Katalonia: na czym polega ten konflikt? Ekspert PISM: masowy separatyzm w Katalonii to nowość

- Sytuacja jest patowa - Katalonia jest podzielona w kwestii niepodległości – pół na pół – mówi ekspert PISM Maciej Pawłowski. Przed hiszpańskimi wyborami 10 listopada Katalonia stała się w dodatku obiektem przedwyborczej gry. Partie proponujące ostry kurs wobec Katalonii, zyskują w sondażach w Hiszpanii.

2019-10-22, 23:00

Katalonia: na czym polega ten konflikt? Ekspert PISM: masowy separatyzm w Katalonii to nowość
Protest w Katalonii. Foto: PAP/EPA/Toni Albir

- Masowy charakter separatystycznych tendencji pojawił się w Katalonii dopiero w ciągu ostatniej dekady – zauważa w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Maciej Pawłowski.

Ekspert ocenia, że powodem tej dość nagłe zmiany jest kryzys gospodarczy 2011 roku. Przedtem poparcie dla niepodległości regionu nie przekraczało 20 procent. Obecnie, jak mówi, to około 40-47 procent. Jednak mniej więcej tyle samo jest zwolenników pozostania razem z Hiszpanią.

Jak rozwinie sytuacja? Ekspert uważa, że sytuacja w Katalonii może się uspokoić – być może apogeum protestów mamy już za sobą.

Powiązany Artykuł

Katalonia PAP 1200.jpg
EKSPERT: SYTUACJA W KATALONII TO MINIATURA BREXITU

Zaognić ją jednak może łatwo każdy agresywny akt demonstrantów pod obydwu stronach konfliktu. Zdaniem eksperta nawet legalnie przeprowadzone referendum nie rozwiąże problemu – bo wygrana niewielką mniejszością spowoduje protesty drugiej strony. Obecny premier w ocenie analityka jest skłonny do dialogu i liczy, że długofalowo tendencje separatystyczne wygasną – tak jak stało się to w Kraju Basków.

REKLAMA

W rozmowie także o wysokich wyrokach dla separatystycznych liderów za organizację referendum, które nie było zgodne z konstytucją, a także o zbyt brutalnych operacjach policji wobec protestujących. – W tej kwestii można byłoby ustanowić unijne standardy – uważa analityk PISM.

Mowa jest i o tym, że Katalończyków w Hiszpanii nazywa się czasem ”Polakami” (hiszp. Los Polacos).


Wiec wzywający do rozmów między władzami Katalonii i centralnymi władzami w Hiszpanii. Fot. PAP/EPA/Toni Albir Dostawca: PAP/EPA. Wiec wzywający do rozmów między władzami Katalonii i centralnymi władzami w Hiszpanii. Fot. PAP/EPA/Toni Albir

***

PolskieRadio24.pl: W Katalonii od tygodnia niemal codziennie obserwujemy bardzo liczne protesty, po tym, jak zapadły wyroki dla separatystycznych liderów i polityków. Codziennie są protesty pokojowe, ale są także zamieszki, starcia z policją. Z drugiej strony był też liczny marsz zwolenników jedności Katalonii z Hiszpanią. Co tak naprawdę dzieje się w tym regionie, kto protestuje, dlaczego?

Maciej Pawłowski, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych: Niewgłębiający się w szczegóły sytuacji przeciętny odbiorca mediów może odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z jednoznaczną sytuacją, zupełnie nieprzystającą do cywilizowanych realiów.

REKLAMA

Przeciętny odbiorca mediów, który nie śledzi sytuacji bardzo uważnie, ma wrażenie, że w Katalonii mamy do czynienia z romantycznym bunte uciskanego narodu katalońskiego pragnącego odłączyć się od Hiszpanii.

Co interesujące jeszcze w polskim kontekście, Katalończycy są nazywani przez Hiszpanów Los Polacos (Polakami).  Może dlatego, że ich mowa wydaje się być Hiszpanom równie niezrozumiały jak język polski. Są jednak różne teorie.


19 października. Masowa demonstracja przeciwko wyrokom skazującym od 9 do 13 lat więzienia za organizację referendum niepodległościowego w Katalonii. Fot. PAP/EPA/Jesus Diges 19 października. Masowa demonstracja przeciwko wyrokom skazującym od 9 do 13 lat więzienia za organizację referendum niepodległościowego w Katalonii. Fot. PAP/EPA/Jesus Diges

Katalończycy mają swój język, mówią po katalońsku…

Katalończycy są trochę odrębni językowo, kulturowo, wynika to z tego, że w historii byli częścią to Hiszpanii, to Francji. Ich język ma pewne francuskie naleciałości.

By pokazać, jak duże to wszystko budzi emocje i spory, i jak wiele jest skrajnych opinii i ocen, trzeba tu powiedzieć, że w kwestii katalońskiego też niektórzy mają inne zdanie – uznawany on jest i za odrębny język, i za dialekt hiszpańskiego.

REKLAMA

Co ciekawe, we Francji po drugiej stronie granicy mamy język oksytański, który jest bardzo podobny do katalońskiego. A oksytański uważany jest za dialekt w ramach języka francuskiego.


Barcelona: masowy protest przeciwko surowym wyrokom (9-13 lat więzienia), na które skazano 14 października grupę katalońskich polityków i liderów. Fot. PAP/EPA/Jesus Diges Barcelona: masowy protest przeciwko surowym wyrokom (9-13 lat więzienia), na które skazano 14 października grupę katalońskich polityków i liderów. Fot. PAP/EPA/Jesus Diges

Zatem już kwestia języka wskazuje jak odległe mogą być stanowiska w sprawie Katalonii w obrębie Hiszpanii.

Na tym terenie przez wieki historii mieszały się wpływy Hiszpanii i Francji. Za czasów dyktatury Franco państwo miało charakter centralistyczny i miała miejsce silna hispanizacja tych rejonów. Ruch separatystyczny był bardzo mocno ograniczony. Z kolei w 1976 toku transformacja ustrojowa nadała regionom bardzo szerokie kompetencje.

Ale pod koniec lat 70. mieliśmy do czynienia ze środowiskami nie separatystycznymi, a dążącymi do autonomii. Dbały one w szczególności o to, by mieć wpływ na edukację i regionalne media.

To wszystko środowiska te dostały. Były bowiem ważną częścią ruchu antyfrankistowskiego.

REKLAMA

Skąd wziął się zatem separatyzm?

Do ostatniego kryzysu gospodarczego w 2011 roku poparcie dla niepodległości Katalonii (a postulat ten pojawił się w latach 90.) wynosiło do 20 procent. W momencie gdy Hiszpania objęta została kryzysem gospodarczym, spora część mieszkańców regionu uznała, że gdyby Katalonia jako najbogatszy region była osobnym krajem, nie musiałaby płacić podatków na biedniejsze hiszpańskie regiony, takie jak Estremadura czy Andaluzja i w związku z tym poziom życia w Katalonii byłby wyższy.

Poparcie dla separatyzmu wzrosło. Waha się na przestrzeni ostatnich dwóch lat od 40 do 47 procent, ale podobna jest grupa przeciwników uzyskania niepodległości – także między 38 a 48 procentami.


Wiec przeciw polityce separatystycznej pod hasłem "Zatrzymajcie to! Koegzystencja i sprawiedliwość". W centrum lider partii Ciudadanos Alberto Rivera (były poseł parlamentu Katalonii) i przewodnicząca izby niższej parlamentu Ines Arrimadas, także wcześniej zasiadająca w parlamencie Katalonii. Fot. PAP/EPA/Jesus Diges Wiec przeciw polityce separatystycznej pod hasłem "Zatrzymajcie to! Koegzystencja i sprawiedliwość". W centrum lider partii Ciudadanos Alberto Rivera (były poseł parlamentu Katalonii) i przewodnicząca izby niższej parlamentu Ines Arrimadas, także wcześniej zasiadająca w parlamencie Katalonii. Fot. PAP/EPA/Jesus Diges

Chodzi o kwestię odłączenia się od Hiszpanii, niepodległości. Katalonia podzielona jest w tej kwestii równo na pół?

Regularne badania w tej kwestii prowadzi katalońskie Centrum Badań Opinii. Przez ostatnie dwa lata mieliśmy do czynienia z minimalną przewagą tych, którzy popierają niepodległość. Jednak ostatni sondaż w lipcu br. wskazał odwrotną relację: 44 proc. było za niepodległością, a 48, 3 proc. – przeciwko.

To też może być zaskakujące dla polskiego czytelnika: że słyszy o chęci odłączenia, a okazuje się, że większość jest temu przeciwna.

REKLAMA

Po drugie, gdy brać pod uwagę, jak miałaby wyglądać owa niepodległość, co się przez nią rozumie, sytuacja się jeszcze bardziej komplikuje. Gdy stawia się dokładniej takie pytanie, to okazuje się, że liczba tych, którzy chcą takiej niepodległości rozumiane w sposób dosłowny -  tzn. niezależnego państwa, suwerennego wobec Hiszpanii, jest mniejsza. Grupa popierających to rozwiązanie wynosi jedynie 30 procent. Ok. 20 procent Katalończyków uważa, że w przypadku niepodległości Hiszpania powinna prowadzić za Katalonię  politykę zagraniczną, obronną i być może jeszcze innymi sferami problematycznymi dla małego regionu.

Jednak przywódcom katalońskim zaś bardzo zależy na tym, żeby protesty były masowe – bo wtedy w świat wysyłane są obrazy, które sugerują, że cały region chce się odłączyć od Hiszpanii. Tak w rzeczywistości nie jest.

Kim są owi przywódcy? Też nie tworzą w pełni jedności?

Nie tworzą spójnego bloku. Są to trzy partie.  Największa z nich to Republikańska Lewica Katalonii (ERC)- partia, której liderem jest Oriol Junqueras, który 14 października otrzymał jeden z największych wyroków w procesie separatystów. Zapadł wówczas wyrok Trybunału Najwyższego, w którym za zorganizowanie nielegalnego referendum niepodległościowego w 2017 Junqueras i inni członkowie katalońskiego rządu zostali skazani na wyroki od 9 do 13 lat więzienia. Organizacja takiego referendum jest niezgodna z konstytucją Hiszpanii. By referendum było legalne, rząd Hiszpanii musiałby wyrazić na to zgodę.

Dokładna kwalifikacja wyroku brzmi: bunt i sprzeniewierzenie środków publicznych. Referendum było bowiem opłacone ze środków hiszpańskiego podatnika.

REKLAMA

Zamieszki w Barcelonie po wyrokach skazujących dla separatystów.. PAP/EPA/MARTA PEREZ Zamieszki w Barcelonie po wyrokach skazujących dla separatystów.. PAP/EPA/MARTA PEREZ

Nie mogło być przeprowadzone wedle konstytucji?

By referendum w sprawie odłączenia było legalne, rząd Hiszpanii musiałby wyrazić na to zgodę. Przywódcom groził znacznie poważniejszy wyrok, byli oskarżeni o rebelię. Rebelia to próba odłączenia się od Hiszpanii drogą przemocy – na przykład zbrojnego powstania etc. Za to grozi 25 lat więzienia.

Uznano jednak, że to bunt i skazano ich na 9 do 13 lat więzienia.

To surowe kary.

Wręcz drakońskie.

Wiele osób one oburzają – prawdopodobnie nawet jeśli nie chcą oni odłączenia od Hiszpanii. Wróćmy jednak do przywódców katalońskich.

ERC, której liderem jest jest Oriol Junqueras to partia, która zawsze była lewicowa i przez długi czas opowiadała się za niepodległością, przy czym poparcie dla niej ograniczało się jedynie do tych, którzy tę niepodległość popierali.

REKLAMA

Jest także komitet wyborczy Razem dla Katalonii (Junts per Catalunya). To środowiska liberalne, choć kiedyś tworzyły one prawicę ruchu separatystycznego – partię Konwergencja i Unia. Z biegiem czasu ewoluowali w stronę liberalizmu.

To partia, z której wywodzi się obecny szef katalońskiego rządu Quim Torra i były przewodniczący Generalitat -  Carles Puigdemont, który dwa lata temu uciekł przed aresztowaniem i obecnie przebywa w Belgii.

Ta partia z kolei opowiadała się przez lata za autonomią. Władza w edukacji, mediach lokalnych to ich zasługa, bo wchodzili oni w rządy koalicyjne z partiami ogólnokrajowymi i osiągali swoje cele.

Obecnie ta partia jest za niepodległością. Razem dla Katalonii bardziej nastawia się jednak na konfrontację z rządem Hiszpanii i przedstawianie się jako ofiar na forum międzynarodowym. ERC jest w większym stopniu za dialogiem z rządem, próbuje tonować nastroje. Trochę wynika to z tego, że wśród skazanych są głównie działacze Lewicy – silna konfrontacja może oddalać ewentualne ułaskawienie czy złagodzenie kary.

REKLAMA

Natomiast Carles Puigdemont przebywa obecnie w Belgii, na razie nie doszło jego do ekstradycji i strategia konfrontacji jest mu na rękę.

Trzecia partia, to skrajnie lewicowa CUP, opowiada się  za niepodległością, ale jest też przeciw członkostwu w NATO, UE, i przeciw kapitalizmowi. Ta siła liczy sie najmniej, często się spiera z głównymi partiami, ze względów ideologicznych.

Do tego dochodzą Komitety Na Rzecz Republiki. Są to ruchy społeczne nie do końca związane z partiami. Tam mogą należeć członkowie partii, ale nie muszą. Młodzi działacze tych organizacji uczestniczą też w walkach z policją. Komitety nie do końca są sterowalne przez katalońskich liderów.

Komitety na Rzecz Republiki podczas demonstracji wzywającej do odwołania ministra spraw wewn. Katalonii. Fot. PAP/EPA Komitety na Rzecz Republiki podczas demonstracji wzywającej do odwołania ministra spraw wewn. Katalonii. Fot. PAP/EPA

Te siły mają większość we władzach Katalonii, ale odbywają się protesty jednej i drugiej strony.

W mediach przeważają obrazy z protestów separatystów. Przez ostatnie dwa lata było tak, że w jedną niedzielę odbywał się protest separatystów, w którym uczestniczyło około 10 tys. ludzi, a w następnym tygodniu odbywał się marsz jedności z Hiszpanią mający podobną frekwencję.

REKLAMA

W tym tygodniu mieliśmy jednak szczególną sytuację: miał miejsce protest 40 tys. osób popierających separatyzm w Barcelonie, protesty w innych miastach, np. w Gironie, Tarragonie, blokada lotniska El Prat, bójki części separatystów z policją. Doszło do blokad dróg i szlaków kolejowych. Grupy radykalne po obu stronach, m.in. z jednej osoby z Komitetów Na Rzecz Republiki, z drugiej organizacje typu neofrankistowskiego, walczyły między sobą. Pojawiły się też bojówki antyfaszystowskie Antifa. W piątek nastąpiło apogeum przemocy - byli zatrzymani i ranni. Również w piątek był strajk generalny: część szkół, szpitali, firm transportowych nie podjęła pracy.

Ku czemu to wszystko zmierza? Czy wróci to do tego poziomu cotygodniowych protestów, takich jak przez ostatnie dwa lata, o których pan mówił? Czy ulegnie dalszemu zaostrzeniu?

Niedzielna noc po raz pierwszy od poniedziałku była wolna od przemocy. Organizowane są jednak wciąż masowe pokojowe protesty. Jeśli nie będzie iskry, która by zaogniała sytuację, być może protesty się wypalą. Na to liczy premier Pedro Sanchez, który oczekuje od rządu katalońskiego potępienia przemocy. Quim Torra na to się nie zgadza, mówiąc, że nie chce być pouczany, jednak wciąż wysyła apele o wznowienie dialogu.

O woli dialogu z rządem ze strony separatystów może świadczyć samokrytyka złożona dzisiaj przez Carme Forcadell, byłą przewodniczącą parlamentu Katalonii, skazaną w procesie organizatorów nielegalnego referendum. Stwierdziła ona w niej, że przy organizacji referendum zabrakło empatii wobec osób o odmiennych poglądach.

Sytuacja może się zatem wyciszyć. Jednak za kilka miesięcy sprawy mogą przyjąć inny obrót: przywódcy katalońscy będą zaskarżać wyroku Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli Trybunał Konstytucyjny go podtrzyma, może dojść do kolejnych protestów, a przywódcy separatystów będą odwołać się jeszcze do Trybunału w Strasburgu.

REKLAMA

Sytuacja jest dynamiczna. Wystarczy iskra, na przykład agresywne zachowanie jednej z grup, by doszło do kolejnych walk.

Wówczas premier Hiszpanii Pedro Sanchez, lider Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE), może sięgnąć po artykuł 155 i zawieszenie autonomii Katalonii, zarządzić nowe wybory. Jednak stara się tego unikać. 10 listopada są bowiem wybory w Hiszpanii i niewykluczone, że będzie potrzebował głosów separatystów katalońskich, by utworzyć rząd. Przez ostatnie pół roku mu się to nie udało. Jeśli zdecydowałby się na zawieszenie autonomii, kurs policyjny, musiałby szukać sojuszników po przeciwnej stronie sceny politycznej: byliby to albo Ciudadanos, albo odwieczny rywal socjalistów, Partia Ludowa.

Gdy jednak wynik wyborów będzie taki jak w kwietniu, Sanchez będzie musiał porozumieć się z partią Unidas Podemos, nową siłą polityczną Więcej kraju (Mas País) i być może z partiami regionalnymi, w tym z separatystami. Wtedy przedmiotem targów politycznych może być ułaskawienie działaczy katalońskich, bo rząd ma taką możliwość. Działacze katalońscy, jeśli zdecydują się na dialog z rządem, mogą ubiegać się o zwolnienie warunkowe po odbyciu ¼ wyroku lub o zmianę warunków odbywania kary, na przykład pobyt w zakładzie półotwartym, gdzie w dzień przebywa się na wolności, w nocy wraca do więzienia.

Partia Ludowa, Ciudadanos i Vox są za zawieszeniem autonomii, ostrym kursem wobec Katalonii, tak jak dwa lata temu. Partia Ludowa i partia Vox zyskują w sondażach dzięki takiemu stanowisku.

REKLAMA

Ciudadanos traci poparcie, ale dzieje się z tego względu, że wyborcy chcą głosować na silniejszą z podobnych partii, idąc do wyborów po raz drugi w tym roku.

Czyli sprawę Katalonii można widzieć jeszcze w kontekście wyborów hiszpańskich. Bo rodzi się pytanie, czy sprawa Katalonii nie jest instrumentalizowana przed wyborami. Skoro wpływa na wyniki sondażowe…

Sprawa Katalonii staje się elementem kampanii. To temat trudny dla Sancheza. Generalnie, jest on otwarty na dialog z władzami regionu, oferuje im zwiększenie autonomii. Liczy na to, że prowadząc uspokoi sytuację, wypełni oczekiwania tych Katalończyków, którzy popierają niepodległość tylko ze względów ekonomicznych, nie kulturowych, i zahamuje zachodzące w regionie procesy. Sanchez liczy też na poprawę sytuacji gospodarczej w Hiszpanii, co także może osłabić tendencje separatystyczne.

W Kraju Basków kiedyś ruch separatystyczny był bardzo silny, teraz jest marginalny. Sanchez liczy na to, że i w Katalonii sytuacja się uspokoi. Natomiast jego strategia jest długoterminowa i nie wiadomo, czy w obecnej sytuacji będzie możliwa do utrzymania.

Skąd jednak przyczyny, dlaczego nagle ten separatyzm przybrał na sile? Pan wspomniał kwestię kryzysu 2011 roku.

Zazwyczaj separatyzmy występują w zamożnych regionach. Są wyliczenia instytucji pracujących dla rządu Katalonii, które głoszą, że choć przez 15 lat Katalonia traciłaby mając niepodległość, potem jednak zaczęłaby się intensywnie bogacić. Takie przekonanie jest rozpowszechnione wśród elit. Do tego dochodzi kwestia edukacji – niektórzy nauczyciele głoszą, że Katalonia została najechana przez Hiszpanię, co jest niezgodne z faktami historycznymi.

REKLAMA

Nawarstwiły się zatem różne czynniki. Ale sprawa nie wszystkim wydaje się jednoznaczna, bo jak pan wspomniał, z sondaży wynika, że około połowy nie chce niepodległości.

Nie wszyscy w Katalonii są Katalończykami. Są osoby, które przyjechały z innych regionów, czują się Hiszpanami. Są obcokrajowcy, którzy chcą mieszkać w Hiszpanii, a nie w nowym, nie wiadomo czy stabilnym kraju. Są też Katalończycy, którzy czują się i Katalończykami, i Hiszpanami. Przykładem takiej osoby jest Josep Borell, kandydat na nowego szefa unijnej dyplomacji. Uważa, że Katalonia to region, ma odrębne elementy kultury, język, ale jest częścią Hiszpanii. Nie widzi tutaj sprzeczności. Jego sposób myślenia jest zbliżony w tym względzie choćby do polskich górali.

Na balkonach na ulicach Barcelony i innych miast zauważyć można wiele plakatów – najczęściej dotyczących więźniów politycznych.

Jednak zauważmy, że  zwolennicy jedności z Hiszpanią mogą nie wywieszać plakatów sprzeciwiających się niepodległości z obawy przed reakcją sąsiadów i katalońskiej policji.

Co będzie dalej?

Apogeum poparcia dla ruchów albo jest właśnie teraz, albo mamy to już za sobą. Sądzę, że w dłuższej perspektywie ludzie będą mieli dość tych zawirowań. Część Katalończyków, która chce niepodległości ze względów ekonomicznych może zrezygnować z tego postulatu, widząc, że firmy przenoszą się z Barcelony do Walencji. Zagraniczni inwestorzy chcą funkcjonować w środowisku, które jest stabilne, w którym nie ma walk ulicznych, strajków generalnych i nieokreślonego statusu regionalnego.

Partie konstytucjonalistyczne, ogólnohiszpańskie prezentują trzy podejścia. Partie centroprawicowe są za kursem policyjnym, zawieszenia autonomii i nowych wyborów regionalnych. Inne stanowisko prezentuje bardziej radykalna lewica – Unidas Podemos i Mas Pais Opowiadają się one za organizacją legalnego referendum w sprawie niepodległości Katalonii, zabezpieczonego przez służby państwowe, nie tylko katalońskie. Stanowisko Sancheza zakłada zaś prowadzenie dialogu o zwiększeniu autonomii i niezależności finansowej, ale nie ma w jego wizji mowy o niepodległości.

REKLAMA

Może się jednak okazać, że to nie jest apogeum nastrojów separatystycznych. Może Katalończycy jednak będą dalej podążali tą drogą. Choć te tendencje są dość nowe, to jednak może okażą się trwałe.

Nowe relatywnie, sam separatyzm istniał jeszcze przed wojną. Nowy jednak jest duży zasięg tego zjawiska i masowe poparcie dla niego. Jak zawsze w takich sytuacjach rośnie liczba zwolenników i przeciwników, nastroje się polaryzują.

Obawiam się, że gdyby doszło do referendum, mielibyśmy miniaturę brexitu, gdzie jedna z grup wygrywa małą większością i to pod wpływem przejściowych emocji. Wynik w rodzaju 51 do 49 oznaczałby wiele lat protestów przegranej strony. Pojawić się mogą też problemy z ustaleniem co robić, w przypadku podjęcia decyzji o secesji regionu. Byłby to też groźny precedens dla krajów z mniejszościami narodowymi – na przykład Belgii w mniejszością flamandzką. Mniejszości etniczne mieszkają też w Rumunii, na Słowacji, Bałkanach…

Procesy separatystyczne mogłaby też próbować inspirować Rosja na przykład w państwach bałtyckich. Byłoby to otwarcie puszki Pandory.

Czyli tutaj rozwój sytuacji może wpłynąć nie tylko na wynik wyborów w Hiszpanii, ale też na sytuację w wielu miejscach Europy?

Uspokojeniu sytuacji nie służy brutalne podejście policji. Często reakcje funkcjonariuszy są nieodpowiednie do sytuacji. Doszło nawet do pobicia dziennikarzy. Może warto wypracować na poziomie europejskim standardy działania policji podczas masowych demonstracji. Podobnie nieadekwatne zachowania funkcjonariuszy widzieliśmy we Francji podczas protestów tzw. żółtych kamizelek.

REKLAMA

Nawet dziennikarze zostali pobici przez policję.

Takie sytuacje muszą budzić oburzenie i powinno się je stosownie karać, przede wszystkim do nich nie dopuszczać.

Użycie przemocy powinno być minimalne, adekwatne do zachowania drugiej strony.

Ważną figurą jest wciąż Carles Puigdemont, były szef katalońskiego rządu, który jest na emigracji.

Były premier Katalonii przebywa w Belgii w Waterloo (w prowincji Brabancja Walońska). Wcześniej w Niemczech i Danii odmówiono jego ekstradycji, bo sądy choć zgadzały się z zarzutem sprzeniewierzenia środków finansowych, oddalały zarzut rebelii, uznając go za nieadekwatny do zaistniałego zdarzenia. Obecnie Hiszpania ponownie zgłosi wniosek ekstradycyjny, w którym będzie wskazany zarzut buntu, a nie rebelii,  za co grozi do 13 lat więzienia. Pytanie, co zrobi belgijski wymiar sprawiedliwości.

 ***

REKLAMA

Z Maciejem Pawłowskim z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

 

 

 

REKLAMA

 

 

 

 

REKLAMA

 

 

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej