Sydney 2000. Robert Korzeniowski o tym medalu dowiedział się podczas wywiadu

Dokładnie 20 lat temu Robert Korzeniowski, podczas igrzysk olimpijskich w Sydney, zdobył złoty medal w chodzie sportowym na 20 km.

2020-09-22, 09:00

Sydney 2000. Robert Korzeniowski o tym medalu dowiedział się podczas wywiadu
Robert Korzeniowski na finiszu chodu na dystansie 50 km podczas igrzysk w Atlancie . Foto: East News
  • Robert Korzeniowski jako jedyny polski sportowiec zdobywał złote medale igrzysk olimpijskich na trzech z rzędu imprezach tej rangi
  • W Atlancie, Sydney i Atenach - Robert Korzeniowski sięgnął w sumie po cztery złote medale, na każdych igrzyskach wygrywał na dystansie 50 km 
  • 22 września 2000 roku w Sydney zdobył też złoto na dystansie 20 kilometrów 
  • Trzy razy na dystansie 50 kilometrów zostawał też mistrzem świata
  • Nikt nie przypuszczał, że schorowany chłopiec będzie tak wybitnym sportowcem

 Jego wysokość Robert Korzeniowski

Przyszły mistrz olimpijski urodził się 30 lipca 1968 roku w Lubaczowie.

Powiązany Artykuł

Sydney Mauer Korzeniowski Skolimowska 1200 f.jpg
Sydney 2000: na tych igrzyskach sypnęło złotem - Korzeniowski przeszedł do historii, Skolimowska zadziwiła świat

"Jako mały chłopiec miałem dziecięcą chorobę reumatyczną, która pojawia się pod wpływem częstych angin. O sporcie nie było nawet mowy. Leczyłem się długo, byłem nawet w sanatorium w Rabce. Dlatego, zapisując się do klubu, najpierw na dżudo, potem na lekkoatletykę, bo sekcję dżudo rozwiązali, chciałem pokazać samemu sobie, że ja też coś potrafię. Długo nie byłem uznawany za talent. Na początku nikt, absolutnie nikt nie chciał mi pomóc. Nie jeździłem na obozy, nie dostawałem nawet dresów. Zaczynałem trenować w swetrze i w zwyczajnych butach, w których na co dzień chodziłem do szkoły” - opisywał swoje dzieciństwo przyszły mistrz olimpijski w rozmowie z portalem sport.pl.

Dzięki uporowi i zawziętości w 1989 otrzymał powołanie do kadry narodowej. Niestety w tym samym roku przeżył osobistą tragedię. Zginał jego najbliższy przyjaciel Jurek Sieczko. Razem trenowali. Razem brali udział w zawodach. Podczas zgrupowania w Egerze wybrali się na wycieczkę. Sieczko szedł za Korzeniowskim. Najechał na niego samochód. Zginał na miejscu. To wydarzenie wywarło olbrzymi wpływ na dalszą karierę chodziarza.

REKLAMA

Pierwsze sukcesy na dystansie 20 kilometrów

Już w roku 1991 został mistrzem Uniwersjady w chodzie na. Dwa lata później wyczyn ten powtórzył. W roku 1992 pojechał na swoje pierwsze igrzyska. XXV olimpiada odbyła się w Barcelonie. Wyścig na 20 kilometrów Korzeniowski potraktował jako przygotowanie do swojej koronnej konkurencji 50 kilometrów. W trakcie rywalizacji musiał zejść jednak z trasy. Niestety start na najdłuższym dystansie zakończył się wielkim rozczarowaniem. Prowadzącego Korzeniowskiego tuż przed finiszem zdyskwalifikowali sędziowie.

Cztery lata później w Atlancie sprawy przyjęły znacznie lepszy obrót. Wyścig na 20 kilometrów zakończył na 61. miejscu. Był to dobry prognostyk przed "pięćdziesiątką". I właśnie na tym dystansie, w USA, Robert Korzeniowski zdobył swój pierwszy złoty medal olimpijski.

Czytaj także:

Apetyt rośnie w miarę jedzenia

W trakcie przygotowań do igrzysk w Sydney Korzeniowski uznał, że może spróbować powalczyć o zwycięstwa na obu dystansach. 9 lipca 2000 roku ustanowił rekord Polski w chodzie na 20 kilometrów wynikiem 1:18:22. 

REKLAMA

"Na kilka miesięcy przed igrzyskami na krótszym dystansie wygrałem Puchar Europy, poprawiłem życiówkę i zostałem wyraźnie liderem światowego rankingu. Na co dzień natomiast skutecznie realizowałem plan rozwoju szybkości. Dwudziestka – choć też długa – wymaga bowiem pracy w warunkach beztlenowych, w moim przypadku na średnim tętnie grubo powyżej 190 uderzeń serca na minutę. Miałem świadomość, jak ogromny jest to reżim i że wymusza na mnie trochę inne przygotowania. Ale podjąłem się tego z premedytacją. Zdałem sobie bowiem sprawę, że jeśli rozwinę dodatkowy walor i z tym nie przesadzę, to zamienię go nie tylko w korzyść na dwudziestkę, ale również na dłuższym dystansie” - mówił w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

22 września 2000 roku stanął na starcie chodu na 20 km. Od samego początku dyktował tempo. Non stop utrzymywał się w czołówce. Mniej więcej 8 kilometrów przed metą Korzeniowski został samodzielnym liderem. Jednak tuż przed finiszem tuż za plecami Polaka pojawiło się dwóch Meksykanów - Bernardo Segura oraz Hernandez Valentin.

"Gdy weszliśmy w podziemia, jakimś pokracznym kangurzym wieloskokiem bezczelnie na czoło wysunął się Meksykanin Bernardo Segura (…) Oszukiwał, licząc, że nikt tego nie zauważy. Myślałem przez moment, jak temu zaradzić, ale stwierdziłem, że nie mogę się wciągnąć w tę jego grę. Finiszowałem drugi z poczuciem kolejnej niesprawiedliwości w karierze. Rozczarowany oglądałem radość mojego rywala. Sam dla siebie zrobiłem jeszcze rundę pocieszenia po bieżni, po czym poszedłem wytłumaczyć dziennikarzom, jak to możliwe, że wypuściłem złoto z rąk i że świat jest paskudny” - z wielkim bólem opowiadał Korzeniowski o niesportowym zachowaniu rywala, które pozbawiło go złotego medalu.


Posłuchaj

Robert Korzeniowski przypomina, że metę jako pierwszy przekroczył Meksykanin Bernardo Segura, ale Korzeniowski od początku wiedział, że rywal złamał przepisy i to on powinien być złotym medalistą (IAR) 0:37
+
Dodaj do playlisty

 

REKLAMA

Segura został zdyskwalifikowany, choć wcześniej zdążył odbyć rundę honorową, ale sędzia przerwał radość Meksykanina pokazując mu czerwoną kartkę oznaczającą dyskwalifikację. Korzeniowski o tej sytuacji dowiedział się podczas rozmowy z dziennikarzami. 

"Pięknych chwil nie zepsuł mi nawet późniejszy protest zdyskwalifikowanego, który stał na zbiórce do dekoracji i krzyczał, że to jemu, a nie mnie należy się złoto” - wspominał chodziarz.

Był to jego ostatni występ olimpijski na dystansie 20 kilometrów.

Cztery lata później w Atenach wystąpił już na dystansie 50 kilometrów i zdobył złoto. 

REKLAMA

Niestety zawsze kiedyś trzeba powiedzieć koniec

30 sierpnia 2004 roku Robert Korzeniowski zakończył karierę.

„Koniec sportowej kariery w 2004 roku, był wyborem bardzo świadomym i poprzedzonym procesem długotrwałych przygotowań szczególnie w sferze mentalnej. Wszystko co miałem wygrać osiągnąłem, byłem spełniony i oczekiwałem konfrontacji z kolejnymi wyzwaniami. W niespełna dwa tygodnie po powrocie z Aten zaprosił mnie do siebie Maciej Grzywaczewski, ówczesny dyrektor TVP1 i w imieniu prezesa Jana Dworaka zaproponował mi pracę w charakterze kierownika redakcji sportowej TVP” - opisywał. Czterokrotny mistrz olimpijski propozycję tę przyjął. 

AK

Czytaj także:

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej