Ewa Szelburg-Zarembina: pisałam, bo żyłam, i dopóki żyć będę, będę pisała

– W którymś z wywiadów zapytano mnie, dlaczego piszę. Odpowiedziałam wtedy krótko i szczerze: piszę, bo żyję. Zawsze tak było – mówiła Ewa Szelburg-Zarembina w audycji Polskiego Radia w 1974 roku.

Michał Czyżewski

Michał Czyżewski

2025-04-10, 09:20

Ewa Szelburg-Zarembina: pisałam, bo żyłam, i dopóki żyć będę, będę pisała
Ewa Szelburg-Zarembina według przedwojennej fotografii. W tle m.in. autograf pisarki. Foto: Polskie Radio/grafika na podstawie zasobów domeny publicznej (NAC, Polona.pl)

126 lat temu urodziła się Irena Ewa Szelburg, przez większość życia znana jako Ewa Szelburg-Zarembina, poetka, autorka powieści i dramatów, eseistka, której sławę i miejsce w sercach czytelników przyniosły przede wszystkim książki dla dzieci.

Czytaj więcej:

Gwiazda w cieniu

W okresie PRL była jedną z gwiazd polskiej literatury, cenioną przez krytyków i cieszącą się popularnością wśród czytelników. Pisała i wydawała wiele książek, zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci, miała możliwość podróżowania po Europie, była aktywną członkinią wielu związków, kół i towarzystw. Przez lata królowała na listach szkolnych lektur, zasiadała w najróżniejszych gremiach, kapitułach i zarządach, w czym niewątpliwie rolę odegrał jej mąż Józef Zaremba (1904-1988), członek aparatu władzy PRL piastujący funkcje związane z rynkiem wydawniczym.

Sama jako Ewa Szelburg-Zarembina jako działaczka społeczna miała tak wielki wpływ na Polaków, że dzięki jednemu jej apelowi udało się z obywatelskich składek wybudować Instytut "Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka", od 1977 roku jeden z najnowocześniejszych szpitali dziecięcych w Polsce.

REKLAMA

Jej dorobek doceniano zarówno w II Rzeczpospolitej, jak i w Polsce Ludowej. Uhonorowano ją m.in. Medalem Niepodległości (1931), Złotym Krzyżem Zasługi (1936), Nagrodą Prezesa Rady Ministrów za całokształt twórczości dla dzieci i młodzieży (1953), Medal 10-lecia Polski Ludowej (1955), Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (1960), Nagrodą Ministra Kultury i Sztuki za całokształt twórczości oraz Nagrodą państwową I stopnia (1966), Orderem Sztandaru Pracy II klasy (1949) oraz I klasy (1970), wreszcie - Orderem Uśmiechu (1970).


Posłuchaj

Rozmowa z Ewą Szelburg-Zarembiną o jej planach pisarskich w relacji z gali wręczenia nagród państwowych I i II stopnia (PR, 1966) 2:21
+
Dodaj do playlisty

 

Pisarka przez lata współpracowała również z Polskim Radiem, gdzie m.in. na bieżąco relacjonowała na antenie postępy swoich zajęć twórczych i plany kolejnych książek. Publiczność musiała czekać na te wieści, skoro dziennikarze tak często pytali o to Zarembinę.

– Każda wydana książka jest spotkaniem z czytelnikami i każdą moją książką staram się porozumiewać: książkami dla młodszych z młodymi, książkami dla dorosłych ze starszymi. Najwięcej zaś cieszy mnie to, że i dzieci, i rodzice, i czasem nawet dziadkowie wspominają moje książki i są moimi przyjaciółmi – mówiła w 1972 roku w audycji "7 dni w kraju i na świecie".

REKLAMA


Posłuchaj

Rozmowa z Ewą Szelburg-Zarembiną podczas majowego kiermaszu książki pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie (PR, 1972) 1:12
+
Dodaj do playlisty

 

Tymczasem dziś jest pisarką niemal zupełnie zapomnianą. Oczywiście wiele osób kojarzy jeszcze ze szkoły "Idzie niebo ciemną nocą", część słucha może piosenek skomponowanych do niektórych jej tekstów, jednak po wyrugowaniu z listy lektur jej nazwisko nie mówi już nic młodszym pokoleniom. Spotkał ją los wielu twórców epoki PRL, którzy nie opowiedzieli się stanowczo przeciw komunizmowi i zostali usunięci w cień.

Paradoksem jest to, że owo usuwanie w cień zaczęło się jeszcze za życia Ewy Szelburg-Zarembiny, gdy pozwoliła ona niejako na zredukowanie swego bogatego dorobku wyłącznie do publikacji dla dzieci. Tymczasem jej proza dla dorosłych mogłaby nawet dziś oferować publiczności oryginalne treści, tym bardziej, że jedne z jej najlepszych dzieł powstały jeszcze przed wojną i czasami ludowej Polski. 

Szczęście w nieszczęściu

Irena Ewa Szelburg urodziła się 10 kwietnia 1899 roku w Bronowicach pod Puławami, w majątku Herniczków. Ojciec przyszłej pisarki, Antoni Szelburg (1873-1916), zubożały szlachcic, był we dworze zatrudniony jako ogrodnik, ale niebawem choroba uczyniła go niezdatnym do pracy. Rodzina przeniosła się więc do Nałęczowa, gdzie obowiązek utrzymania córki i męża spadł na Elżbietę Szelburg z Kałużyńskich (1872-1918), z zawodu krawcową, która jednak mogła liczyć jedynie na źle płatną posadę szwaczki.

REKLAMA

Były to lata biedy, ale po latach pisarka wspominała je zawsze jako okres magiczny i szczęśliwy. Jej rodzice byli wykształceni, działali społecznie, zaszczepili córce wiele postępowych ideałów, a także - pomimo sporych trudności finansowych - zadbali o to, by skończyła jak najlepsze szkoły. Irena Szelburżanka również okazję spotkać w Nałęczowie Bolesława Prusa, który przyjeżdżał tam na kuracje. A to nie koniec szczęśliwych spotkań, które stały się jej udziałem.

– Bardzo ważną postacią była dla niej Felicja Sulkowska, bibliotekarka, która miała taką ideę kształcenia wszystkich, którzy byli wokół niej. Ważna okazała się sama biblioteka, miejsce, do którego można przyjść po książkę. Nie trzeba jej mieć na własność, można ją wypożyczyć. To było jak kapitał, który można pomnożyć – mówiła w Polskim Radiu Anna Marchewka, autorka biografii "Ślady nieobecności. Poszukiwanie Ireny Szelburg".


Posłuchaj

Anna Marchewka, autorka biografii "Ślady nieobecności. Poszukiwanie Ireny Szelburg", opowiada o swojej książce w audycji Katarzyny Nowak (PR, 2014) 22:45
+
Dodaj do playlisty

 

Zarazem mała Irena poprzez losy swej matki doświadczała sytuacji kobiety w społeczeństwie przełomu wieków (również w kontekście rewolucji 1905 roku), uwikłania jej w płciowe i klasowe schematy i układy, słowem - problematykę emancypacyjną i feministyczną, która po latach stała się jednym z tematów jej twórczości przed 1939 rokiem.

REKLAMA

Trwała jeszcze I wojna światowa, gdy Irena Szelburg ukończyła prestiżowe lubelskie gimnazjum Władysława Kunickiego (1872-1941), gdzie kładziono nacisk na wychowanie patriotyczne. W tym samym okresie, w odstępie zaledwie dwóch lat, przedwcześnie straciła najpierw ojca (1916), a potem matkę (1918). Podjęła wówczas pracę jako nauczycielka, a jednocześnie w latach 1918-1922 studiowała polonistykę i pedagogikę na Uniwersytecie Jagiellońskim.

W 1921 roku wyszła po raz pierwszy za mąż. Jej wybrankiem był Jerzy Zbigniew Ostrowski (1897-1942), nauczyciel, działacz społeczny i powieściopisarz. Para rozwiodła się w 1926 roku i tuż po tym Irena Ewa poślubiła swojego drugiego męża Józefa Zarembę, który wówczas był... podwładnym Ostrowskiego w seminarium nauczycielskim (obaj zresztą współpracowali ściśle nawet i po 1926 roku, m.in. pisząc podręczniki).

Roszadom poddane zostały również imiona pisarki - "Irena" ustąpiła miejsca "Ewie" i tak miało już zostać do końca jej życia.

"Od lat czterech do stu"

Wprawdzie w pierwszym okresie twórczości Ewa Szelburg-Zarembina pisała przede wszystkim dla dorosłych czytelników, jednak jej debiut był już zapowiedzią jej przyszłej renomy. Jej pierwsze teksty były utworami dla dzieci drukowanymi w 1922 roku w tygodniku "Moje Pisemko", dopiero w 1924 roku "Legendami żołnierskimi" otworzyła równoległą ścieżkę prozy dla dojrzalszych odbiorców. Od tego momentu, przynajmniej do chwili zaszufladkowania jej jako autorki wyłącznie dla dzieci, pisarka z równym zapałem oddawała się obu nurtom twórczości, publikując, jak to ujął jeden z krytyków, dla odbiorców "od lat czterech do stu".

REKLAMA

– Przywiązuję jednakową wagę do obu tych rodzajów – powiedziała Szelburg-Zarembina w 1974 roku. – Uważam też za równie ważne tworzenie popularnych, łatwiej przyswajalnych, krótkich opowieści i wierszy dla czytelników dorosłych, którzy dopiero zaczynają zapoznawać się bliżej z książką – dodała.


Posłuchaj

Gawęda Ewy Szelburg-Zarembiny o jej twórczości, wydarzeniach z życia i dziejowym kontekście jej działalności (PR, 1974) 22:10
+
Dodaj do playlisty

 

Jej początki w "dorosłym" rodzaju nie były jednak "łatwo przyswajalne". W dwóch przedwojennych tomach cyklu "Rzeka kłamstwa", uważanego za największe osiągnięcie artystyczne Zarembiny, autorka dotyka bolesnych spraw niedokończonej czy też pozornej emancypacji, kobiecości degradowanej zarówno przez patriarchat, jak i podział klasowy.

W "Wędrówce Joanny" (1935) i "Ludziach z wosku" (1936) pisarka zwraca uwagę, że choć niewątpliwie stały się faktem polityczne postulaty feminizmu, takie jak prawo do głosowania, to w praktyce dnia codziennego kobiety natrafiają na te same przeszkody, tę samą przemoc i tę samą moralność, która tak ciążyły ich matkom, babkom i nieskończonym pokoleniom wstecz.

REKLAMA

Ponadto Ewa Szelburg-Zarembina podkreśla też wagę sfery emocjonalnej jako podstawy egzystencjalnej aktywności człowieka (nie tylko kobiety). Emocje, przez mitologie racjonalności zepchnięte na margines obrazu świata jako niepoważne czy wręcz niepożądane, są dla autorki tym właśnie, co leży u podstaw ludzkich decyzji - nie zaś chłodne kalkulacje i projekty.

Po II wojnie światowej, w czasie której nieszczęśliwie spłonęły gotowe partie dalszego ciągu "Rzeki kłamstwa", dla pisarzy, którzy pozostali w kraju i nie zamierzali robić sobie urlopu od tworzenia, nadszedł czas narzuconej poetyki socrealistycznej. W tym momencie właśnie, nawet jeśli bez przekonania, jak chcą obrońcy pisarki, Szelburg-Zarembina włączyła się w dzieło budowy komunistycznego porządku nad Wisłą.

Kolejne trzy tomy cyklu - "Miasteczko aniołów" (1959), "Iskry na wiatr" (1963), "Gaudeamus" (1968) - napisane już pod dyktando realizmu socjalistycznego, były oczywiście czytane i chwalone przez oficjalną krytykę, ale artystycznie były świadectwem zarówno osobistej porażki Zarembiny jako autorki, jak i fiaska całego projektu nowej sztuki. To był zapewne jeden z powodów, dla których pisarka coraz chętniej zgadzała się na redukowanie jej dorobku do nurtu wyłącznie dziecięcego.

Maszyna do pisania?

W przypadku Ewy Szelburg-Zarembiny rezygnacja z aktywności twórczej nie wchodziła w grę. Pisarstwo było jej sposobem na życie i chciała mu się poświęcać bez względu na koszty. Dlatego zapewne wykształciła w sobie pewien rodzaj "niedowidzenia" na zło komunistyczne, które ją otaczało i z którym miała kontakt dość bezpośredni jako żona aparatczyka. Zresztą jej mąż, przed wojną pracownik wydawnictwa Gebethner i Wolff, a w czasie wojny konspirator i Kierownik Wydziału Kultury AK delegatury Rządu na Kraj, również musiał uprawiać dwójmyślenie.

REKLAMA

Skutek dla obojga był taki, że oboje, zaangażowani bardzo bezpośrednio w działalność publiczną w PRL, utracili w pewien sposób kontakt z rzeczywistością i zaczęli żyć w niezupełnie realnym obrazie zbudowanym ze złudzeń i przekłamań. Gdy Józef Zaremba w latach 1956-1961 był attaché kulturalnym polskiej ambasady w Rzymie, na tę przypadłość zwrócił uwagę Jarosław Iwaszkiewicz, który zanotował w dzienniku:

"Cenię Ewę jako pisarkę. Ale świat, w którym oni żyją, tak nieprawdziwy, tak nieodpowiadający rzeczywistości, że naprawdę trudno zrozumieć, jak tak można istnieć".

Postawę Zarembów nazwał Iwaszkiewicz "dowolniewzrocznością", ponieważ nie mógł dopatrzeć się żadnego wzoru w ich postrzeganiu rzeczywistości. Co ciekawe, Ewa Szelburg-Zarembina zaczęła po wojnie chorować na oczy i tracić wzrok. Jej biografka Anna Marchewka jest zdania, że przyczyna postępującej ślepoty nie miała podłoża fizjologicznego, lecz była psychosomatycznym objawem depresji lub innego zaburzenia psychicznego wywołanego koszmarem wojny, a także wywróceniem przez nową władzę dawnego porządku rzeczywistości.

Pomimo dolegliwości Zarembina nie przestawała tworzyć, zgodnie z lapidarną maksymą "piszę, bo żyję", której używała jako uzasadnienia swej działalności artystycznej. Pobyt we Włoszech zaowocował jedną z jej najpoczytniejszych książek - "Zakochany w miłości" o Franciszku z Asyżu, w którym autorka zgrabnie połączyła perspektywę religijną ze społecznikowską - niejako odzwierciedlając tym samym szczególny duet, jaki tworzyła z Józefem Zarembą, który, jak na działacza komunistycznego, był bardzo religijny.

REKLAMA

Anna Marchewka w swoich "Śladach nieobecności" stawia tezę, że Ewa Szelburg-Zarembina dokonała samounicestwienia w swoim pisarstwie, "zawinęła się w papier". Dlatego Irena Szelburg musiała ustąpić miejsca Ewie Zarembinie. W swoim oryginalnym opracowaniu biografka zastanawia się, czy " »Zarembina«” zamordowała potencjał »Szelburg«, przez co »Zarembina« zmieniła się w martwą, ale wciąż pracującą maszynę do pisania".

Faktem jest, że tworzyła niemal do samego końca. Zmarła 28 września 1986 roku w Warszawie. Jej prochy wróciły tam, gdzie spędziła najszczęśliwsze chwile w życiu - pochowano ją na cmentarzu parafialnym w Nałęczowie. Dwa lata później złożono tam ciało Józefa Zaremby.


Źródła: Polskie Radio

Anna Marchewka, "Ślady nieobecności. Poszukiwanie Ireny Szelburg", Kraków 2014

REKLAMA

Jarosław Iwaszkiewicz, "Dzienniki 1956-1963", Warszawa 2010


Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej