Był ulubieńcem dzieci. Nie wszyscy wiedzą, że współpracował z tajnymi służbami

Walt Disney zasłynął jako ten, który dał światu nieśmiertelne postaci Myszki Miki i Kaczora Donalda. Twórca jednej z największych globalnych korporacji rozrywkowych postrzegany był jako artysta, któremu udało się przekuć pasję w sukces finansowy. Za tą fasadą kryło się jednak wiele tajemnic.

2025-12-15, 07:59

Był ulubieńcem dzieci. Nie wszyscy wiedzą, że współpracował z tajnymi służbami
Po lewej: Walt Disney rysuje Goofy'ego podczas spotkania z dziećmi w 1941 roku. Po prawej: Walt Disney w 1956 roku. Foto: Wikimedia/domena publiczna

Od karetki do Myszki Miki

Rysować chciał od dziecka i dopiął swego, choć jego ojciec, drobny przedsiębiorca, miał wobec niego inne plany i widział w nim swego przyszłego pracownika. Urodzony 5 grudnia 1901 roku Walter Elias Disney był jednak uparty. Żeby wyrwać się spod kurateli ojca, sfałszował datę urodzenia i został kierowcą Czerwonego Krzyża we Francji podczas ostatnich miesięcy I wojny światowej.

Rysował cały czas, nawet na boku karetki, którą jeździł. Gdy wrócił do Ameryki, miał już 18 lat i rozpoczął pracę jako ilustrator reklam. Poznał wówczas rysownika Uba Iwerksa, z którym już niebawem rozpoczął największą przygodę swego życia.

Najpierw jednak obaj zaliczyli kilka niepowodzeń. Zwolnieni z przedsiębiorstwa, w którym ilustrowali reklamy, próbowali sami założyć podobną firmę, później, zafascynowani animacją, spróbowali sił w tworzeniu krótkometrażowych rysowanych filmów, ale zbankrutowali.

Rysunek, którym Walt Disney reklamował swoje usługi artystyczne w 1921 roku. Fot. Wikimedia/domena publiczna Rysunek, którym Walt Disney reklamował swoje usługi artystyczne w 1921 roku. Fot. Wikimedia/domena publiczna

W 1923 roku Walt Disney wyjechał do Hollywood, gdzie z bratem Royem założył firmę Disney Brothers Cartoon Studio, w której zatrudnił następnie Iwerksa. Żaden z nich nie wiedział wówczas, że właśnie położone zostały podwaliny pod giganta przemysłu rozrywkowego, jakim stał się konglomerat Walt Disney Company. Początki były skromne, a młodzi biznesmeni na tyle niedoświadczeni, że pierwszą postać, jaką stworzyli, utracili z powodu niezabezpieczenia praw autorskich.

Chodzi o Królika Oswalda (ang. Oswald the Lucky Rabbit), narysowanego wspólnie przez Disneya i Iwerksa i przejętego przez Universal Pictures. Porażka nie zniechęciła jednak artystów. Wręcz przeciwnie - Walt Disney był tak żądny sukcesu, że kolejne przeszkody motywowały go do jeszcze większego wysiłku. W Hollywood powoli dla wszystkich stawało się jasne, że kreskówki mogą przynieść spory zysk. Rozpoczynała się bezwzględna biznesowa rywalizacja o to, komu przypadnie największy kawałek tortu.

Niedługo po stracie Oswalda duet Disney-Iwerks stworzył łudząco podobną postać, ale nie królika, lecz myszy. Miała nazywać się Mortimer, ale Lilian Disney, żona Walta, podpowiedziała mniej pompatyczne imię "Miki" (ang. Mickey). Był rok 1928 i właśnie narodziła się jedna z najsłynniejszych ikon światowej popkultury.

Kaczor Patriota

Wszystkie kolejne postacie wymyślone w studiu braci Disneyów – Pluto (1930), Goofy (1932) i Kaczor Donald (ang. Donald Duck, 1934) były wspólnym dziełem szefa wytwórni i któregoś z zatrudnionych przez niego animatorów. Walt Disney zresztą z reguły nie brał udziału w samym procesie animacji (spełniał się za to aktorsko, przez niemal 20 lat użyczając swego głosu Myszce Miki).

Ale to jego nazwisko przylgnęło do tych kreskówek. Sława ta była jednak zasłużona. Od początku lat 30. Disney podejmował niemal wyłącznie trafne decyzje, choć niektóre z początku wydawały się zupełnie szalone.

Gdy w połowie lat 30. wyciekły informacje, że w studiu Disneya powstaje pierwszy pełnometrażowy film animowany, tworzony z pomocą nowatorskich technik i z niewiarygodnym budżetem półtora miliona dolarów, ludzie z branży pukali się w czoło. Dzieło "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków" (ang. "Snow White and the Seven Dwarfs") okazało się jednak nie tylko wielkim sukcesem kasowym, lecz także cieszyło się uznaniem krytyków. Film przyniósł Disneyowi dziesiątego już Oscara.

Kadry z kinowego zwiastuna "Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków", w którym Walt Disney wystąpił osobiście, by przedstawić bohaterów filmu. Fot. Wikimedia/domena publiczna Kadry z kinowego zwiastuna "Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków", w którym Walt Disney wystąpił osobiście, by przedstawić bohaterów filmu. Fot. Wikimedia/domena publiczna

Wkrótce wybuchła wojna, a Walt Disney postanowił pokazać, że popularne kreskówki mogą stać się narzędziem propagandy. Koszmar Kaczora Donalda jako gnębionego obywatela III Rzeszy w filmie "Twarz Führera" (ang. "Der Fuehrer's Face") zaowocował kolejnym Oscarem w 1941 roku, a ponadto zwrócił uwagę rządu. Niebawem oprócz kreskówek dla ogółu widzów studio Disneya rozpoczęło produkcję ściśle tajnych filmów instruktażowych dla amerykańskiej armii.

Współpraca przedsiębiorcy z organami państwa - co okazało dopiero wiele lat po śmierci Walta Disneya - wcale nie skończyła się na patriotycznych filmach. Nadal jednak sprawa była trzymana w sekrecie.

Polowanie na czarownice

Firma - teraz pod nazwą Walt Disney Productions - rosła z roku na rok, nawet pomimo trudnej finansowo i kadrowo sytuacji powojennej (dopomógł jej rozwój telewizji). Od 1940 roku, przeniesiona z Hollywood do pobliskiego Burbank, działała niemal jak fabryka kreskówek, zatrudniając ponad tysiąc pracowników. Disney wprowadził ścisłą hierarchię w strukturze swego studia i rządził żelazną ręką. Niewiele było trzeba, żeby zostać zwolnionym.

Jednocześnie - nie tylko w przedsiębiorstwie Disneya - coraz silniejszy był ruch związkowy. Ten zaś nie miał w USA dobrej opinii zarówno w latach 1941-1945, jak i w epoce zimnej wojny. Rozpętana przez senatora Josepha McCarthy'eego "czerwona panika" kazała widzieć komunizm, a nawet stalinizm, w każdym przejawie lewicowej myśli. Finansowani przez Moskwę komuniści wprawdzie funkcjonowali na polityczno-społecznej scenie Ameryki, ale wyznawcy tzw. makkartyzmu wykazywali się bardzo często nadgorliwością.

Po lewej: kadr z filmu "Parowiec Willie" (ang. "Steamboat Willie"), pierwszej animacji z postacią Myszki Miki. Po prawej: Walt Disney z modelem Myszki Miki i taśmą filmową. Fot. Wikimedia/domena publiczna Po lewej: kadr z filmu "Parowiec Willie" (ang. "Steamboat Willie"), pierwszej animacji z postacią Myszki Miki. Po prawej: Walt Disney z modelem Myszki Miki i taśmą filmową. Fot. Wikimedia/domena publiczna

Walt Disney nigdy nie zapomniał "zdrady", jakiej jego zdaniem dopuściła się w 1941 roku część personelu studia, która przez cztery miesiące strajkowała w reakcji na nierówne traktowanie pracowników. Biznesmen przeszedł wtedy załamanie nerwowe i utwierdził się w przekonaniu, że strajk był inspirowany przez amerykańskich komunistów.

Postanowił więc się zemścić, a oficjalnie po raz kolejny przydać się swemu krajowi, tym razem już nie na polu aktywności artystycznej, lecz realnej walki z "wrogami Ameryki". Już w 1944 roku wraz z wieloma innymi filmowcami (m.in. Garym Cooperem, Clarkiem Gable'em, Ronaldem Reaganem i Johnem Wayne'em) założył Motion Picture Alliance for the Preservation of American Ideals (MPAPAI).

Organizacja ta sporządziła listę osób w Hollywood, które uznała za komunistów, a następnie złożyła na nie donos do Komisji Kongresu ds. Badania Działalności Antyamerykańskiej. Tak się złożyło, że wśród ludzi wskazanych przez MPAPAI znaleźli się Herbert Sorrell i David Hilberman, dwaj przywódcy strajku w studiu Disneya. Oznaczało to dla nich - i wielu innych osób z listy - koniec kariery. Były to jedne z pierwszych ofiar "polowania na czarownice" w epoce antykomunistycznej histerii w USA.

Walt Disney rysuje Goofy'ego podczas spotkania z dziećmi w 1941 roku. Fot. Wikimedia/domena publiczna Walt Disney rysuje Goofy'ego podczas spotkania z dziećmi w 1941 roku. Fot. Wikimedia/domena publiczna

Agent z Disneylandu

Dla Walta Disneya to był dopiero początek. Gdy działalność makkartystów, wskutek kolejnych wyroków sądowych, zaczęła słabnąć, animator został agentem specjalnym FBI. Jego zadaniem była infiltracja środowiska filmowego i przekazywanie informacji o antyamerykańskim nastawieniu kolegów z branży. Robił więc to samo, co wcześniej, ale bardziej dyskretnie. Wiele razy kontaktował się bezpośrednio z szefem FBI J. Edgarem Hooverem, którego poznał już przed wojną.

W zamian za swoją pracę na rzecz służb mógł liczyć na pewne pozainstytucjonalne ułatwienia w prowadzeniu swojego biznesu, a nawet na szybsze załatwienie spraw dotyczących oficjalnej współpracy jego firmy z FBI, takich jak programy edukacyjne o Federalnym Biurze Śledczym.

Marc Elliot w swojej książce "Walt Disney. Czarny książę Hollywood" twierdzi, że współpraca przedsiębiorcy z FBI trwała znacznie dłużej niż od 1955 roku, gdy nadano mu status agenta specjalnego. Według Elliota Disney już od początku lat 40. był informatorem tajnych służb i przez kolejne 25 lat - aż do śmierci - był cennym źródłem dla ludzi Hoovera.

Walt Disney w 1956 roku. Fot. Wikimedia/domena publiczna Walt Disney w 1956 roku. Fot. Wikimedia/domena publiczna

To ćwierćwiecze było epoką, w której imperium Walta Disneya rozrastało się w szalonym tempie. Jego studio produkowało zarówno filmy animowane, jak i aktorskie (oraz łączące obie te formy), w telewizji triumfy święciły jego programy (m.in. "Klub Myszki Miki"), nominacje do Oscarów pojawiały się każdego roku (ostatecznie w całym życiu zdobył 26 nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej), a w Kalifornii w 1955 roku zbudowano słynny Disneyland, pierwszy z kilkunastu disneyowkich parków rozrywki rozsianych dziś po całym świecie.

Zgodnie z publicznym wizerunkiem Walt Disney był uprzejmym, nieco nieśmiałym panem z nieodłącznym ołówkiem w ręce, a największą przyjemność sprawiało mu dawanie radości dzieciom. Oprócz kilku osób nikt nie wiedział wówczas, że stoi przed nim czynny agent FBI, któremu lepiej nie podpaść w żaden sposób.

Walt Disney umarł 15 grudnia 1966 roku w Burbank. Jego prochy pochowano w Glendale w Kalifornii.

Walt Disney odbiera Prezydencki Medal Wolności z rąk Lyndona B. Johnsona w 1964 roku. Fot. Wikimedia/domena publiczna Walt Disney odbiera Prezydencki Medal Wolności z rąk Lyndona B. Johnsona w 1964 roku. Fot. Wikimedia/domena publiczna

Źródło: Polskie Radio/Michał Czyżewski

Polecane

Wróć do strony głównej