Pocięte kable, kamery na drzewie i inne podejrzane zdarzenia. Dywersja Rosji w NATO
Kamery wieszane na drzewach przy torach. Statek ciągnący kotwicę po dnie, by uszkodzić strategiczny rurociąg. Małżeństwo szpiegów udające Argentyńczyków - tak ważne dla Kremla, że właśnie wraca do Rosji po historycznej wymianie więźniów. Parę lat wcześniej: Rosjanie przebrani za Polaków i protestujący przeciw Ukraińcom. Akty dywersji Rosji czasem mogą wydawać się dość kuriozalne. Jednak ich celem jest zastraszać, wydrenować nas z sił, niszczyć i zabijać.
Agnieszka Kamińska
2024-08-02, 19:40
Memento przed igrzyskami we Francji
Na całym świecie szerokim echem odbiły się dywersyjne działania przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu, o które podejrzewana jest Rosja. Cały świat usłyszał o aresztowanym kilka dni przed imprezą w Paryżu 40-letnim "szefie kuchni z gwiazdkami Michelin", a naprawdę rosyjskim agencie. Miała miejsce seria podejrzanych zdarzeń: na czele z sabotażem pociągów TGV w dniu otwarcia igrzysk - uszkodzono setki kabli w systemach sygnalizacji kolejowej i to tak, że zakłócono ruch w kilku regionach kraju. Ponadto w pobliżu linii kolejowych wybuchały pożary.
Jednak wiele się działo i w poprzednich latach i miesiącach, zwłaszcza po 24 lutego 2022 roku. W licznych europejskich krajach, także w Polsce, miał miejsce cały szereg podejrzanych zdarzeń - m.in. podpalenia różnych obiektów. Schwytano też szajkę, która miała dokonywać aktów sabotażu na kolei. Nie dalej niż kilka dni temu ukraińskie służby rozbiły grupę, która planowała m.in. podpalenia w Polsce i państwach bałtyckich.
Polska jest też miejscem operacji regionalnych, prowadzonych równocześnie w innych państwach. To zagłuszanie sygnału GPS czy wojna hybrydowa na granicy z wykorzystaniem migrantów.
REKLAMA
Oprócz tego Polska jest także tym krajem w Europie, na który przeprowadza się najwięcej cyberataków.
To nie jest amatorka
Przypadek Francji zwraca uwagę na to, że planowaniu operacji dywersji poświęca się w Rosji dużo zasobów i wysiłku.
REKLAMA
- We Francji mogliśmy obserwować skoordynowany i dobrze zorganizowany i przeprowadzany atak na szybkie linie TGV. Wybrano miejsca, w których dokonano podpaleń, tak by sparaliżować cały system w dniu otwarcia igrzysk. Była to świetnie przygotowana akcja, z dobrym rozpoznaniem. Podobnie incydent w tym tygodniu: we Francji doszło do zakłóceń systemu teleinformatycznego - przekazał portalowi polskieradio24.pl dr Filip Bryjka, ekspert PISM.
Działania są dobrze przygotowane, nawet jeśli wykonują je amatorzy. Muszą mieć instruktaż od kogoś, co, gdzie i kiedy mają zrobić - zaznaczył. Musi mieć miejsce koordynacja i planowanie tych działań, zauważył Bryjka.
Analizy wskazują, że repertuar sabotażowy Rosji się poszerzył
W związku z nasileniem się aktów dywersji ze strony Rosji coraz częściej pojawiają się dotyczące tego analizy działań rosyjskich po inwazji. Dziennikarskie śledztwo Dossier Center, powiązanego z Otwartą Rosją Michaiła Chodorkowskiego, wskazało na nową taktykę GRU - bezpieczne sterowanie dywersją z fotela w Moskwie za pomocą tanich i nieświadomych najemników.
REKLAMA
Oprócz diagnoz pojawiają się apele o wypracowanie odpowiedzi na działania Rosji. Amerykański think tank Center for European Policy Analysis (CEPA) wśród swych rekomendacji postuluje, by powołać "specjalną międzynarodową grupę zadaniową skupioną na przeciwdziałaniu rosyjskim zagrożeniom hybrydowym i niszczeniu sieci Kremla na całym świecie".
***
- Kto stoi za nową taktyką GRU w Europie? Z ich powodu dzieją się tu ciągle dziwne rzeczy
- Odgrywał przebojowego szefa kuchni. Jako agent Rosji miał zakłócić igrzyska
***
Po co pisać i czytać o tym wszystkim?
Po co o tym wiedzieć? Jak w każdym przypadku, wiedza w jakiś sposób przygotowuje nas na to, co może się stać.
REKLAMA
Świadomość metod stosowanych przez Rosję sprawia, że po części jesteśmy lepiej przygotowani na to, co może nastąpić. W trudnej sytuacji łatwiej jest odpowiednio zareagować niż wtedy, kiedy jest się zupełnie zaskoczonym.
Dr Filip Bryjka, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, który śledzi temat rosyjskiej dywersji i sabotażu, w rozmowie z portalem polskieradio24.pl zauważa, że w sytuacji, gdy Rosja stosuje dywersję na coraz szerszą skalę, bardzo ważna jest reakcja społeczeństwa, odporność, dobrze rozumiana edukacja.
- Znamy przypadki, gdy dzięki obywatelom udało się zidentyfikować sprawcę dywersji. Przychodzi na myśl sprawa Rosjan rozklejających naklejki rekrutacyjne do Grupy Wagnera w Warszawie i Krakowie. Rowerzysta, świadomy obywatel, pojechał za podejrzanymi osobami, nagrał je, przekazał zdjęcia policji. Rosjan udało się złapać i skazać za szpiegostwo na rzecz obcego wywiadu - przypominał analityk.
Zauważył też, że warto byłoby także, by np. w zakładach pracy produkujących uzbrojenie edukować personel na temat tego, co może się zdarzyć. Może nawet warto mówić o pewnego rodzaju profilaktyce kontrwywiadowczej. Chodzi o to, by z powodu problemów finansowych, rodzinnych czy obyczajowych ktoś nie stał się ofiarą werbunku. Ekspert zaznaczył, że z pewnych źródeł wynika, iż Moskwa profiluje kandydatów, poszukiwała ich do czarnej, dywersyjnej roboty m.in. w rejestrach zadłużonych, interesują ją ruchy skrajne, emocje, które można podgrzać, pasje, napięcia, poczucie krzywdy, które można łatwo wykorzystać.
REKLAMA
Nowa taktyka
Moskwa po pełnoskalowej inwazji na Ukrainę zdążyła już przeformatować swój sposób działania, dostosować go do nowych warunków. W ostatnich dniach dziennikarze wspomnianego wyżej niezależnego rosyjskiego portalu Dossier Center, napisali, na czym polega nowa taktyka Rosji w kwestii dywersji, prezentując wnioski z obserwacji prowadzonych od pewnego czasu.
Wysyłanie par agentów kierujących operacjami dywersji i sabotażu do danego państwa uzupełnia teraz nowa praktyka. Polega ona na tym, że planujący operacje przebywają bezpiecznie w Rosji, a narzędziem do realizacji operacji są pośrednicy, kuratorzy, koordynatorzy grup na miejscu za granicą. Tworzy się łańcuch lub nawet kilka łańcuchów takich osób - wykonawców części zadań. Niektóre z nich nie wiedzą, kto jest ostatecznym zleceniodawcą. Niektórzy oczywiście dobrze to wiedzą. Rosja stara się jednak ukryć swoje sprawstwo i wykorzystuje w miarę możliwości istniejące różnice ideologiczne, animozje, skrajnie nastawionych działaczy, a także przestępców. Ludzie do wykonywania różnych działań są wynajmowani, opłacani. Zlecenia przekazywane są np. przez kanał Telegram, bo to jego najczęściej używają osoby rosyjskojęzyczne. Dla zmylenia tropów wynajmuje się często np. Ukraińców, Białorusinów - tak było m.in. w Polsce - co wykazało dochodzenie ABW.
Metody gangsterskie, możliwe ofiary śmiertelne
Dr Filip Bryjka z PISM niedawno opublikował analizę dotyczącą aktów dywersji dokonywanych przez Rosję w krajach NATO. W rozmowie z portalem polskieradio24.pl zaakcentował kilka ważnych obserwacji, na które dość rzadko zwraca się uwagę.
Po pierwsze, to zaostrzenie metod dywersji. Rosja coraz częściej ucieka się do metod tak agresywnych, bliskich działaniom terrorystycznym, że zakładają one ofiary śmiertelne, albo ich nie wykluczają. - To metody gangsterskie, terrorystyczne - zauważa ekspert. Nie chodzi już tylko o tzw. działania niekinetyczne.
REKLAMA
I wskazuje na przykład udokumentowany przez wywiad amerykański nieudany zamach na jednego z dyrektorów niemieckiego koncernu Rheinmetall. W połowie lipca stacja CNN podała, że służby specjalne USA i Niemiec udaremniły rosyjski plan zamachu na szefa niemieckiej firmy zbrojeniowej Rheinmetall, Armina Pappergera. Mężczyzna od kilku miesięcy ma ochronę. Koncern to producenta uzbrojenia i amunicji 155 milimetrów, dostarczanej Ukrainie.
Poza tym każde podpalenie, podłożone ładunki - to wszystko również niesie ze sobą ryzyko ofiar. A takich zdarzeń, przypisywanych Rosji, jest ostatnio więcej.
Ekspert zauważa, że na przykład do pożaru doszło w jednej z fabryk, gdzie produkuje się farby. Skutkiem mogło być nie tylko zanieczyszczenie środowiska, ale i ofiary w ludziach.
Infrastruktura krytyczna: to kluczowa sprawa, możliwość reakcji NATO
Ekspert przypominał, że celem Rosji są połączenia kolejowe, drogowe, lotnicze, kable telekomunikacyjne, czyli elementy infrastruktury krytycznej. W Polsce Rosjanie najęli ludzi do szpiegowania na szlakach, do monitowania kamer wideo. Dochodzi także do aktów sabotażu.
REKLAMA
Analityk PISM zwrócił uwagę, że to bardzo poważny aspekt działań Rosji. a ataki na obiekty infrastruktury krytycznej, czy to w danym kraju, czy nawet znajdujące się na europejskiej liście takich obiektów, mogą teoretycznie doprowadzić do uruchomienia artykułu 5. lub 4. Traktatu Północnoatlantyckiego NATO - o obronie zbiorowej lub konsultacji z sojusznikami.
A przeprowadzanie takich ataków na infrastrukturę, nawet jeśli dokonują ich ludzie wynajęci poprzez Telegram, wymaga planowania, przygotowań, wiedzy o danym terenie.
I tu kolejny aspekt, który podkreśla ekspert PISM - akcje nie są chaotyczne ani przypadkowe, nawet jeśli narzędziem bywają przypadkowe osoby.
- W kilku państwach, Wielkiej Brytanii, w Niemczech, w Polsce, na Łotwie, dochodziło do różnych incydentów, pożarów w zakładach przemysłu zbrojeniowego. Nie ma jednoznacznych doniesień wskazujących na to, że był to akt celowego sabotażu, inspirowanego z Rosji. Jednak musi zastanawiać liczba tych incydentów, dziwnych zdarzeń, kontekst. Do tego są udokumentowane informacje o zatrzymaniu dwóch obywateli Niemiec rosyjskiego pochodzenia na etapie przygotowań do zamachów na infrastrukturę wojskową w Bawarii, gdzie szkoleni są ukraińscy żołnierze - zaznaczył ekspert.
REKLAMA
Podmorskie operacje: koszmar wojskowych
Szczególną uwagę NATO przyciągają operacje podmorskie. Analityk dodał, że to koszmarny sen polityków i wojskowych.
Dr Bryjka dodał, że dlatego w ostatnim czasie w NATO powstała specjalna "task force", zajmująca się ochroną infrastruktury podmorskiej.
- Takie operacje to koszmary wojskowych. Chodzi np. o Baltic Connector, uszkodzony, przez załogę, która długo ciągnęła za sobą kotwicę. Chociaż statek płynął pod banderą Hongkongu, to jego właścicielem jest spółka z Rosji. Ma też miejsce przecinanie kabli. Możliwe są akty dywersji z wykorzystaniem bezzałogowych łodzi podwodnych. Była sprawa rzekomych nurków hiszpańskich, którzy w skrajnie trudnych warunkach zanurzali się w okolicach Gdyni, portu morskiego cargo, cywilnego i wojennego - wymieniał nasz rozmówca.
- NATO powołało teraz specjalną strukturę do spraw tego problemu przy dowództwie morskim w Wielkiej Brytanii. Chodzi o Morskie Centrum Ochrony Podwodnej Infrastruktury Krytycznej utworzone przy Sojuszniczym Dowództwie Morskim w Northwood - zaznaczył nasz rozmówca.
REKLAMA
Baltic Connector, uszkodzony jesienią 2023 roku, został naprawiony i od kwietnia w fińsko-estońskim rurociągu znowu płynie gaz.
Operacja pod fałszywą flagą
Analityk zauważył, że Rosja stara się maskować swoje działania nie tylko poprzez system pośredników.
Stara się podszyć pod kogoś innego. Ta maskarada mogłaby z pozoru śmieszyć, ale jest groźna, ma służyć zaognieniu nastrojów społecznych, skupieniu na kimś irytacji, wywołaniu nienawiści.
Takie praktyki stosowano już wcześniej np. w Użhorodzie na Zakarpaciu.
REKLAMA
- W lutym 2018 roku dwóch Polaków z organizacji paramilitarnej Falanga otrzymało pieniądze za pośrednictwem innego Polaka od jednego z niemieckich dziennikarzy, powiązanego z Alternatywą dla Niemiec. Dokonali podpalenia węgierskiego ośrodka kultury na Ukrainie. Nastąpiło to wtedy, gdy ukraińskie władze wprowadzały reformę szkolnictwa, ograniczając możliwość nauczania w językach mniejszości do szkoły podstawowej. To było jedną z przyczyn pogorszenia relacji z Węgrami. Polacy, którzy zostali zatrudnieni przez dziennikarza, który najpewniej otrzymał zlecenie od kogoś z rosyjskich służb, mieli sfilmować to, co zrobią, i upozorować w taki sposób, aby wyglądało to na dzieło ukraińskich nacjonalistów - zauważył ekspert.
Była to tzw. operacja pod fałszywą flagą, miała wywołać określony efekt polityczny.
Jednak, jak dodał, sprawcy zostali szybko złapani - byli amatorami, zarejestrowali się w hotelu pod swoimi nazwiskami, dali się sfilmować w samochodzie na stacji, gdzie wlewali benzynę, mającą służyć do podpalenia. SBU zatrzymała ich szybko, przekazano ABW i zostali skazani za czyn o charakterze terrorystycznym.
Obecnie, jak zauważa ekspert, często stosuje się dość podobny model.
REKLAMA
Rekrutacja przebiega jednak z wykorzystaniem mediów społecznościowych.
Wiąże się to z tym, że w ostatnich latach około 600 rosyjskich dyplomatów wydalono z Europy, a wielu spośród nich było tak naprawdę agentami wywiadu pod przykryciem, zauważył.
Sieć wywiadu nielegalnego, tzw. nielegałowie
Nie należy zapominać, że Rosja ma także bardziej wyspecjalizowanych agentów, których nie ujawnia przy byle okazji.
Te osoby nie zdradzają swojej tożsamości i nie są wykorzystywane do tak ryzykownych akcji.
REKLAMA
I żyją sobie spokojnie nadal w różnych krajach Zachodu.
- Rosja ma rozbudowaną sieć agentów wywiadu nielegalnego. Może on być też wykorzystywany do prac dywersyjnych. Dziennikarze opisali m.in. sprawę czeskiego małżeństwa, które wyemigrowało w latach 90. do Czechosłowacji jako dysydenci polityczni. Zostali zidentyfikowani przez tamtejsze służby jako nielegalni oficerowie wywiadu. Pomagali przy organizacji aktu dywersji w Vrběticach w Czechach w 2014 roku - przypominał analityk.
To bardzo ciekawy przypadek. Nikołaj i Jelena Szaposznikowowie, o których Bellingcat i Insider napisały w kwietniu tego roku, w 1991 roku udali się do Czech jako dysydenci, w 1999 roku otrzymali paszporty. Koordynowali akcje GRU w Europie. Uzyskiwali informacje o transakcjach zbrojeniowych - a gdy były one niekorzystne dla Kremla, wywiad wojskowy organizował tam akty dywersji.
Nie wiadomo, jak bardzo rozbudowana jest sieć tego rodzaju wywiadu.
REKLAMA
W ostatnim czasie głośno jest o parze szpiegów, którzy zamieszkali w 2017 roku w Słowenii. Pracowali dla Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR), mieli argentyńskie paszporty. Na miejscu kobieta założyła galerię sztuki online, a jej partner pracował w firmie informatycznej. Anna i Artiom Dulcewowie, używający pseudonimów Ludwig Gisch i Maria Rosa Mayer Munos, przyznali się do winy, zostali skazani za szpiegostwo. Zostali wymienieni na więźniów politycznych z Rosji i Białorusi podczas historycznej wymiany 31 lipca. To dowodzi, jak ważne z punktu widzenia Kremla są tego rodzaju agentury.
Telegram i pieniądze
Planowanie i organizacja aktów dywersji jest planowana w sposób dość wyrafinowany - co widać choćby po tym, jak szybko rosyjskie służby reagują na polaryzujące społeczeństwo zdarzenia.
Jednak w celu wcielenia tych licznych planów w życie Rosjanie sięgają po prostsze metody. Mechanizm tej nowej taktyki opisało śledztwo Dossier, wspominane wyżej.
Jak mówi portalowi polskieradio24.pl dr Filip Bryjka, Rosjanie najpowszechniej werbują ludzi za pomocą mediów społecznościowych, serwisu Telegram. W państwach bałtyckich to mniejszość rosyjskojęzyczna, a w Polsce głównie obywatele Ukrainy. Jak zaznaczył, informacje niemieckich służb publikowane w magazynie "Der Spiegel" wskazywałyby na to, że te osoby są profilowane. Poszukuje się osób o nastawieniu eurosceptycznym, antyimigranckim, antysystemowym. Są typowane jako potencjalne osoby do werbunku.
REKLAMA
Jednak na pierwszym miejscu są pieniądze.
To może być sprytny sposób werbowania: na początku to mogą być dość niewinne polecenia, za które dostaje się pieniądze. Potem, gdy już ofiara wzięła pieniądze, stopniuje się trudności i dochodzi do sedna.
- Grupa dywersyjna Ukraińców, którzy dokonywali w Polsce rozpoznania infrastruktury kolejowej, drogowej i morskiej, została zwerbowana na podstawie motywacji finansowej. Na początku otrzymywali zapłatę za łatwe zadanie. Na przykład namalowanie napisu na murze, zniszczenie jakiegoś obiektu. Potem zadania są coraz bardziej skomplikowane. Każdemu powinna zaświecić się lampka ostrzegawcza, gdy każe się kupić sprzęt do nagrywania i umieścić go na drzewie obok jednostki wojskowej albo torów kolejowych - zauważył ekspert.
- Jeśli chodzi o Polskę, to z dziennikarskiego śledztwa Front Story wiemy, że Maksym, który zgodził się przekazać mediom swoje odpowiedzi, był stopniowo angażowany w coraz bardziej zaawansowane działania. Trudno jest odmówić. Skoro już ktoś przyjął pieniądze, jest uwikłany w działania na rzecz obcego wywiadu - przekazał ekspert.
REKLAMA
Pieniądze są wypłacane zazwyczaj w formie kryptowalut - co utrudnia wyśledzenie ich pochodzenia - zauważył dr Bryjka.
A zleceniodawca nie zawsze mówi, czy jest agentem GRU.
Dla Rosji to działanie bardzo korzystne, minimalizuje się koszty i ryzyko. Poza kosztami finansowymi nie ponosi się odpowiedzialności w przypadku wpadki takiej zwerbowanej osoby. Nie jest ona w stanie dowieść, kto był zleceniodawcą, zaznaczył dr Bryjka.
Nasz rozmówca dodał, że niektóre osoby w takiej siatce mogą mieć ograniczoną rolę - na przykład na jedną z osób były zarejestrowane rachunki bankowe, pełniła funkcję słupa. Nie wieszała kamer na drzewach - po prostu na jej konta spływały pieniądze.
REKLAMA
Wiele spraw wychodzi na jaw po latach
Ekspert zauważył, że o wielu sprawach wciąż nie wiemy. Niektóre nie są ujawniane.
A w niektórych przypadkach sprawstwo Rosji wychodzi na jaw dopiero po latach. Tak było na przykład, jeśli chodzi o wybuch w składach amunicji w Czechach. Prawda ujrzała światło dzienne po siedmiu latach i to przypadkiem.
W Vrběticach w Czechach w 2014 roku oficerowie GRU, ci sami, którzy potem byli zaangażowani w otrucie Siergieja Skripala, przeprowadzili atak dywersyjny na składy amunicji. Była tam trzymana amunicja należąca do jednego z bułgarskich handlarzy bronią, która trafiała na Ukrainę. W eksplozji, za którą odpowiadali agenci GRU Aleksander Pietrow i Rusłan Boszyrow, zginęły dwie osoby. Odpowiedzialność za to zdarzenie przypisano Rosji dopiero 7 lat później, po ataku na Siergieja Skripala i upublicznieniu danych agentów GRU dzięki pracy śledczej dziennikarzy z grupy Bellingcat. Wówczas dopiero kontrwywiad czeski zwrócił uwagę, że ci sprawcy zostali zarejestrowani na kamerach monitoringu - przypominał nasz rozmówca.
Dwie służby. Jednostki dywersyjne to tradycja od czasów zimnej wojny
Ekspert PISM mówi, że odpowiedzialność za akty dywersji obecnie można przypisać dwóm służbom - GRU i FSB. Natomiast Służba Wywiadu Zagranicznego (SWR) zajmuje się wywiadem strategicznym.
REKLAMA
Analityk zaznaczył, że wiadomo, iż wywiad wojskowy GRU ma w swojej strukturze specjalną jednostkę - służbę działań specjalnych, kierowaną przez generała Andrieja Awerianowa.
Jedna z jednostek tej służby, 21955, osławiona zamachem na skład amunicji w Czechach w 2014 roku, w 2016 roku była zaangażowana w przygotowania do przewrotu w Czarnogórze, by zablokować akcesję tego państwa do NATO. Następnie brała udział w otruciu Siergieja Skripala. I dopiero po zamachu na Skripala świat dowiedział się o jej istnieniu.
Jak donosił w 2024 roku ośrodek RUSI, służba ds. zadań specjalnych Awerianowa łączy teraz w sobie przekształconą jednostkę 29155, nową jednostkę 54654 i centralę, planującą akcje.
- Do tego obecnie Awerianow stoi na czele Korpusu Afrykańskiego, struktury, która przejęła kontrolę nad działaniami formacji półprywatnych firm wojskowych, najemniczych, wykorzystywanych przez Rosję w Afryce i na Bliskim Wschodzie, niejako kontynuatorki Grupy Wagnera - zaznaczył dr Bryjka.
REKLAMA
Drugą służbą organizującą akcje dywersyjne jest Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB).
- Chodzi o Piątą Służbę Operacji Informacyjnych i Stosunków Międzynarodowych FSB. FSB jest służbą kontrwywiadowczą, która działa przede wszystkim na terytorium Rosji, łącznie z ochroną jej granic. Jednak od kilku lat FSB prowadzi też działania wywiadowcze za granicą. Przez lata był to przede wszystkim wywiad taktyczny w państwach byłego ZSRR, gdzie FSB była aktywna. A teraz widzimy, że zaangażowanie FSB z biegiem lat coraz bardziej się rozszerza - staje się też służbą wywiadowczą działającą poza granicami państwa.
FSB miało współudział w ingerencji w wybory w USA - były tam zaangażowane grupy hakerskie APT. Miała też udział działaniach wywrotowych i dezinformacyjnych w Naddniestrzu i w Mołdawii - zaznaczył analityk.
GRU ma także grupy dywersyjne - takie posłało na Ukrainę przed inwazją
Ekspert dodał, że GRU ma długą tradycję działań dywersyjnych, bo w czasie zimnej wojny w GRU, a konkretnie w Specnazie wojskowego wywiadu, powstawały specjalne grupy dywersyjno-rozpoznawcze, które były gotowe do prowadzenia działań na terytorium przeciwnika w przypadku wielkoskalowego konfliktu.
REKLAMA
Jednak nie takie grupy przeprowadzają dywersję w Europie, tylko, jak wiadomo, wynajęte przez Telegram osoby.
Grupy dywersyjne GRU działały bardzo aktywnie na terytorium Ukrainy w pierwszej fazie konfliktu. Przerzucono je tam na kilka miesięcy lub tygodni przed rozpoczęciem konfliktu. Było kilka ciekawych przypadków, gdy czujni mieszkańcy ich wykryli. Starsza kobieta zgłosiła na policję kilku mężczyzn, którzy nie hałasowali i nie pili alkoholu. Okazało się, że to była grupa dywersyjno-rozpoznawcza - przekazał ekspert.
O co chodzi Rosji?
Ekspert ocenia, że Moskwa realizuje wiele celów.
- Rosja jest gotowa sięgać po metody terrorystyczne, by zastraszać decydentów i społeczeństwa państwa zachodnich, zniechęcać do polityki wspierania Ukrainy - mówi, przypominając o zamachu na szefa koncernu Rheinmetall.
REKLAMA
- Generowanie atmosfery strachu, poczucia niestabilności, oddziaływanie poprzez emocje, straszenie uwikłaniem NATO w konflikt z Rosją według jednego ze śledztw dziennikarskich jest jednym z celów Rosji w założeniu. Taki plan miała przygotować Służba Wywiadu Zagranicznego (SWR). Ma on być realizowany wobec zachodnich społeczeństw - powiedział dr Filip Bryjka.
Do tego chodzi o poróżnienie Ukrainy i innych państw. Na przykład fakt, że sprawcami dywersji w Polsce byli zwerbowani obywatele Ukrainy, ma generować napięcia na tle etnicznym, zniechęcać Polaków do Ukraińców.
To zresztą nie pierwsze takie działania. - W czasie, gdy miał miejsce incydent na Zakarpaciu, miała miejsce seria ataków na pomniki związane z Ukrainą na Rzeszowszczyźnie, także te odwołujące się do UPA. Po drugiej stronie granicy były fałszywe protesty, rzekomo Polaków, a tak naprawdę rosyjskiej mniejszości, która skandowała, że jest prześladowana przez ukraińskich nacjonalistów. Był też atak na konsulat w Łucku z użyciem granatnika. Te metody Rosjanie już wykorzystywali, by poróżnić Polaków i Ukraińców.
Kolejny cel, jak mówił ekspert, to sparaliżowanie kontrwywiadu i służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. - Bo zamiast łowić ukrytych szpiegów, Polaków działających w różnych środowiskach, wśród polityków, dziennikarzy itd., muszą łapać dywersantów, którzy są werbowani przez media społecznościowe i mimo że nie są wyszkoleni, mogą generować poważne szkody - powiedział analityk.
REKLAMA
Jak zaznaczył, Rosja próbuje też działać poprzez ruchy antywojenne, fałszywie przedstawiające drogę do pokoju jako ustępstwa ze strony Ukrainy. W Polsce jest trudniej, ale im dalej na Zachód, tym sytuacja jest mniej oczywista.
- Inflacja, wzrost cen energii, wyższe koszty życia, obecność migrantów, generują niezadowolenie społeczne. Mogą konsumować je skrajne środowiska polityczne. Wzrost ich popularności jest korzystny z perspektywy Rosji, bo ich agenda polityczna, częściowo zbieżna z celami Rosji, będzie sprzyjać podziałom co do tego, czy wspierać Ukrainę i w jakiej skali. Rosjanie starają się zatem generować pęknięcia, jeśli chodzi o solidarność wobec Ukrainy. Tymczasem koszty, jakie ponosi Ukraina, są nieporównywalne do naszych. Jednak w państwach zachodnich nie zawsze jest tego świadomość - zaznaczył ekspert.
Celem dywersji jest także, dodał Filip Bryjka, hamowanie działania różnych osób, w tym także decydentów. - Oprócz przygotowywania zamachu na szefa koncernu Rheinmetall mieliśmy do czynienia np. ze zniszczeniem samochodu szefa MSW Estonii. To niemal gangsterskie metody zastraszania, zauważył ekspert.
Co robić?
Z tego wszystkiego wynika, że działania Rosji nie są chaotyczne, lecz o wiele bardziej przemyślane, planowane w o wiele większym zakresie, niż na pierwszy rzut oka może się wydawać.
REKLAMA
Jaką odpowiedź można temu przeciwstawić?
Dr Bryjka mówi, że trzeba zwiększać finansowanie służb, ale także odpowiednio szkolić np. policję.
- Ważne jest zwiększenie budżetu służb wywiadowczych i kontrwywiadowczych. Ich budżety są relatywnie niskie. Polska jest zaś głównym hubem pomocy, która transportowana jest z Zachodu na Ukrainę. Muszą być pieniądze na rozbudowę struktur, rozbudowę nowych technologii, na kadry. Chodzi także o szkolenie policji i straży granicznej - pytanie, czy policja jest szkolona w zakresie wykrywania takich incydentów, aktów dywersji - stwierdził.
Analityk ocenił, że ważna jest także wymiana informacji z państwami europejskimi. To bywa trudne, bo każde z państw chroni swoje źródła informacji - i do tego są trudności na linii wymiany informacji między NATO i UE. - Tymczasem często działania Rosjan są transgraniczne. Są sukcesy, jeśli chodzi o współpracę - na przykład rozbicie szajki w kwestii "Voice of Europe", w której miała udział także ABW. "Voice of Europe" był zarejestrowany na nazwisko obywatela Polski. To były funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu, który kiedyś przebywał na placówce w Odessie i zapewne tam nawiązał kontakt z osobami, które potem zaproponowały mu współpracę - stwierdził analityk.
REKLAMA
Dodał, że jeśli chodzi o współpracę NATO i UE, problemem jest sprawa Cypru i "fakt, że Turcja blokuje wymianę informacji między tymi strukturami”.
W budowaniu odporności państwa kluczowa jest też rola obywateli. Ważne są kampanie, szkolenia dla obywateli, zaznaczył.
W NATO podobnymi problemami, jak mówił, zajmują się od 2017 roku m.in. Centrum Przeciwdziałania Zagrożeniom Hybrydowym. W Krakowie działa Centrum Eksperckie Kontrwywiadu NATO.
Asymetria. Niestety w wojnie hybrydowej to atakujący ma przewagę
REKLAMA
Problemem jest brak możliwości zablokowania agresywnych działań Rosji. Tylko na nie reagujemy albo staramy się ich uniknąć.
Tymczasem osoby i państwo wyrządzające szkody, nie ponoszą proporcjonalnych kosztów.
Z jednej strony, jak się podkreśla, trzeba unikać tego, by dać się ponieść z powodu prowokacji w niekorzystnym dla naszych państw kierunku. Z drugiej strony - ten problem asymetrii kosztów, szkód, pozostaje. Sprawca agresji nie ponosi właściwie żadnych istotnych strat.
- Niestety, w działaniach hybrydowych zawsze atakujący ma przewagę. Decyduje o celu, o tym, kiedy zaatakuje. Nasze działania są reaktywne - przyznał ekspert PISM.
REKLAMA
To także jest problem, który NATO w jakiś sposób musi analizować.
Analityk zaznaczył, że nie mamy pełnej wiedzy o tym, co się dzieje, nie wiemy, jak zareagowano i jak wiele spraw udało się udaremnić - bo instytucje nimi się zajmujące nie zawsze je ujawniają. Powody są często praktyczne: chodzi na przykład o to, by przeciwnik nie zmienił swojego sposobu działania, zaznaczył analityk.
***
REKLAMA
Agnieszka Kamińska, PolskieRadio24.pl
REKLAMA