Wyrwać Bałkany z macek Rosji. Polska apeluje o poszerzenie UE

2022-10-27, 18:51

Wyrwać Bałkany z macek Rosji. Polska apeluje o poszerzenie UE
Polska jest orędownikiem rozszerzania UE na Bałkany Zachodnie. Foto: PAP/Andrzej Lange

"Polska jest wielkim orędownikiem rozszerzenia UE na Bałkany Zachodnie. Jest to najlepszy sposób na zmniejszanie wciąż silnych tam wpływów rosyjskich i rosnących chińskich. Choć wciąż jest to region, w którym dochodzi do sporów historyczno-tożsamościowych, a resentymenty etniczne są nadal żywe, to jednak znajdujące się tam państwa mają nadzieję na wstąpienie do Unii. I liczą w tym na poparcie Warszawy" – pisze dla portalu PolskieRadio24.pl Petar Petrović.

Przed kilkoma dniami Polskę odwiedził prezydent Macedonii Północnej  kraju, w którym w ostatnich latach dokonał się olbrzymi postęp, jeśli chodzi o realizowanie ambicji związanych z wejściem do UE. W efekcie tych starań w lipcu br., razem z Albanią, Macedonia Północna rozpoczęła negocjacje akcesyjne.

Punktem przełomowym było porozumienie się Skopje z Atenami, blokującymi dotąd rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z powodów sporów historycznych i tożsamościowych odnośnie do nazwy państwa. Kolejnym gigantycznym krokiem na drodze europejskiej było wejście Macedonii Północnej do NATO w marcu 2020 roku.

Rosja traci wpływy

Przeciwna tej decyzji Rosja straciła w dużym stopniu swoje wpływy w tym państwie, gdyż przestała mieć możliwość rozgrywania jego problemów. Nie przez przypadek kraj ten w 2021 roku wydalił dwóch pracowników ambasady Rosji w Skopje, a w marcu tego roku kolejnych pięciu dyplomatów  wszyscy zostali oskarżeni o szpiegostwo. Skopje poparło też unijne sankcje wobec Rosji i wspiera militarnie Ukrainę.

Dla Macedonii Północnej Polska jest ważnym partnerem gospodarczym i politycznym. Podkreślał to podczas poniedziałkowej wizyty w Warszawie prezydent Macedonii Północnej Stewo Pendarowski. Tylko w ostatnim roku eksport Polski do tego kraju wzrósł o 17 proc. w stosunku do zeszłego roku, a import aż o 41 proc. Dlatego też prezydent Andrzej Duda zwracał uwagę, że BałkanyTrójmorze to m.in. "idealne miejsce do inwestowania w rozbudowę infrastruktury transportowej, która umożliwi szybszy i tańszy transport zarówno osób, jak i towarów".

Czytaj także:

Z kolei premier Mateusz Morawiecki oceniał, że powiększenie Wspólnoty Europejskiej ma wpływ na zwiększenie stabilności i bezpieczeństwa, nie tylko w regionie Bałkanów Zachodnich, ale także w całej Europie.

Apel o uwagę

Takie podejście polskie władze reprezentowały także podczas czwartkowego spotkania prezydentów Polski i Czarnogóry w Warszawie. Czarnogóra jest członkiem NATO i kandydatem do UE. Podgorica jednak już od 10 lat prowadzi negocjacje akcesyjne ze Wspólnotą i na razie wciąż pozostaje daleko od zrealizowania celu.

Podobnie jak Macedonia Północna, także Czarnogóra widzi w Polsce ambasadora swoich interesów w UE. Bałkany Zachodnie z zainteresowaniem obserwują polsko-chorwacką inicjatywę Trójmorza i dążą do reintegrowania się z Europą Środowo-Wschodnią. Dlatego też czarnogórski prezydent Milo Djukanović przekonywał, by Europa była aktywniejsza w regionie Bałkanów Zachodnich.

- Chcemy tutaj przypomnieć UE i NATO, żeby w sposób wyraźny i niewątpliwy pokazały politykę wobec Bałkanów Zachodnich w utrzymaniu wartości europejskich. Nie ma wątpliwości, że Bałkany Zachodnie to region Europy i nie wolno dopuszczać, aby antyeuropejskie głosy polityczne pojawiły się w tym regionie, bo dewastując Bałkany Zachodnie, dewastujemy Europę – podkreślał Milo Djukanović.

Prezydent Andrzej Duda poinformował zaś, że będzie zabiegał o to, aby Czarnogóra uzyskała również status partnera współpracującego z Inicjatywą Trójmorza.

Prezydent Czarnogóry, podobnie jak w poniedziałek prezydent Macedonii Północnej, zdecydowanie skrytykował też agresję rosyjską na Ukrainę. Zarówno Milo Djukanović, jak i Stewo Pendarowski podpisali się pod zainicjowanym przez Andrzeja Dudę apelem 11 prezydentów, w którym potępili oni rosyjskie masowe bombardowania ukraińskich miast, powodujące ogromne straty w ludziach i uszkodzenie znacznej części sieci energetycznej Ukrainy.

"Rosyjski przyczółek na Bałkanach"

O wiele gorzej wygląda sprawa z Serbią i Bośnią i Hercegowiną. W pierwszym z tych krajów wpływy rosyjskie są wciąż na tyle silne, że w ich efekcie władze w Belgradzie dążą do prowadzenia polityki mającej na celu z jednej strony deklarowanie prounijnych ambicji, a z drugiej  czerpanie gospodarczych korzyści ze współpracy energetycznej z Moskwą.

Dzieje się tak pomimo tego, że powołany w środę nowy serbski rząd, na którego czele stanęła sprawująca trzecią kadencję Ana Brnabić, za swoje priorytety uznaje inwestycje w infrastrukturę energetyczną i wstąpienie do UE.

To zaś powoduje, że Serbia jest dziś wykorzystywana, podobnie jak Węgry, przez reżim Putina, jako kraj stanowiący dowód, że zachowywanie się "neutralnie" wobec wojny na Ukrainie jest korzystne.

Ta krótkowzroczna polityka oddala jednak Serbię od Europy i powoduje, że patrzy się na nią jak na "konia trojańskiego" Kremla, czy też "rosyjski przyczółek na Bałkanach". Władze w Belgradzie, oprócz współpracy energetycznej z Moskwą, kupowały w ostatnim czasie od niej broń, co wzmacniało obawy serbskich sąsiadów – zarówno Chorwacji, Bośni i Hercegowiny, jak i Kosowa – że nierozwiązane spory terytorialne i historyczne resentymenty mogą znów doprowadzić do rozlewu krwi.

Polityczna schizofrenia

Serbska armia brała również udział we wspólnych manewrach wojskowych z Rosją i Białorusią, co nie przeszkadzało jej ćwiczyć razem z armiami państw członkowskich NATO w ramach programu Partnerstwo dla Pokoju.

Co prawda Serbia wciąż mówi o tym, że chce zachować swoją "neutralność" polityczną w rywalizacji Zachodu z Rosją i nie będzie rezygnować ze współpracy z Moskwą, ale ostatecznie, pod naciskiem UE, potępiła rosyjską inwazję na Ukrainę, głosując 2 marca za przyjęciem rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ wzywającej do wycofania wojsk rosyjskich z Ukrainy. W połowie października zaś Serbia znalazła się wśród 143 państw świata, które podczas głosowania w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ skrytykowały Rosję za ataki na Ukrainę.

Belgrad wciąż jednak odmawia przyłączenia się do sankcji nałożonych na Moskwę, chociaż był do tego wzywany przez przedstawicieli UE.

Tablice niezgody

Największy niepokój wobec polityki Serbii wzmacniania swojej armii, a przy tym współpracy z Rosją, żywi Kosowo. Serbia nadal nie uznaje jego ogłoszonej w 2008 roku niepodległości. Pomimo tego, że oba kraje rozpoczęły dialog pod auspicjami UE w 2013 roku, to nie przyniósł on dotąd zbyt wielu efektów. Niedawno zaś ponownie doszło do wzrostu napięć w regionie po tym, jak mieszkająca w Kosowie mniejszość serbska nie chciała się podporządkować nowemu prawu dotyczącemu obowiązkowej wymiany tablic rejestracyjnych, uznając, że jest to kolejny przejaw chęci zdominowania ich przez kosowskich Albańczyków.

Chociaż wydawało się, że sytuacja ponownie może wymknąć się spod kontroli, to jednak doszło do uspokojenia nastrojów, a Brnabić odwiedziła na początku września Prisztinę, deklarując przy tym gotowość Belgradu do kompromisu "w imię pokoju i stabilności".

Wciąż na rozdrożu

O braku wspólnej wizji państwa mówić można zaś w przypadku Bośni i Hercegowiny. Głównym czynnikiem rozsadzającym jej granice jest polityka lidera bośniackich Serbów Milorada Dodika, który zapowiada chęć opuszczenia BiH przez jedną z dwóch składowych tego państwa  Republikę Serbską. Dodik liczy przy tym, że hasłami przyłączenia się do serbskiej macierzy utrzyma swój wpływ na lokalną politykę i będzie rósł w siłę dzięki poparciu Kremla.

Jego postawa jest głównym zagrożeniem dla istnienia tego państwa, które samo ma wielkie problemy ekonomiczne i nie potrafi zintegrować trzech darzących się niechęcią tożsamości: Bośniaków (muzułmanów bośniackich), Chorwatów i Serbów.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że w lipcu Serbię, Bośnię i Hercegowinę i Kosowo odwiedził szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau, który przebywał tam nie tylko jako przedstawiciel Polski, ale też jako obecny przewodniczący Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.

Jego wizyta stanowiła potwierdzenie, że OBWE oferuje tym krajom swoje wsparcie i że Warszawa jest nadal zainteresowana nawiązaniem z nimi bliższych kontaktów, co wpisuje się w ideę zbliżenia Bałkanów do Europy Środkowo-Wschodniej.

Wykorzystać osłabienie Rosji

Czynniki te przynoszą efekty, gdyż prozachodnia polityka, w szczególności wobec bankructwa moralnego, ekonomicznego i politycznego Rosji, które obserwujemy w jej inwazji na Ukrainę, jest traktowana przez państwa Bałkanów Zachodnich jako priorytet. Ważne jest też, by nieustannie apelować do Brukseli, a także Berlina i Paryża, by także UE wykazywała się inicjatywą w przyciąganiu do siebie tego regionu.

To bowiem przynosi efekty reintegrujące ten region – tak jak to widzimy choćby na przykładzie właśnie powstałej inicjatywy, roboczo nazwanej "mini Schengen", pod którą podpisały się: Serbia, Albania, Kosowo, Czarnogóra, Macedonia Północna, a także Bośnia i Hercegowina. Porozumienie to dotyczy możliwości przekraczania granic jedynie na podstawie dowodów osobistych, uznawania stopni naukowych i kwalifikacji zawodowych pracowników.

Takie inicjatywy pozytywnie wpływają zarówno na reformy zachodzące w tychże państwach, jak i na odbiór tego regionu na świecie. Polska liczy, że poprzez integrację Bałkanów Zachodnich z UE uda się wzmocnić nasz region Europy, a przy tym samą Unię i wyprzeć stąd wpływy rosyjskie. Miejmy nadzieję, że kolejny szczyt Unia Europejska – Bałkany Zachodnie, który odbędzie się 6 grudnia w Tiranie, przyniesie konkretne propozycje i rozwiązania.

Petar Petrović

(PAP)(PAP)

Polecane

Wróć do strony głównej