działania Kremla w tym zakresie są starannie zaplanowane.

Jak się to przejawia?

Grupy szczególnie istotne z perspektywy wojennej są przez Kreml odpowiednio finansowane. Przede wszystkim żołnierze (oraz ich rodziny), ale też pracownicy przemysłu zbrojeniowego czy sfery budżetowej; w regionach odległych od centrum pojawiły się nowe, związane z wojną możliwości zarobku i awansu społecznego.

Władze mają też świadomość, że niezadowolenie w tych strategicznych grupach mogłoby się odbić negatywnie na funkcjonowaniu państwa i prowadzeniu wojny. Dlatego są one pod specjalną opieką, a w praktyce pod kontrolą Kremla. Niemniej nastroje w społeczeństwie pogarszają się, głównie z przyczyn ekonomicznych.

Jaka jest druga tendencja?

Społeczeństwo oczekuje zwycięstwa. W znacznym stopniu popiera "specjalną operację wojskową" i liczy na to, że wojna zakończy się dla Rosji korzystnie. Badania opinii publicznej pokazują, że Rosjanie chcieliby przystąpić do rozmów pokojowych, ale na swoich warunkach. Opowiadają się za zachowaniem wszystkich zajętych przez Rosję terytoriów i nie chcą wycofywania wojsk z Ukrainy. Słowem, popierają negocjacje z pozycji siły.

Całe społeczeństwo przejawia taką postawę?

Według niedawnych badań ośrodka Russian Field około 50 proc. Rosjan popiera rozpoczęcie rozmów pokojowych, według Centrum Lewady nieco więcej. Ale zaznaczam - diabeł tkwi w szczegółach - odpowiedzi na inne pytania wskazują, że Rosjanie chcą zatrzymać zdobycze terytorialne oraz są gotowi zaakceptować rozmowy pokojowe pod warunkiem, że o ich rozpoczęciu zadecyduje Kreml.

Warto też dodać, że społeczeństwo rosyjskie w kwestii poglądów jest dość elastyczne.

To znaczy?

Przy odpowiedniej obróbce propagandowej, znając mentalność własnego społeczeństwa, Kreml jest w stanie zdobyć poparcie dla wielu swoich decyzji. Nawet jeżeli są one dla społeczeństwa niekorzystne lub sprzeczne z wcześniejszymi działaniami.

Może takie postawy wynikają z imperialistycznych przekonań, a nie z podatności na propagandę?

Podłoże jest pewnie złożone i sentyment imperialny gra istotną rolę. Wpływ propagandy stosunkowo łatwo udowodnić. W Rosji było wiele sytuacji, w których wraz ze zmianą narracji propagandowej zmieniały się także nastroje. Przykładowo, kilkanaście lat temu za sprawą resetu relacji Rosji z Zachodem i intensyfikowania kontaktów polsko-rosyjskich gwałtownie poprawił się stosunek Rosjan do Polaków (do Zachodu zresztą też). Z kolei po aneksji Krymu i wybuchu wojny w Ukrainie odbiór Polski się pogarszał. To jest wynik działalności propagandy. Obecnie w Rosji mówi się o nas dużo i bardzo źle.

Według badań Centrum Lewady aż 85 proc. społeczeństwa akceptuje działania Władimira Putina…

Te wartości są dość stałe - wysokie od początku wojny, która poprawiła notowania społeczne Putina. Trudno je weryfikować. Stoję na stanowisku, że większość obywateli popiera prezydenta.

W styczniu, w porównaniu z sondażem z grudnia, poparcie dla prezydenta wzrosło o dwa punkty procentowe.

To nieznaczne wahanie może wynikać z trwającej kampanii przedwyborczej. Władimir Putin często pokazywany jest w telewizji w bardzo dobrym świetle. Ostatnio wielkim sukcesem na skalę światową propaganda okrzyknęła wywiad, który przeprowadził z nim amerykański propagandysta Tucker Carlson.

Doprecyzujmy: wywiad, który był stekiem bzdur i kłamstw.

Wywiad, który był całą operacją propagandową. W Rosji dwa tygodnie non stop relacjonowano ten wywiad, wskazując jakim "wspaniałym i szanowanym na świecie liderem jest Władimir Putin". Był to przekaz skierowany do odbiorców w Rosji, który miał utrwalić wysokie poparcie Putina. Niemniej badania opinii publicznej nie oddają w pełni stanu faktycznego.

Czy próbuje pani powiedzieć, że poparcie dla Putina jest szerokie, ale jednocześnie może się okazać dosyć płytkie?

Tak, jestem zdania, że większość społeczeństwa rzeczywiście popiera prezydenta, ale mówimy tu zazwyczaj o poparciu biernym, po prostu o akceptacji.

A ilu Rosjan wspiera go w sposób aktywny, angażujący?

Około 20-30 proc. - jeśli mówimy o aktywnych, gotowych do działania zwolennikach. Natomiast większość społeczeństwa akceptuje rządy Władimira Putina i nie wyraża wobec nich sprzeciwu. Ta bierna większość umożliwia jednak trwanie rządów autorytarnych (czy wręcz totalitarnych) w Rosji.

Może konsolidacja wokół władzy jest konsekwencją poczucia braku alternatywy w społeczeństwie rosyjskim? Na zasadzie: "Jeżeli przegramy, zostaniemy wyizolowani przez Zachód, więc nie ma dla nas innej drogi".

Jedna z głównych narracji propagandowych w Rosji brzmi: "Nie mamy odwrotu. Naród rosyjski jest zagrożony. Musimy wygrać wojnę w Ukrainie, a tak naprawdę wojnę z Zachodem".

Putin często straszy rozpadem Rosji. Jednocześnie przedstawia się jako wybawca narodu rosyjskiego. Chce kreować się na przywódcę, który zapisze się w historii Rosji.

Tym gra kremlowska propaganda. Wzbudza w społeczeństwie obawy i kreuje poczucie braku alternatywy zarówno w polityce wewnętrznej, jak i w relacjach międzynarodowych. Co więcej, według tego przekazu to nie Rosja jest agresorem. Przedstawiana jest jako strona, która została napadnięta i teraz się broni.

Trudno w to uwierzyć…

Przyjęcie propagandowej narracji pozwala społeczeństwu rosyjskiemu moralnie zaakceptować wojnę i - mówiąc prostymi słowami - poczuć się lepiej. Jest też do pewnego stopnia usprawiedliwieniem dla bierności i pogodzenia się z losem w sytuacji, gdy nie ma alternatywy politycznej dla Putina, o co zadbały władze.

Młodzi Rosjanie popierają Władimira Putina i jego działania w takim samym stopniu, jak osoby w średnim wieku i starsze?

Mogłoby się wydawać, że ludzie młodzi, którzy informacje czerpią z internetu, więcej podróżują, uczą się języków obcych, będą bardziej otwarci na wiadomości napływające z Zachodu, a tym samym bardziej krytyczni wobec wojny. Tymczasem nie przekłada się to jakoś krytycznie na postawy wobec reżimu.

Kreml bardzo umiejętnie szerzy propagandę również w internecie. Co więcej, dostęp do sieci wprawdzie ma ponad 90 proc. Rosjan, ale badania pokazują, że w przestrzeni wirtualnej szukają oni przede wszystkim rozrywki. Mimo cenzury, dla chcących dostęp do informacji w internecie w Rosji nie jest problemem.

Jednocześnie widoczna jest tendencja, że młodzi ludzie, w odróżnieniu od osób starszych, są mniej skorzy do bezpośredniego wzięcia udziału w wojnie. Jedną z przyczyn może być fakt, że osoby starsze znacznie częściej oglądają telewizję [główne źródło kremlowskiej propagandy - red.].

Społeczeństwo ma obawy przed kolejną falą mobilizacji?

Mobilizacja wywołuje strach w społeczeństwie. Dlatego prawdopodobnie nie zostanie ona ogłoszona przynajmniej do plebiscytu wyborczego (bo to nie są wybory), który Putin zaplanował na marzec. Taka decyzja byłaby w tym momencie niepopularna, jak i sprzeczna z propagandą, która głosi, że "na froncie Rosji idzie świetnie, więc żadna mobilizacja nie jest potrzebna".

A po "wyborach"?

Trudno powiedzieć. Niektórzy eksperci ds. wojskowości sugerują, że jeżeli Rosja chce dokonać znaczącego przełamania frontu, to będzie potrzebowała więcej wojsk.

Udział w wojnie oznacza dla osób mobilizowanych awans finansowy?

Dla części społeczeństwa, zwłaszcza warstw biedniejszych, pochodzących z odległych regionów Rosji, zarobki żołnierza i dodatkowe świadczenia, które otrzymuje on i jego rodzina (m.in. w razie zranienia czy śmierci), stanowią znaczącą zachętę. W skali niektórych regionów są to ogromne pieniądze.

O jakich kwotach mówimy?

Obecnie średnie wynagrodzenie w Rosji wynosi nieco powyżej 70 tys. rubli. Wprawdzie w regionach arktycznych, takich jak obwód magadański czy Kamczatka, wynagrodzenie oscyluje w okolicach 200 tys., ale w regionach biedniejszych, np. na Kaukazie Północnym, jest ono znacznie niższe (ok. 35 tys.); nieco wyższe w Buriacji czy w Tuwie.

To są oficjalne dane, udostępnione przez Rosstat. Natomiast z niezależnych źródeł informacji wiemy, że realne zarobki w niektórych regionach wynoszą od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy rubli miesięcznie. Zdarza się, że pracownicy, którzy są zatrudnieni nielegalnie, dostają tylko część pensji. Dlatego "pójście w kamasze" może stanowić tam atrakcyjną alternatywę.

"Goła" pensja żołnierza, który podpisuje kontrakt, wynosi 200 tys. rubli miesięcznie. Dochodzi do tego jednorazowa wypłata przy podpisaniu umowy (znowu jest to 200 tys.), ale też różne dodatki (m.in. za liczbę przebytych kilometrów na froncie, za udział w aktywnej ofensywie itd.), które mogą wynieść kolejne kilkadziesiąt tysięcy rubli miesięcznie.

Mówimy więc o pensji często wynoszącej znacznie ponad 200 tys. rubli miesięcznie (czyli mniej więcej w przedziale 8-12 tys. zł - po kursie rubla z 25 lutego).

To jest ważny czynnik motywujący. Ponadto weterani wojenni mają preferencyjne warunki do zdobycia wykształcenia czy późniejszej pracy (o ile uda im się wrócić z frontu). Grozę budzi oświadczenie Putina, że będą oni zatrudniani w szkołach, aby edukować dzieci. Zachętą może być też status bohatera, który uczestnikom walk przypisuje propaganda. Tym bardziej, jeżeli weźmiemy pod uwagę ogólny brak perspektyw.

Obecnie Rosjanie przejmują inicjatywę na froncie. Ale jeżeli wojna się przedłuży, niekoniecznie przebiegając po myśli władzy, i będą ginęli kolejni żołnierze - może to osłabić pozycję Władimira Putina?

Nie widać, przynajmniej w tym momencie, publicznych przejawów erozji poparcia społecznego dla prezydenta ani sygnałów, że może czuć się on zagrożony. Putin czuje się pewnie i chętnie to demonstruje, czego dowodem było pozbycie się opozycjonisty Aleksieja Nawalnego.

Zresztą założenie, że przedłużająca się wojna nie działa na korzyść Putina, jest według mnie błędne. Obecnie Putin całość swoich rządów i funkcjonowanie kraju podporządkował prowadzeniu wojny - politykę, kwestie społeczne, przemysł, działanie mediów. Można zaryzykować odwrotną tezę, że nagłe zakończenie wojny mogłoby być dla niego niekorzystne.

Dlaczego?

Na powierzchnię mogłyby wówczas wypłynąć różne ukrywane problemy społeczno-ekonomiczne w Rosji, z którymi władza sobie nie radzi. Co więcej, wcale nie chce tego robić, bo byłoby to - w jej założeniu - zbyt kosztowne pod względem politycznym i finansowym.

Prowadzenie wojny stało się sposobem Władimira Putina na kontynuację rządów. Stanowi pretekst, którym usprawiedliwia on swoje decyzje i mobilizuje społeczeństwo, demodernizując przy okazji państwo. Praktycznie każdą krytykę podnoszoną przez obywateli może zbić, mówiąc: "Przecież jesteśmy na wojnie. Zachód nam zagraża - musimy się bronić".

Według mnie również pozycja Putina w najbliższej elicie oraz jego fizyczne bezpieczeństwo zależą w tym momencie od przebiegu i wyniku wojny.

Wygląda na to, że pogarszające się warunki życia w Rosji schodzą na dalszy plan…

Na razie tak, co jest zasługą ogromnych zdolności adaptacyjnych społeczeństwa rosyjskiego. Ono stopniowo przystosowuje się do coraz gorszych warunków - w milczeniu i z tolerancją. Ale też z apatią, bo część Rosjan wycofała się z życia publicznego, kierując się przekonaniem, że nie mają żadnego wpływu na rzeczywistość.

Aktywne grupy wprawdzie objawiały się, np. przy zbieraniu podpisów dla niedoszłego kandydata na prezydenta Borysa Nadieżdina, ale stanowią one jednak mniejszość i nie mają - w skali całej Rosji - siły i możliwości przebicia.

Wychodzenie na jakiekolwiek protesty w Rosji w tym momencie to czysty heroizm, jakakolwiek aktywność opozycyjna jest zabroniona i surowo zwalczana, czego dowodzi śmierć Nawalnego, który de facto za działalność polityczną został ukarany karą śmierci (mimo że nie jest ona w Rosji oficjalnie wykonywana).

A co z protestami matek żołnierzy?

Gdy bliżej przyjrzymy się tym protestom, zauważymy, że nie są one wprost antywojenne. One zwracają uwagę na potrzebę respektowania praw walczących żołnierzy, przede wszystkim na to, aby byli oni rotowani i dostawali regularnie wynagrodzenie. Choć obecnie władze, nie chcąc generować niezadowolenia wśród rodzin żołnierzy, raczej wypłacają przysługujące świadczenia. Nawet zaginionych pośpiesznie uznaje się za poległych, by zamknąć usta rodzinom.

Wcześniej stanowiło to problem?

Na początku mobilizacji rodziny żołnierzy często podnosiły temat złego wyposażenia walczących czy braku obiecanych wypłat. Punktowo organizowano protesty. Tyle że kobiety, które brały w nich udział, nie artykułowały wprost, że są przeciwne wojnie. Poruszały się w ramach prawnych, wyznaczonych przez państwo, mając zapewne świadomość, że za protesty antywojenne można trafić na długie lata do więzienia. Kreml ma też instrumenty na poziomie regionów, administracji lokalnych, aby radzić sobie z punktowymi protestami.

Jakie to instrumenty?

Groźby, represje, kupowanie milczenia protestujących kobiet. Ponadto lokalne władze, próbując łagodzić nastroje, spotykają się z nimi na zamkniętych spotkaniach; pozwalają wybiórczo na składanie kwiatów pod pomnikami itd. Działania w tym zakresie są dość wysublimowane.

Czytaj także:

Niemniej jednak temat wzrostu zmęczenia i niezadowolenia w Rosji z powodu wojny jest rozwojowy, bo wraz z jej trwaniem pokrzywdzonych obywateli będzie przybywać. Na razie niezadowolenie ma rozproszony charakter i nie wylewa się do przestrzeni publicznej. Kreml kontroluje sytuację, nie wiemy jednak, co dzieje się pod powierzchnią.


Rozmawiał Łukasz Lubański

mpkor

Polecane

Wróć do strony głównej