Były więzień Stanisław Asiejew ujawnia światu rosyjski system tortur. "Katownie będą, póki armia nie przegna Rosjan"

2022-12-17, 20:00

Były więzień Stanisław Asiejew ujawnia światu rosyjski system tortur. "Katownie będą, póki armia nie przegna Rosjan"
Po wybuchu wojny 2014 roku Stanislaw Asiejew relacjonowal z Doniecka wydarzenia w regionie. W 2017 roku został uprowadzony i bezprawnie osadzony w rosyjskim wiezieniu gdzie spędził 2,5 roku. Wolność odzyskał pod koniec 2019 roku, w ramach dwustronnej wymiany jeńców miedzy Ukraina a Rosją. Foto: East News/Beata Zawrzel/ Reporter

Tortury i katownie będą istnieć, póki ostatni Rosjanie nie zostaną przegnani z ukraińskiego terytorium przez nasze wojska - mówi portalowi PolskieRadio24.pl Stanisław Asiejew, ukraiński dziennikarz, który spędził niemal  trzy lata w donieckiej katowni, gdzie był poddawany torturom m.in. z użyciem prądu elektrycznego. Podkreślił, że Ukrainie potrzebne jest obecnie dobrej jakości uzbrojenie. Konieczne jest też wsparcie, jeśli chodzi o karanie tysięcy zbrodniarzy wojennych - Rosjan. By ich skuteczniej ścigać, Stanisław Asiejew założył właśnie specjalną fundację - która płaci za informacje o zbrodniarzach.

Ukraiński pisarz i dziennikarz Stanisław Asiejew, ekspert Ukraińskiego Instytutu Przyszłości, założyciel Funduszu Inicjatyw na Rzecz Sprawiedliwości (ur. 1989) heroicznie przetrwał niemalże trzy lata w donieckich piwnicach, w obozie koncentracyjnym, w którym torturowano tych, którzy np. zajmowali proukraińskie stanowisko. Teraz skoncentrował się na tym, by przekazać światu prawdę o barbarzyńskich zbrodniach, które miały tam miejsce, o prawdziwej naturze Rosji.

Stanisław Asiejew starał się spisywać swoje wspomnienia w piwnicach katowni, część starał się zapamiętać. Swoje doświadczenia z obozu i z Donbasu spod okupacji w zebrał w tomie "Świetlana Droga. Obóz koncentracyjny w Doniecku”. Książka niedługo będzie przetłumaczona w sumie na jedenaście języków. Obecnie ukazało się polskie wydanie tej głośnej ksiażki.

Jak mówił Stanisław Asiejew portalowi PolskieRadio24.pl, w 2014 roku nie mógł wyjechać z Donbasu, nie mógł bowiem opuścić matki, dwóch babć. Przez ponad dwa lata, ukrywając się tak dobrze, jak zdołał, pracował jako dziennikarz: przesyłał korespondencje do  głównych ukraińskich wydań internetowych. Jednak w 2017 roku został pojmany - i trafił m.in. do obozu koncentracyjnego Izolacja. Ludzie, którzy tam byli więzieni, przechodzili przez piekło.  Jak mówił Stanisław Asiejew, ma to charakter systemowy: 99 procent pojmanych przechodziło w Izolacji tortury polegające na rażeniu prądem w celu wymuszenia "przyznania się do winy”.

>>> ATAK NA UKRAINĘ - zobacz serwis specjalny <<<

- To samo odbywa się teraz i na innych okupowanych terytoriach, w tym na południu, miało to miejsce także na północy, gdy znajdowały się tam wojska okupacyjne. Wszystko to ma charakter systemowy. Z biegiem lat nic się nie zmienia - mówił.

Rosja w pełni kieruje działaniami marionetkowych władz tzw. republik. Zbrodnicze praktyki, które opisywał Asiejew w swojej książce, stosowane są teraz na innych okupowanych terenach.

Czytaj także:

Tysiące zbrodniarzy

Stanisław Asiejew mówi, że winnych zbrodni wojennych są obecnie dziesiątki tysięcy Rosjan. Założył fundusz, który zbiera środki na ujawnienie informacji m.in. o miejscu pobytu części pośród zbrodniarzy wojennych - m.in. Igora Girkina, skazanego za zestrzelenie samolotu MH17, czy odpowiedzialnych za tortury i gwałty. - Wypłacamy nagrodę za przekazanie zbrodniarza przed sąd albo informację o tym, gdzie się znajduje, na obszarze okupowanym, albo na linii frontu. Wówczas przekazujemy taką informację służbom specjalnym. One będą wtedy pracować  nad tym, by przewieźć te osoby na nasze terytorium - powiedział.

Na stronie Funduszu Inicjatywy na rzecz Sprawiedliwości (Justice Initiative Fund) można znaleźć opisy poszukiwanych, w tym Igora Girkina, oraz zbrodni, o jakie są podejrzani.

Jak zaznaczył, świat powinien umożliwić legalny transport osób podejrzanych o zbrodnie wojenne z jakiegokolwiek miejsca globu.

- Potrzebne nam jest i to, by zmienić zasady gry. Potrzebne jest nam oświadczenie o zasięgu międzynarodowym, by stwierdzono, że przewiezienie zbrodniarza wojennego, który jest podejrzany o takie zbrodnie, na międzynarodowy sąd, jest legalne z jakiegokolwiek miejsca planety - dodał.

Stanisław Asiejew podczas wymiany jeńców w 2019 roku. PAP/EPA/VALERI KVIT Stanisław Asiejew podczas wymiany jeńców w 2019 roku. PAP/EPA/VALERI KVIT
Czytaj także:

Więcej w rozmowie.

Czytaj także:

***

PolskieRadio24.pl: Przez kilka lat musiał Pan przetrwać w realiach tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, na terenie, na którym Rosja zaczynała wprowadzać swoje piekielne porządki. Obecnie wiemy o nich więcej: obserwujemy masowe groby, katownie, świadectwa prześladowanych z terenów czasowo okupowanych.

Czy mógłby Pan choćby krótko opowiedzieć o tym, jak wyglądało życie w tzw. DRL tym czasie, po 2014 roku?

Stanisław Asiejew, ukraiński dziennikarz, pisarz: Na tym terytorium od 2014 roku był ustanowiony klasyczny system totalitarny - począwszy od 2014 roku trwa on do dzisiaj.

To swego rodzaju połączenie ZSRR lat 30. i 70. Życie społeczne przypomina realia lat 70. Zatrzymała się działalność produkcyjna, są obecne narracje rodem z ZSRR, nawet reklamy w tej tonacji.

Z drugiej strony są twarde represje w odniesieniu do tych, którzy mają proukraińskie nastawienie, albo mają inne spojrzenie na rzeczywistość. To już przypomina lata 30. To zatem hybryda ZSRR, różnych jego etapów.

Jak wyglądała sytuacja w 2014 roku?

Miała tam miejsce ostra wymiana ognia ze wszystkich stron, miały miejsce działania bojowe. Nie było wody: trzeba było szukać nawet wody pitnej. Nie było pracy, nie było produktów żywnościowych, bo miała miejsce blokada, także transportu.

W 2014 wszyscy po prostu robili wszystko, żeby przeżyć, żeby przetrwać ten rok w finansowym i społecznym wymiarze.

Dlaczego zdecydował się Pan zostać?

Byłem jedynym mężczyzną w rodzinie. Po prostu nie mogłem zostawić mamy i dwóch babć. Dlatego w 2014 roku postanowiłem, że nigdzie nie pojadę. Od 2015 roku zacząłem pracować jako ukraiński dziennikarz, pod pseudonimem. Na tym terytorium wówczas nie pozostał żaden dziennikarz. W taki oto sposób zacząłem pisać i pracować z tego terytorium.

Nie było to bynajmniej proste. Było wiadomo, że to zagrożenie dla Pana życia.

Oczywiście. Dlatego też pracowałem pod pseudonimem, inaczej znalazłbym się w piwnicach dużo szybciej niż się znalazłem i od razu, gdy tylko zacząłem pracować.

A tak miałem możliwość pracować jako dziennikarz przez dwa lata - od 2015 do 2017, zanim oni mnie znaleźli.

Co się działo, gdy Pan znalazł się w więzieniu?

Trudno opowiedzieć o tym w kilku zdaniach.  Napisałem o tym całą książkę. Trudno zmieścić w niewielu słowach, to co tam się działo

To wydana właśnie po polsku: "Świetlana Droga. Obóz koncentracyjny w Doniecku”.

Wtedy zaczęły się tortury, w tym prądem elektrycznym. Zaczęła się rzeczywistość piwnicy, podziemi.

Jedna piwnica, katownia za drugą. Ostatecznie w takich realiach spędziłem 2,5 roku.

Finalnie zwolniono mnie w ramach wymiany uwięzionych między Rosją a Ukrainą.

Bardzo dobrze, że opowiada Pan światu o tym, co się dzieje. Napotkałam Pana stwierdzenie, które uważam, za bardzo ważne, że tortury w piwnicach, których dopuszczają się Rosjanie, mają charakter systemowy. Teraz widzimy je także w innych regionach Ukrainy, okupowanych przez Rosję.

To prawda: to systemowe działanie. Zostało przeniesione na inne tereny.

99 procent ludzi, jacy przechodzą przez systemy tzw. Ministerstwa Państwowego Bezpieczeństwa, a to miejscowe specsłużby w Doniecku i Ługańsku, przechodzą przez tortury z użyciem prądu elektrycznego.

Nie jestem przypadkiem, byłem poddany torturom, bo chciano, żebym podpisał zeznania, że jestem szpiegiem, ekstremistą, albo terrorystą.

To trzy klasyczne paragrafy, w związku z którymi ludzie trafiają do piwnic. Ludzie, którzy trafiali tam do niewoli, byli oskarżani o "przestępstwa” z tych paragrafów, albo wszystkich razem, albo niektórych z nich.

Mnie oskarżano o dwie z nich: ekstremizm i szpiegostwo. Podpisałem zeznania po torturach z użyciem prądu elektrycznego.

To samo odbywa się teraz i na innych okupowanych terytoriach, w tym na południu, miało to miejsce także na północy, gdy znajdowały się tam wojska okupacyjne. Wszystko to ma charakter systemowy. Z biegiem lat nic to nie zmienia.

Dlaczego oni to robią?

Nikt nie chce się przyznać wbrew prawdzie, że jest terrorystą. Gdy ludzie nie "przyznają się do winy”, katują ich prądem elektrycznym.

To wszystko się powtarza. Co możemy zrobić, żeby nie torturowano już ludzi, zatrzymać agresję Rosji.

By to się nie powtórzyło, na terytoriach okupowanych Ukrainy nie może być już Rosjan. Żaden Rosjanin nie może pozostać na tych terenach. W Rosji niech robią co chcą: to już będzie ich problem.

Póki na terenie Ukrainy znajdują się rosyjscy okupanci, te katownie, tortury prądem elektrycznym, i inne metody dręczenia ludzi, zawsze będą tam, gdzie Rosja.

Dlatego by to się nie powtórzyło, zbrojne siły Ukrainy muszą po prostu zwyciężyć wroga na froncie i oswobodzić nasze terytoria. To jedyna droga. Na nic innego Rosja nie będzie reagować.

"

Póki na terenie Ukrainy znajdują się rosyjscy okupanci, te katownie, tortury prądem elektrycznym, i inne metody dręczenia ludzi, zawsze tam będą, gdzie Rosja.

Jeśli chodzi o kwestię sprawiedliwości, jak jej dochodzić? Czy należy na przykład stworzyć specjalny trybunał? Ludzie, którzy torturują innych w piwnicach, powinni być osądzeni i ukarani.

Trybunał specjalny to czysto polityczna historia. Zbrodniarzy wojennych są dziesiątki tysięcy.

Żaden system prawny, ani międzynarodowy, ani ukraiński, nie jest zdolny do tego, by rozpracować taką liczbę spraw - z technicznego punktu widzenia.

Nie wspomnę już o tym, że w sądach nie pojawią się podsądni. Można osądzić wszystkich tych złoczyńców, ale jeśli fizycznie nie uda się ich doprowadzić na rozprawę, to nie przynosi efektu.

Według mnie wyroki zaoczne nie są rozwiązaniem.

Nie jest też rozwiązaniem sytuacja z Igorem Girkinem, który został w Holandii skazany na dożywocie za zestrzelenie boeinga. Jak mieszkał w Moskwie, tak i mieszka dalej. To nie jest sprawiedliwość.

Co wiemy, co można zrobić? Czy też czy dopiero szukamy pomysłów, jak dochodzić sprawiedliwości?

Jedną z odpowiedzi może być fundusz, który założyłem kilka miesięcy temu. Zajmuje się wyszukiwaniem zbrodniarzy wojennych.  Wypłacamy nagrodę za przekazanie zbrodniarza przed sąd albo informację o tym, gdzie się znajduje, na obszarze okupowanym, albo na linii frontu. Wówczas przekazujemy taką informację służbom specjalnym. One będą wtedy pracować  nad tym, by przewieźć te osoby na nasze terytorium.

Potrzebne nam jest i to, by zmienić zasady gry. Potrzebne jest nam oświadczenie o zasięgu międzynarodowym, by stwierdzono, że przewiezienie zbrodniarza wojennego, która jest podejrzana o takie zbrodnie, na międzynarodowy sąd, jest legalna z jakiegokolwiek miejsca planety.

Jeśli by udałoby się tę osobę wywieźć z Moskwy, Saratowa, Rostowa i przywieźć go do Hagi, byłoby to w pełni uprawnione i uzasadnione legalne, na podstawie ugruntowanego podejrzenia, że dokonał zbrodni wojennych.

Obecnie trudno jest sądzić takie osoby. Trzeba zmienić zasady gry. Same polityczne oświadczenia o specjalnych trybunałach - to nie wystarczy, nie będzie przed nimi w rzeczywistości żadnego zbrodniarza wojennego.

Jak Pana zdaniem w tej sytuacji wojny można pomóc Ukrainie? Co trzeba rozumieć?

Ukrainie potrzebne są wszelkie rodzaje uzbrojenia. Począwszy od zwyczajnych przeciwczołgowych javelinów i przeciwpancernych wyrzutni NLAW, a zakończywszy na lotnictwie.

Im więcej będzie u nas uzbrojenia, tym szybciej zakończy się ta wojna. To bezpośrednia korelacja miedzy jednym i drugimi.  I tym szybciej USA i Europa będą mogły zapomnieć o tym konflikcie, żyć spokojnie, w pokoju, obok pokonanej Rosji.

Tak naprawdę to, że Rosja jest państwem nuklearnym absolutnie nie oznacza, że nie może ponieść porażki na Ukrainie. Broń jądrowa to uzbrojenie, którego funkcją jest powstrzymywanie. Putin raczej nie zdecyduje się na jej wykorzystanie.

Jeśli chodzi o inne kwestie, to kluczowe jest dobrej jakości uzbrojenie Zachodu. Zbrojne Siły Ukrainy.

Zbrojne Siły Ukrainy są gotowe pokonywać wroga na swoim terytorium i wyzwalać kolejne obszary.

W ostatnim czasie udało nam się oswobodzić wielkie obszary naszego terytorium, podczas gdy niektórzy dawali Ukrainie trzy dni do upadku, po tym gdy nastąpiła rosyjska agresja, twierdzili, że padnie Kijów.

Teraz nie tylko, że na północy na nie ma już żadnego Rosjanina, nie ma też ich na Charkowszczyźnie.

Udało nam się oswobodzić Chersoń, także sporą część obwodu chersońskiego i kontynuujemy działania, doprowadzając do porażek Rosji w regionie donieckim.

Linia frontu z naszej strony się nie przesuwa szybko. Jednak liczba zabitych Rosjan pod Bachmutem i w innych miejscach jest po prostu kolosalna.

Rosja może odnawiać zapasy rakiet, ale jeśli chodzi o ludzi - tych nie może tak szybko "uzupełniać”.

Tracąc po 500-600 osób ogółem na dobie na całej linie frontu - to oznacza może wywołać duże napięcia społeczne wewnątrz kraju.

Obecnie wszystko jest kwestią dobrej jakości uzbrojenia z Zachodu i wiary w to, że Ukraina naprawdę może pokonać Federację Rosyjską na swojej ziemi, oswobodzić swoje ziemie i przywrócić granice Ukrainy z 1991 roku.

Czytaj także:

W tym roku pokojowa nagroda Nobla przypadła ukraińskiej organizacji, broniącej praw człowieka. Jest to także nagroda dla całej Ukrainy. Jakie ma ona znaczenie z Pana punktu widzenia?

To wielkie historyczne wydarzenie. Nie można przecenić jego wagi. Po raz pierwszy w historii nagrody Nobla z trybuny wybrzmiał ukraiński język.

Wystąpiła laureatka Ołeksandra Matwijczuk z Centrum Wolności Obywatelskich.

Nagroda Nobla dała możliwość przekazania informacji o tym, co się dzieje szerokim kręgom.

Ołeksandra Matwijczuk z Centrum Wolności Obywatelskich ma możliwość, by spotykać się z najważniejszymi osobami w świecie zachodnim, przekazywać im przesłania, o których ja Pani teraz mówię, tyle że w ramach historii lokalnej.

Ołeksandrę Matwijczuk z Centrum Wolności Obywatelskich może usłyszeć cały świat.

Ta nagroda to wielkie zwycięstwo, jedno z wielkich wydarzeń w całej najnowszej ponadtrzydziestoletniej historii Ukrainy.

Pan również jest autorem znanych książek, które zaczyna poznawać cały świat. Książka "Świetlana Droga. Oboz koncentracyjny w Doniecku” została przetłumaczona na język polski.

Opowiada m.in. o piwnicach w Donbasie, opisał Pan swoje doświadczenia. Czy można powiedzieć o czym opowiada ta książka, czy właśnie o rosyjskim systemie?

Książka "Świetlana Droga. Oboz koncentracyjny w Doniecku” konkretnie rzecz biorąc, jest o obozie koncentracyjnym "Izolacja”, który znajduje się  w centrum Doniecka, w którym przebyłem pierwszą część swojej niewoli - 28 miesięcy.

To tak naprawdę współczesny obóz koncentracyjny, a nie więzienie. Mają tam miejsce tortury. To miejsce jest w niej opisane.

W szerszym wymiarze książka jest o systemie, jaki stworzono w Rosji, co tam robi się z ludźmi, którzy inaczej myślą

Książka przekładana jest na 11 języków, 8 tłumaczeń już istnieje. Powstają trzy nowe przekłady, między innymi w Szwecji, we Włoszech

***

Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

***

Polecane

Wróć do strony głównej