Wypadek w kopalni Mysłowice-Wesoła: 42-letni kombajnista nie żyje. "Nadzieja trzymała nas do końca"

Ratownicy prowadzący 12. dobę poszukiwania górnika zaginionego po katastrofie w kopalni Mysłowice-Wesoła znaleźli go w nocy z piątku na sobotę. 42-letni kombajnista nie żyje - podał rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego Wojciech Jaros.

2014-10-18, 09:50

Wypadek w kopalni Mysłowice-Wesoła: 42-letni kombajnista nie żyje. "Nadzieja trzymała nas do końca"
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: sxc.hu

Posłuchaj

Grzegorz Standziak o akcji poszukiwawczej (IAR/Radio Kraków)
+
Dodaj do playlisty

Zastępy ratownicze przeszukujące podziemne rozlewisko znalazły poszukiwanego 440 m od wlotu chodnika na poziomie 665 m - mniej więcej w rejonie, gdzie spodziewano się go znaleźć. Obecny stale w bazie ratowników lekarz potwierdził zgon. To już druga śmiertelna ofiara katastrofy, która dotknęła mysłowicką kopalnię 6 października - w poniedziałek w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich zmarł 26-letni, ciężko poparzony górnik.

- Jest zmęczenie, ale przede wszystkim smutek, bo straciliśmy - teraz to już wiemy - dwóch kolegów. Nic ich nam nie wróci. To jest przykre, bo tego nie da się wymazać z pamięci. Oni będą z nami cały czas, jeszcze na pewno długo - powiedział podczas sobotniej konferencji prasowej pod kopalnią kierownik działu energomechanicznego w kopalni Grzegorz Standziak.

Złożył wyrazy współczucia rodzinie 42-letniego górnika - żonie, córce i rodzicom. Według Standziaka, kombajnista był w miejscu, gdzie na pewno odczuł wszystkie negatywne skutki zapalenia metanu, jak wysoka temperatura czy atmosfera niezdatna do oddychania. Bezpośrednią przyczynę jego śmierci określi sekcja zwłok. - Chyba nadzieja trzymała nas do końca. W ratownikach była złość - w pozytywnym znaczeniu tego słowa - już tam chcieli być. Nikt sobie nie wyobrażał, że można się wycofać bez naszego kolegi - dodał.

Akcja była bardzo trudna. Ratownicy wielokrotnie musieli przerywać poszukiwania i wycofywać się do bazy z powodu zagrożenia stwarzanego przez wzrost stężeń gazów wybuchowych. Zmagali się z utrudniającą poszukiwania wysoką, dochodzącą do 38 stopni Celsjusza temperaturą, zadymieniem, które czasem ograniczało widoczność do zaledwie 0,5 m. Musieli pompować zgromadzoną w podziemnym rozlewisku wodę. Wszystko to w aparatach oddechowych.

REKLAMA

Odnalezienie poszukiwanego górnika pozwala zamknąć rejon pożaru i odciąć go od pozostałej części kopalni. W tym celu jednocześnie zostanie zamkniętych 5 w dużej mierze już gotowych tam. Rozmieszczone tam podczas akcji linie chromatograficzne, umożliwiające pomiary składu kopalnianej atmosfery, pozwolą na bieżąco monitorować stężenia gazów i stwierdzić, kiedy wygaśnie trwający wciąż pożar.

6 października wieczorem w należącej do Katowickiego Hodlingu Węglowego kopalni Mysłowice-Wesoła na poziomie 665 m doszło prawdopodobnie do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, 31 trafiło pierwotnie do szpitali.  W Centrum Leczenia Oparzeń jest nadal 21 najciężej poszkodowanych. Stan dwóch z nich był w piątek - jak podali lekarze - "ekstremalnie krytyczny", a jednego - "krytyczny".

Zastępy ratownicze przeszukujące podziemne rozlewisko znalazły poszukiwanego 440 m od wlotu chodnika na poziomie 665 m - mniej więcej w rejonie, gdzie spodziewano się go znaleźć. Obecny stale w bazie ratowników lekarz potwierdził zgon. To już druga śmiertelna ofiara katastrofy, która dotknęła mysłowicką kopalnię 6 października - w poniedziałek w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich zmarł 26-letni, ciężko poparzony górnik.

- Jest zmęczenie, ale przede wszystkim smutek, bo straciliśmy - teraz to już wiemy - dwóch kolegów. Nic ich nam nie wróci. To jest przykre, bo tego nie da się wymazać z pamięci. Oni będą z nami cały czas, jeszcze na pewno długo - powiedział podczas sobotniej konferencji prasowej pod kopalnią kierownik działu energomechanicznego w kopalni Grzegorz Standziak.

REKLAMA

Złożył wyrazy współczucia rodzinie 42-letniego górnika - żonie, córce i rodzicom. Według Standziaka, kombajnista był w miejscu, gdzie na pewno odczuł wszystkie negatywne skutki zapalenia metanu, jak wysoka temperatura czy atmosfera niezdatna do oddychania. Bezpośrednią przyczynę jego śmierci określi sekcja zwłok. - Chyba nadzieja trzymała nas do końca. W ratownikach była złość - w pozytywnym znaczeniu tego słowa - już tam chcieli być. Nikt sobie nie wyobrażał, że można się wycofać bez naszego kolegi - dodał.

Akcja była bardzo trudna. Ratownicy wielokrotnie musieli przerywać poszukiwania i wycofywać się do bazy z powodu zagrożenia stwarzanego przez wzrost stężeń gazów wybuchowych. Zmagali się z utrudniającą poszukiwania wysoką, dochodzącą do 38 stopni Celsjusza temperaturą, zadymieniem, które czasem ograniczało widoczność do zaledwie 0,5 m. Musieli pompować zgromadzoną w podziemnym rozlewisku wodę. Wszystko to w aparatach oddechowych.

Rejon pożaru zostanie odcięty

Odnalezienie poszukiwanego górnika pozwala zamknąć rejon pożaru i odciąć go od pozostałej części kopalni. W tym celu jednocześnie zostanie zamkniętych 5 w dużej mierze już gotowych tam. Rozmieszczone tam podczas akcji linie chromatograficzne, umożliwiające pomiary składu kopalnianej atmosfery, pozwolą na bieżąco monitorować stężenia gazów i stwierdzić, kiedy wygaśnie trwający wciąż pożar.

6 października wieczorem w należącej do Katowickiego Hodlingu Węglowego kopalni Mysłowice-Wesoła na poziomie 665 m doszło prawdopodobnie do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, 31 trafiło pierwotnie do szpitali.  W Centrum Leczenia Oparzeń jest nadal 21 najciężej poszkodowanych. Stan dwóch z nich był w piątek - jak podali lekarze - "ekstremalnie krytyczny", a jednego - "krytyczny".

REKLAMA

Źródło: TVP/x-news

Okoliczności wypadku wyjaśniają Prokuratura Okręgowa w Katowicach i Wyższy Urząd Górniczy.

PAP/aj

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej