W PRL budowano schrony na masową skalę. Te relikty zimnej wojny wciąż mogą się przydać

Wielu z nas widuje go codziennie. Wystający z ziemi betonowy "grzybek" to znak, że w najbliższym budynku znajdziemy schron, często ponad 60-letni. Jeszcze niedawno taki obiekt wydawał się jedynie owocem zimnowojennej psychozy. Teraz to się zmienia.

2025-09-22, 07:52

W PRL budowano schrony na masową skalę. Te relikty zimnej wojny wciąż mogą się przydać
Po lewej: tzw. grzybek, czyli wyjście awaryjne z podziemnego schronu. Po prawej: wejście do schronu z metalowymi drzwiami.Foto: Stanislaw Bielski/REPORTER / WOJCIECH STROZYK/REPORTER

Na wszelki wypadek

W marcu 1951 roku, zaledwie kilka lat po zakończeniu traumatycznej wojny, w epoce szalejącego w Polsce stalinizmu i w cieniu przerażającej wiedzy o możliwościach bomby atomowej, władze PRL uchwaliły ustawę o terenowej obronie przeciwlotniczej. Akt ten uchylał przepisy pochodzące jeszcze z lat 30. XX wieku, w tym doraźny "dekret Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 3 września 1939 r. o udziale lokatorów w kosztach budowy schronów".

Półtora roku później Rada Ministrów ogłosiła uchwałę "w sprawie stosowania przedsięwzięć Terenowej Obrony Przeciwlotniczej /TOPL/ w budownictwie". Na mocy tego dokumentu rozpoczęto tworzenie podziemnych budowli ochronnych na szeroką skalę. Schron musiał znaleźć się w podpiwniczeniu każdego nowo wznoszonego budynku mieszkalnego, administracyjnego, przemysłowego i usługowego w 72 wyszczególnionych w uchwale miastach, a także w zakładach i obiektach przemysłowych położnych pod tymi miastami.

Pośpiesznie i masowo budowane schrony zapewniały jednak ochronę tylko przed obciążeniem gruzowiska powstałego w wyniku zawalenia budynku. Nie były hermetyczne, więc nie sprawdziłyby się w przypadku ataku nuklearnego, gazowego czy biologicznego.

Już w 1958 roku Rada Ministrów doszła do wniosku, że ta masowość nie jest głównym celem obronności. Liczbę miast zmniejszono do 52, ograniczono również listę obiektów, w których powstawały schrony. Jednocześnie jednak podwyższono wytrzymałość nowo powstających obiektów ochronnych.

Izba Zimnej Wojny i Socjalizmu w schronie z czasow PRL pod Urzedem Miasta w Nowym Targu. Fot. MAREK LASYK/REPORTER Izba Zimnej Wojny i Socjalizmu w schronie z czasów PRL pod Urzędem Miasta w Nowym Targu. Fot. MAREK LASYK/REPORTER

Schrony wspaniałe, tylko za mało

Przepisy te obowiązywały jedynie przez dwa lata. W 1960 roku uznano najwyraźniej, że możliwość ataku lotniczego jest bardzo mała. Zrezygnowano więc całkowicie z budowy nowych schronów, co sankcjonowała uchwała "w sprawie zaniechania stosowania przepisów TOPL w nowym budownictwie".

To zaskakująca decyzja, bo mniej więcej w połowie lat 50. w obliczu rosnących potencjałów nuklearnych inżynierowie zaczęli modyfikować projekty schronów, by odpowiadały one temu nowemu zagrożeniu. W ciągu całej poprzedzającej dekady zimna wojna podkręcała tempo wyścigu zbrojeń. O ile w 1951 roku USA miały 438 głowice atomowe, a ZSRR 25 głowic, to pięć lat później stosunek ten wynosił już 3692 do 426, a w 1959 roku Amerykanie dysponowali zawrotną liczbą 12 298 głowic, prawie dwunastokrotnie potężniejszą od arsenału radzieckiego.

Do idei schronów powrócono dopiero w 1966 roku, ale zupełnie pominięto wówczas budynki mieszkalne. Obiekty obrony przeciwlotniczej miały powstawać wyłącznie w nowo budowanych zakładach przemysłowych, które uznano za kluczowe dla gospodarki, czyli podległych resortom energetyki, górnictwa, a także przemysłu ciężkiego i maszynowego (od 1968 roku).

Tym razem jednak konstrukcje schronów miały być odporne na nadciśnienie fali uderzeniowej wybuchów jądrowych. Budowano więc coraz wytrzymalsze obiekty, ale dla większości cywilnej ludności i tak nie wystarczyłoby ich w razie ewentualnego konfliktu militarnego.

Kolejne modyfikacje przepisów w latach 70. i 80. wciąż odnosiły się wyłącznie do tworzenia schronów w budynkach służących produkcji przemysłowej. Dzięki postępowi technologicznemu możliwe było wprawdzie zwiększanie wymogów wytrzymałościowych tych obiektów, ale ewidencja przeprowadzona w ostatniej dekadzie PRL wykazała, że w przypadku nagłego ataku w schronach może ukryć się zaledwie pięć procent ludności cywilnej Polski.

Ten stan, jak od kilku lat alarmują niektórzy specjaliści, w zasadzie nie zmienił się do dziś. Schronów jest za mało, jednak wbrew potocznym opiniom są one dość dobrej jakości. "Współczesne wymogi wytrzymałościowe dla schronów zabezpieczających przed zagruzowaniem spełnia około 90 procent schronów w Polsce" – czytamy w zbiorowej publikacji "Podstawy zagadnień prawno-technicznych utrzymania schronów i ukryć dla ochrony ludności" wydanej przez Wojskową Akademię Techniczną.

Nie znaczy to, że nie wymagają one remontów i ulepszeń, szczególnie tam, gdzie wspólnoty mieszkaniowe nie mają pomysłu lub funduszy na tymczasowe zagospodarowanie tych przestrzeni (warto przy okazji podkreślić, że w PRL zdarzało się, że od początku schrony pomyślane były jako pomieszczenia dwufunkcyjne - były np. suszarniami).

"Istniejące obiekty, o ile ich konstrukcja jest nienaruszona, po uprzedniej modernizacji i wymianie przestarzałych instalacji mogą zabezpieczać osoby, ważne urządzenia lub cenne mienie przed skażeniami będącymi skutkiem awarii lub katastrof przemysłowych, a także na wypadek klęsk żywiołowych, zagrożeń militarnych czy lokalnych kryzysów politycznych, których w przyszłości nie można wykluczyć" – piszą autorzy "Podstawy zagadnień prawno-technicznych utrzymania schronów...".

Pomieszczenie sypialniane w doskonale zachowanym schronie przeciwatomowym z 1984 roku w podziemiach biurowca Stoczni Północnej w Gdańsku. Fot. Wojciech Strozyk/REPORTER Pomieszczenie sypialniane w doskonale zachowanym schronie przeciwatomowym z 1984 roku w podziemiach biurowca Stoczni Północnej w Gdańsku. Fot. Wojciech Strozyk/REPORTER

Jak budowano schrony w latach 50.?

Państwowe przepisy w "złotej epoce" schronów w PRL wyraźnie określały, w jaki sposób należy budować podziemne kryjówki na wypadek ataku lotniczego. Normy były dość wyśrubowane, więc nawet w przypadku obiektów o najniższej klasie wytrzymałości postarano się o zapewnienie możliwie najwyższego poziomu bezpieczeństwa.

Typowy schron terenowej obrony przeciwlotniczej ma z reguły wejście na poziomie piwnicy budynku mieszkalnego, zaraz przy klatce schodowej (jej konstrukcja powinna być również wzmocniona i mieć podobną wytrzymałość, jak schron). Jest całkowicie zagłębiony w ziemi i nie może znajdować się w sąsiedztwie kotłowni lub magazynu materiałów łatwopalnych i wybuchowych, bo eksplozja w tych pomieszczeniach mogłaby naruszyć ściany budowli ochronnej.

Powinno się tam zmieścić minimum 50, a maksimum 250 osób. Strop znajduje się niżej niż w mieszkaniu - na wysokości 2,20 metra, a wystające z niego elementy instalacji mogą sięgać nawet 1,90 metra, co dla osób szczególnie wysokich może okazać się uciążliwe.

Większość schronów (niestety nie wszystkie) posiada wyjście awaryjne. Prowadzą do niego drugie drzwi na poziomie podziemnym, którymi przechodzi się do kilkumetrowego tunelu zakończonego pionowym szybem sięgającym ponad powierzchnię gruntu. Jego szczyt to tzw. grzybek, czyli mała prostopadłościenna konstrukcja z okratowanymi otworami. Nazwę zawdzięcza ona żelbetowemu daszkowi, którego brzegi lekko wystają poza obręb ścian, co ułatwia odgruzowanie w przypadku ewakuacji tą drogą (kraty otwierają się do wewnątrz).

"Grzybki" to dość charakterystyczny widok na większości polskich (i nie tylko polskich) osiedli z lat 50. i 60. XX wieku. O ile wskutek nie zawsze przemyślanych działań wspólnot lokatorskich nie zostały one rozebrane albo zamurowane, a podziemne tunele nadal są drożne, wciąż mogą spełniać swoje zadanie na wypadek konieczności skorzystania ze schronu.

Życzmy sobie jednak, by taka konieczność nigdy nie nadeszła.

Niektóre "grzybki" nie służą do ewakuacji, a pełnią rolę wyłącznie czerpni powietrza, czyli elementów wentylacji. Fot. Stanislaw Bielski/REPORTER Niektóre "grzybki" nie służą do ewakuacji, a pełnią rolę wyłącznie czerpni powietrza, czyli elementów wentylacji. Fot. Stanislaw Bielski/REPORTER

Od października 2022 roku do lutego 2023 roku Państwowa Straż Pożarna przeprowadziła pierwszą inwentaryzację obiektów budowlanych pod kątem identyfikacji miejsc schronienia, które mogłyby zostać wykorzystane m.in. podczas ekstremalnych zjawisk pogodowych. Inwentaryzowano również budowle ochronne i schrony cywilne zgodnie z definicją ujętą w konwencji genewskiej. W działaniach uczestniczyło 13 tysięcy strażaków.

W kilka miesięcy udało się zinwentaryzować prawie 235 tysięcy budynków. Ponad 224 z nich strażacy zewidencjonowali samodzielnie, a ponad 10 tysięcy wspólnie z samorządami. Jak informowała wtedy PSP, łączna pojemność wszystkich budowli ochronnych miała wynieść ok. 1,43 miliona osób.

Owocem inwentaryzacji jest udostępniona na stronie internetowej Państwowej Straży Pożarnej aplikacja z interaktywną mapą, na której dzięki wbudowanej wyszukiwarce oraz usłudze śledzenia lokalizacji w łatwy sposób można odnaleźć najbliższe schrony, miejsca ukrycia i miejsca doraźnego schronienia. Aplikację znajdziemy pod adresem schrony.straz.gov.pl.

Źródło: Polskie Radio/PAP/Michał Czyżewski

Bibliografia:

Szcześniak (red.), J. Wasilczuk, M. Sobiech, W. Harmata, R. Ostrowski, J. Baryłka, A. Baryłka, J. Krawczyk, K. Zieliński, P. Kwiatkowski, M. Szafrański, "Podstawy zagadnień prawno-technicznych utrzymania schronów i ukryć dla ochrony ludności", Warszawa 2013

Polecane

Wróć do strony głównej