Co wybór Trumpa lub Harris oznacza dla najbardziej zapalnego punktu świata? Jedno jest pewne
Harris czy Trump? To pytanie zadają sobie nie tylko Amerykanie. Na wynik wyborów prezydenckich czeka także cały Bliski Wschód. Wybór kandydata demokratów lub republikanów będzie miał bowiem zupełnie różne konsekwencje dla najbardziej zapalnego punktu świata.
2024-11-04, 12:00
Wojna w Gazie, jaka wybuchła w październiku 2023 roku, całkowicie zmieniła realia na Bliskim Wschodzie. Nigdy nie był to region spokojny, ale od roku wydaje się, że to miejsce "tańczące na wulkanie".
Wojna w Gazie, a także najnowsza wojna Izraela z Hezbollahem w Libanie to bowiem tak naprawdę zaostrzenie trwającego od 40 lat konfliktu Izraela z Iranem. To właśnie Iran jest bowiem największym poplecznikiem Hamasu i Hezbollahu.
Obietnice Trumpa i taktyka Harris
Donald Trump obiecał, że niemal natychmiast po wyborze zakończy wojnę w Gazie, a w domyśle zapewne także wojnę w Libanie. To może jednak nie być takie proste, bo choć Trump bardzo lubi się z izraelskim premierem Benjaminem Netanjahu, to nie jest pewne, czy uda mu się przekonać "Bibiego" do zakończenia wojny. Izraelski premier chce oba konflikty przeciągnąć jak najdłużej. Po ich zakończeniu grozi mu bowiem komisja śledcza i więzienie.
Jeśli prezydentem zostanie Kamala Harris, to Biały Dom będzie z pewnością znacznie bardziej krytyczny wobec działań Izraela. Nikt nie sądzi, żeby Stany Zjednoczone miały wstrzymać pomoc wojskową dla Izraela, ale z pewnością Harris będzie chciała pokazać, że broni praw głodzonych i bombardowanych przez Izrael Palestyńczyków.
REKLAMA
Niewykluczone także, że nowa amerykańska administracja będzie chciała rozmawiać z Iranem, największym wrogiem Izraela, o powrocie do negocjacji w sprawie umowy atomowej. Tej samej, którą zerwał Donald Trump, a która w swojej pierwotnej wersji z 2013 roku zakładała zniesienie sankcji na Teheran, w zamian za zawieszenie przez Iran procesu konstruowania bomby atomowej. Władze Iranu już kilka miesięcy temu, po wyborze umiarkowanego prezydenta, sugerowały otwartość na rozmowy. Gdyby kadencja Joe Bidena trwała dłużej, niewykluczone, że to właśnie on podpisałby nową umowę.
To nie koniec napięć
Donald Trump z pewnością nie będzie z Iranem rozmawiał. To oznacza powrót antyamerykańskich nastrojów na Bliskim Wschodzie i ryzyko kolejnych konfliktów: zbrojnych lub hybrydowych. Ale aby być uczciwym - Kamali Harris także może nie udać się zapobiec nowym wojnom, bo pozycja Amerykanów na Bliskim Wschodzie słabnie od lat.
Jest niemal pewne, że Donald Trump w ewentualnej drugiej kadencji będzie rozwijał relacje z autorytarnymi mocarstwami na Bliskim Wschodzie. Chodzi głównie o Arabię Saudyjską, największego wroga Iranu, a także o Egipt czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Amerykanie będą chcieli zapewne sprzedać do regionu znacznie więcej broni. Sęk w tym, że nie musi się to udać. Kraje arabskie przychylnym okiem patrzą bowiem na Rosję, a ta, niezależnie od tego, kto jest w Białym Domu, nie zamierza ustąpić Amerykanom pola.
O przyszłości Bliskiego Wschodu można rozprawiać godzinami. Pewne jest jednak to, że choć Kamala Harris i Donald Trump będą w ewentualnej prezydenturze prowadzić dwie całkowicie różne polityki wobec regionu, to rola Stanów Zjednoczonych w najbliższych latach będzie nadal maleć. Arabowie doskonale pamiętają Ameryce inwazję na Irak w 2003 roku i chaos, jaki zapanował po obaleniu Saddama Husajna.
REKLAMA
Konsekwencją ataku na Bagdad było bowiem także powstanie ekstremistycznych organizacji takich jak Państwo Islamskie i destabilizacja polityczna. Czarnego obrazu dopełniło jeszcze nieporadne wyjście USA z Afganistanu, gdzie władzę po dwóch dekadach przejęli talibowie.
Pewne jest zatem jedno: pokoju na Bliskim Wschodzie nie będzie, niezależnie od tego, czy w Białym Domu mieszkać będzie Kamala Harris czy Donald Trump.
Wojciech Cegielski
Zobacz także:
- Wpływ Polonii na wynik wyborów to mit. Wyjątkiem jeden stan
- Pedofilska klika satanistów kontrolująca huragany. W to wierzą wyznawcy QAnonu
REKLAMA