Txikon jak Berbeka i Gajewski w 1984. Bask drugi po Polakach zimą na Manaslu

2023-01-09, 14:44

Txikon jak Berbeka i Gajewski w 1984. Bask drugi po Polakach zimą na Manaslu
Alex Txikon z nepalskim zespołem zameldował się zimą na szczycie Manaslu . Foto: FB/https://www.facebook.com/txikonalex

Bask Alex Txikon wraz z nepalskim zespołem zameldował się na szczycie Manaslu (8156 m). Wspinacz za pomocą mediów społecznościowych nadał radiowy komunikat: "Jesteśmy na szczycie".

Txikon na szczycie Manaslu stanął 6 stycznia. Baskowi towarzyszył duży zespół Nepalczyków z agencji Seven Summit Treks, w składzie Tenjen Sherpa (Lama), Pasang Nurbu Sherpa, Mingtemba Sherpa, Chhepal Sherpa, Pemba Tasi Sherpa oraz Gyalu Sherpa.

Manaslu nie jest pierwszym ośmiotysięcznikiem, na którym zimą stanął Alex Txikon. Wspinacz wcześniej brał udział w pierwszym zimowym wejściu na Nanga Parbat w 2016 roku (z Simone Moro i Muhhamdem Alim Sadparą. Bez sukcesu z kolei zakończyły się jego próby na Mount Evereście (2017, 2018, 2020) i K2 (2019).


Alex Txikon, rocznik 1981, urodził się w Lemoa w Kraju Basków. Jest najmłodszym z 13 rodzeństwa. Gdy miał trzy lata po raz pierwszy wspiął się na górę Gorbeia (1482m) – świętą górę Basków. W Himalajach zakochał się w latach 90.

Na pierwszą wyprawę w góry wysokie wyjechał w 2002 roku. Był kamerzystą w teamie wspierającym drogę do Korony Himalajów Edurne Pasaban. Txikon wspina się w skałkach uprawia skoki BASE ASE jumping oraz… tradycyjny baskijski sport aizkolaritza, czyli rąbanie drewna.

Na Manaslu zimą pierwsi byli Polacy

To drugie wejście zimą na Manaslu, pierwsze należy do Polaków. 12 stycznia 1984 roku na wierzchołku stanęli Maciej Berbeka i Ryszard Gajewski. Był to wielki sukces polskiego himalaizmu.

Wyprawę na Manaslu zorganizował Zakopiański Klub Wysokogórski, a kierownikiem był Lech Korniszewski (lekarz).

- Gdybyśmy cztery lata wcześniej z Maćkiem Pawlikowskim nie uczestniczyli w zimowej ekspedycji na Everest - nie byłoby Manaslu. Sprzętowo, porównując do obecnych możliwości, nadal to było dziadostwo. Najważniejsze było jednak doświadczenie zebrane w bojach o najwyższy szczyt, psychika i determinacja. Nie raz w tej wyprawie ryzykowaliśmy, mówiąc krótko "jechaliśmy bo bandzie". Wiedzieliśmy, że niepowodzenie może oznaczać, iż zakopiańczycy będą mieli zamkniętą drogę do kolejnych wyjazdów w góry wysokie - mówił w jednym z wywiadów Ryszard Gajewski, alpinista, ratownik TOPR i przewodnik tatrzański.

Było to pierwsze zimowe wejście bez użycia tlenu oraz bez pomocy Szerpów, którzy uczestniczyli m.in. w poręczowaniu drogi podczas zimowej akcji na Evereście w lutym 1980 roku (na szczycie stanęli Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki).

<<< ZOBACZ SERWS SPECJALNY EVEREST 1980 >>>

- Wszyscy pracowali na Manaslu równo, bo byliśmy zdani tylko na siebie. Na Szerpów nie było nas stać. Zaporęczowaliśmy najtrudniejsze odcinki, między innymi 600-metrową ścianę skalną powyżej bazy wysuniętej zwaną Turnią Messnera. Właśnie tam doszło do tragedii. Nasz filmowiec Staszek Jaworski wpiął się w starą linę poręczową, którą zerwała lawina i spadł 120 metrów ponosząc śmierć. To był trudny moment wyprawy. Dyskutowaliśmy o przyszłości, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się kontynuować akcję" - wspomniał Gajewski.

Największym problemem były trudności techniczne i silny wiatr w kopule podszczytowej. Plusem była niewielka pokrywa śnieżna, dzięki czemu widoczne były szczeliny w lodowcu, co ułatwiało wynajdowanie drogi.

- Trudności skalne zarówno w dolnej części drogi, jak i między obozem trzecim oraz czwartym były większe niż na Evereście. Na Manaslu nachylenie terenu sięgało 45-60 stopni. Mocno dawał się we znaki wiatr wiejący momentami ponad 90 km na godzinę. To stwarzało niebezpieczeństwo strącenia do szczelin. Właśnie z powodu wiatru nikt nie chciał spać w normalnym namiocie, który nie dawał praktycznie żadnej osłony przed lodowatymi podmuchami, a wszyscy "pchali się" do tzw. RD2 mającego podwójne ścianki, co dawało lepszą izolację - zaznaczył.

Na szczycie Berbeka i Gajewski nie spędzili nawet godziny. Musieli się też mocno napracować, by... zabrać ze sobą pamiątki po poprzednikach, którzy zdobyli wierzchołek.

- Wyruszyliśmy do ataku o trzeciej nad ranem i na szczycie stanęliśmy o 10. Byłem pierwszy, trochę czekałem na Maćka i zmarzłem, co było potem przyczyną moich odmrożeń. Przebywaliśmy na szczycie 40 minut. Robiliśmy zdjęcia i wykopywaliśmy haki pozostawione przez poprzedników - Koreańczyków. To była pamiątka, ale i bardzo dobrej klasy sprzęt, o którym wówczas mogliśmy tylko pomarzyć. Trzeba się było nieźle nakopać. Zajęło nam to 30 minut, jednak gra była tego warta. Zabraliśmy też koreańskie flagi - powiedział Gajewski.

Uczestnicy wyprawy z 1984 roku: Maciej Berbeka, Lech Korniszewski (lekarz), Marek Danielak, Ryszard Gajewski, Andrzej Michnik, Zbigniew Młynarski, Andrzej Osika, Maciej Pawlikowski, Bogusław Probulski, Włodzimierz Stoiński, Stanisław Jaworski (poniósł śmierć). 

Najszybsza zimowa zdobycz Polaków - Kukuczka i Hajzer na Annapurnie:

Czytaj także:

/red/PR24/PAP


Polecane

Wróć do strony głównej