"Wynik tej wojny zmieni świat, trzeba szybciej dostarczać broń". Andrew Michta: docelowo Ukraina musi wejść do NATO

2023-03-31, 18:00

"Wynik tej wojny zmieni świat, trzeba szybciej dostarczać broń". Andrew Michta: docelowo Ukraina musi wejść do NATO
Wynik wojny na Ukrainie zdecyduje o naszej przyszłości - mówi Andrew Michta. Foto: Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy/ Facebook

- Ukraina docelowo powinna wstąpić do NATO. Tymczasem obecna zachodnia opieszałość w dostarczaniu broni jest niebezpieczna: okno możliwości może się nie powtórzyć, a jeśli Putin wygra, nasz świat się zmieni. Dbając o wygraną Kijowa, jednocześnie Europa musi sama się zbroić, bo oczy USA są skierowane na Chiny - mówi portalowi PolskieRadio24.pl prof. Andrew Michta.

Trwa wojna, która w mojej ocenie będzie definiować rozłożenie sił w Europie i globalnie przynajmniej na następne pokolenie. Jest to wojna, która kształtuje porządek światowy - tzw. system transforming war - przekazał Polskiemu Radiu prof. Andrew Michta, dziekan Kolegium Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa (College of International and Security Studies) w George C. Marshall European Center for Security Studies w Garmish w Niemczech.

- Najbardziej niepokoi mnie to, że nie jest to komunikowane dostatecznie głośno obywatelom państw sojuszu i i całego zachodu. A niestety te 30 tłustych lat po zimnej wojnie wyprodukowały raczej klasę menadżerską niż klasę przywódczą w Europie - zaznaczył nasz rozmówca.

Mamy okno możliwości, by wygrać wojnę

Andrew Michta podkreślił, że zachodnia opieszałość przy dostarczaniu broni Ukrainie jest bardzo niebezpieczna, bo okno możliwości - jeśli chodzi o wygraną Ukrainy, może się nie powtórzyć. Jeśli Rosja wygra, bezpośrednio zagrożone rosyjską agresją będą państwa flankowe, w tym Polska, a kolejną dużą wojnę Moskwa mogłaby zacząć w perspektywie kilku lat.

Andrew Michta zaznaczył, że wedle szefa CIA najlbliższe pół roku będzie kluczowe dla losów wojny na Ukrainie. Zatem, mówi Andrew Michta, trzeba wykorzystać okno możliwości, wsparcie USA udzielane Europie, bez którego reakcja na agresję Putina nie byłaby możliwa.

USA w coraz większym stopniu będą koncentrować swoje wysiłki na Indopacyfiku, zaznaczył także Andrew Michta.

- Europa musi się uzbroić, konieczna jest produkcja amunicji; stawką wojny jest przyszłość kontynentu. Ukraińcy w ciągu doby potrafią zużyć jedną trzecią produkcji miesięcznej amunicji w USA - powiedział, dlatego USA podniosły produkcję amunicji 155mm o 500 procent.

Ukraina w NATO

Andrew Michta podkreślił, że Ukraina powinna wejść do Sojuszu Północnoatlantyckiego.

- Ukraina ma w tej chwili najsilniejszą armię w Europie, nie tylko, jeżeli chodzi o wielkość i sprzęt, ale także praktykę - dodał.

Do tego, jak zaznaczył, by Ukraina musi się rozwijać, musi mieć zagwarantowane bezpieczeństwo - w obecnej sytuacji takie gwarancje daje tylko wejście pod ochronę NATO.

Stawka tej wojny

Andrew Michta podkreślał, że wynik wojny zmieni porządek światowy.

- Wygrana Ukrainy i to, gdyby stała się państwem demokratycznym, doprowadziłoby w mojej ocenie do bardzo szybkiego załamania się dyktatury Łukaszenki na Białorusi.

Jeżeli Rosja by wygrała, próbowałaby inkorporować Białoruś i Ukrainę w strukturę Federacji Rosyjskiej - czy bezpośrednio, czy poprzez traktaty, które by utrzymywały fikcję istnienia tych państw - zauważył.

Więcej w rozmowie.

PolskieRadio24.pl: Wojna Rosji przeciwko Ukrainie trwa już ponad rok. Jak w Pana ocenie można ocenić perspektywy tej wojny i jej stawkę?

Andrew Michta: Wojna, którą rozpoczęli Rosjanie, stanowi ogromne wyzwanie. Wiele problemów do rozwiązania wciąż przed nami.

To neoimperialna operacja Rosji, której celem jest odbudowanie strefy wpływów Moskwy.

Co prawda, Putin przeliczył się co do tego, jak szybko  chciał osiągnąć sukces. Na ten aspekt trzeba patrzeć w kontekście tego, co stało się w 2008 roku w Gruzji. Reakcja Zachodu była bardzo słaba. Podobnie, po aneksji Krymu, Zachód nie reagował prawidłowo. Nie było także właściwej odpowiedzi na masakry w Syrii. Po tym wszystkim Putin uważał, że Zachód nie jest w stanie odpowiedzieć na jego działania.

To znaczy: Putin się przeliczył, ale wiemy, że wciąż jesteśmy daleko od rozstrzygnięcia wojny.

Andrew Michta: Fundamentalne dla dotychczasowego przebiegu wojny na Ukrainie jest to, jak szybko Stany Zjednoczone zareagowały na tę inwazję. Dodajmy jednak i to, że bez Stanów Zjednoczonych żadne z państw europejskich nie byłoby w stanie podjąć tak szeroko zakrojonej operacji logistycznej, żeby wspomóc Ukrainę na taką skalę.

To oczywiście zmieniło również rolę Polski, dlatego że Polska jest w tej chwili kluczowym frontowym krajem sojuszu transatlantyckiego i bez Polski pomoc dla Ukrainy również nie byłaby możliwa.

Inwazja pociągnęła za sobą decyzję Skandynawów, Finlandii i Szwecji, by porzucić neutralność i stać się członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego. To rekonfiguruje całą architekturę bezpieczeństwa Europy.

Ja określam tę agresję jako wojnę transformującą obecny system bezpieczeństwa (system transforming war). To wojna, która zmienia cały system bezpieczeństwa, przede wszystkim w Europie, ale również globalnie.

Trzeba dodać, że teatr zdarzeń na Indopacyfiku i teatr zdarzeń w w Europie Wschodniej są ze sobą połączone poprzez sojusz chińsko-rosyjski.

Rosjanie i Chińczycy współpracują dlatego, że ich celem jest, choć z różnych powodów, dekompozycja istniejącego systemu bezpieczeństwa międzynarodowego i zmniejszenie roli Stanów Zjednoczonych.

W związku z tym stworzyli oni dwa kryzysy jednocześnie: jeden wokół Tajwanu, drugi wokół Ukrainy.

Byłem nieco zdziwiony, że Putin nie poczekał na Chiny, dlatego że słychać było zapowiedzi prezydenta Chin, iż zapewne do walki trzeba będzie ruszyć w 2027 roku. A tymczasem Putin ruszył pierwszy, nie czekając na Pekin. I doprowadziło to do politycznej unifikacji Europy i wzmocnienia sojuszu transatlantyckiego. Przypominało to wszystkim państwom w Europie że Stany Zjednoczone pozostają krytycznym elementem ich bezpieczeństwa.

Sojusz pozostaje w jedności, wspólnie odpowiada Putinowi. To, że sojusz jest zjednoczony, nie znaczy jednak, że wszystkie państwa mają taki sam apetyt na podejmowanie ryzyka.

To wciąż problem.

Kraje flankowe, takie jak państwa bałtyckie, Polska, Finlandia, są w pełni zaangażowane. Im dalej na zachód, tym bardziej maleje zaangażowanie, a zamiast tego widać próby znalezienia rozwiązania w formie negocjacji i w formie pokojowej. Uważam, że do negocjacji o pokoju jeszcze daleko, przede wszystkim dlatego, że w tej chwili Rosjanie nie są zainteresowani żadnymi negocjacjami.

Z drugiej strony, jakiekolwiek negocjacje w tej chwili w mojej ocenie nie byłyby przyjęte przez stronę ukraińską, dlatego, że byłoby to byłoby to de facto zwycięstwo Putina.

W tym momencie wojny, kluczem jest to, co robią sojusznicy. A najważniejsze z tego wszystkiego jest to, co będzie się dziać w Stanach Zjednoczonych podczas nadchodzącej kampanii prezydenckiej. Już przed nami prawybory prezydenckie. Sprawa Ukrainy została zaś do pewnego stopnia została upolityczniona w skrajniejszych kręgach sceny prawicowej, jak i lewicowej – można tam usłyszeć, że Stany Zjednoczone nie powinny wspomagać Ukrainy, że mamy inne problemy wewnętrzne, że mamy problemy na naszych innych granicach i tak dalej. Obawiam się zatem, że polityka zagraniczna administracji Bidena i jego decyzja o silnym wsparciu Ukrainy, stanie się elementem gry politycznej w następnych wyborach prezydenckich.

To może być poważne zagrożenie.

Tak, dlatego, że bez pomocy Stanów Zjednoczonych Europa, można powiedzieć, jest rozbrojona. Przez ostatnie 30 lat państwa europejskie zaniedbywały tę kwestię. Europa nie ma w swoich magazynach dostatecznej ilości sprzętu i przede wszystkim amunicji, żeby sprostać wymaganiom tej brutalnej walki, która w tej chwili ma miejsce na froncie. Wystarczy spojrzeć na wykorzystanie amunicji - w sierpniu w czasie tego szczytu swojego wysiłku ofensywnego Rosjanie wystrzeliwali 60 000 sztuk amunicji do haubic dziennie, a Ukraińcy mogli odpowiedzieć 5000-6000 sztuk. W tej chwili Rosjanie strzelają tak według różnych szacunków, około 20 000 sztuk amunicji dziennie, a produkcja w Stanach Zjednoczonych, na przykład amunicji do haubicy 155mm w tamtym okresie to było 15 000 sztuk miesięcznie. Zatem co Ukraińcy wystrzeliwali w dzień, to była 1/3 miesięcznej produkcji. Oczywiście USA podniosły obecnie produkcję amunicji, o 500 procent.

Poza tym Stany Zjednoczone mają głębokie zasoby, w przeciwieństwie do Europy, więc prezydent może wydobywać z nich sprzęt i amunicję. Europa takich możliwości nie ma.  

I Europa bardzo zbyt powoli w mojej ocenie przechodzi na produkcję zbrojeniową. A firmy zbrojeniowe nie zaczną produkować broni i amunicji w większych ilościach, jeżeli nie dostaną kontraktów.

Jeśli Stany Zjednoczone z jakichkolwiek powodów wewnętrznych podjęłyby decyzję o zmniejszeniu wsparcia Ukrainy czy o nawet całkowitym odcięciu wsparcia dla Ukrainy, bo i takie głosy się słyszy, choć są one marginalne, to w tej chwili Ukraina nie byłaby w stanie kontynuować walki

Ukraina potrzebuje bowiem broni, jak również pieniędzy na to, żeby utrzymać jej gospodarkę, którą Rosjanie niszczą nadal, jak tylko mogą, po to, żeby odebrać Ukraińcom możliwość walki.

Czytaj także:

***

Czyli jesteśmy w dość dobrym punkcie wyjścia, jeśli chodzi o szanse na wygraną, ale na horyzoncie widać poważne zagrożenia. To znaczy, po pierwsze, musimy zadbać o to, żeby USA kontynuowały wsparcie, po drugie, by także Europa była w stanie dostarczać Ukrainie potrzebnych jej zasobów. Chodzi o to, by Ukraina miała środki do walki bo Rosja przygotowuje się na długą wojnę.

Nasuwa się i inna refleksja: minął rok wojny, jednak do tej pory nie wiemy i chyba nie mamy planu tego, jak i kiedy wojna się skończy.

To jest bardzo ważne pytanie. Jeśli spojrzeć na politykę Stanów Zjednoczonych, a wydaje mi się, że jest to także i szeroki konsensus wewnątrz sojuszu, pierwszym punktem jest utrzymanie politycznej jedności zachodu w zakresie wsparcia Ukrainy. Nie wszystkie państwa od razu zdecydowały by tak postępować, ale sygnałem zmiany było np. przemówienie kanclerza Olafa Scholza o „Zeitenewende”. Punkt numer dwa tego konsensusu, jak się wydaje, to uniknięcie totalnej wojny między między NATO a Rosją bo to grozi ryzykiem użycia broni nuklearnej.

Po trzecie, państwa te dążą do tego, by Ukraina po wojnie pozostała państwem wolnym i suwerennym.

Jednak nie mamy na Zachodzie całkowitej jasności, jak to ma będzie wyglądać. Ukraina pragnie odzyskać wszystkie terytoria, ale nie jestem pewien czy tak widzą to wszyscy sojusznicy.

A odpowiedź, jaką słyszymy ze strony przywódców zachodnich, zwłaszcza prezydenta Bidena, jest taka, że będziemy stać obok Ukrainy jak długo trzeba i to Ukraińcy będą musieli zdecydować, jak ta wojna ma się zakończyć.

Jednak każde państwo ma swoje interesy. Wiele rzeczy może się zmienić, co do tego, co poszczególne kraje sojusznicze będą preferować w późniejszym czasie.

Niemniej jednak kluczowym elementem jest pokonanie sił rosyjskich na terytorium Ukrainy. Bez tego w mojej ocenie nie będzie żadnej dyskusji na temat jakiegokolwiek trwałego traktatu pokojowego.

Pomyślmy jednak, co byłoby, gdyby Rosjanie wygrali? Oni patrzą na tą wojnę jako na starcie z całym Zachodem, z USA. Ich narracja głosi, że jest to wojna cywilizacyjna.

A i Chińczycy przyglądają się temu wszystkiemu z bardzo dużą uwagą. Biorą pod uwagę, na ile zdeterminowany jest Zachód, by pozostać po stronie Ukrainy i pomóc jej zwyciężyć i z tego Pekin wyciągnie konsekwencje i wnioski jeśli chodzi o teatr Indopacyfiku.

Rosja, gdyby wygrała, stanęłaby na granicy NATO. Oceniamy, że odbudowanie armii zajęłoby Moskwie kilka lat. Jednocześnie marynarka wojenna rosyjska i lotnictwo są prawie nietknięte, w związku z tym w  przeciągu 3-4  lat mielibyśmy ryzyko szerszej wojny w Europie. Nie wykluczałbym, że Putin zdecydowałby się wtedy na ruch czy to przeciwko państwo bałtyckim, czy przeciwko Polsce.

Tak wiele zależy od wyniku tej wojny.

Wygrana Ukrainy i to, gdyby szybko odbudowała swoja gospodarkę i skonsoliowała swoje demokratyczne instytucje, doprowadziłoby w mojej ocenie do bardzo szybkiego załamania się dyktatury Łukaszenki na Białorusi.

Jeżeli Rosja by wygrała, próbowałaby inkorporować Białoruś i Ukrainę w strukturę Federacji Rosyjskiej – czy bezpośrednio, czy poprzez traktaty, które by utrzymywały fikcję istnienia tych państw.

A zatem, jest to wojna, która w mojej ocenie będzie definiować rozłożenie sił w Europie i globalnie przynajmniej na następne pokolenie.

Najbardziej niepokoi mnie to, że nie jest to komunikowane dostatecznie głośno obywatelom państw sojuszu i całego zachodu. A niestety te 30 tłustych lat po zimnej wojnie wyprodukowały raczej klasę menadżerską niż klasę przywódczą w Europie.

Niestety, tak jest i dotyczy to wielu środowisk.

W związku z tym napisałem niedawno o tym artykuł dla Wall Street Journal, gdzie nazwałem to „kryzysem niedowierzania.”

Bardzo trudno jest w niektórych stolicach przyjąć do wiadomości, że ten świat, który istniał już odszedł bezpowrotnie i trzeba będzie się przygotować na zupełnie nową erę, na konkurencję między mocarstwami.

A my jesteśmy w stanie de facto hybrydowej wojny z Rosjanami właściwie od 2007 roku, odkąd Putin na konferencji w Monachium powiedział, że rozpad Związku Radzieckiego to była największa geostrategiczna tragedia i spozycjonował Rosję przeciwko Zachodowi.

Widzimy obecnie różne kampanie, wiele szeroko zakrojonych operacji rosyjskich, operacji informacyjnych, próbę używania energetyki jako broni przez uzależnianie Europy od rosyjskiego gazu. To część tego samego wysiłku ze strony Rosjan, żeby powrócić do statusu imperialnego.

Patrzę na putinizm trochę przez pryzmat doświadczenia międzywojennych Niemiec. Pod koniec pierwszej wojny światowej stworzono w Niemczech narrację, że ta armia nie była pokonana, że była zdradzona przez polityków. To tak zwana legenda o ciosie w plecy, uderzenia sztyletem w plecy, tzw. Dolchstoßlegende

I to dało Niemcom resentyment i poczucie tego, że jeszcze raz muszą spróbować stać się wielkim mocarstwem, imperium.  Ten resentyment dał im Hitlera.

Narracja Putina przez ostatnie dwadzieścia lat jest tak naprawdę taka sama: że wielki naród rosyjski został zdradzony przez tchórzliwego Gorbaczowa, pijanego Jelcyna, polityków. Armia sowiecka nie została pokonana, bo nie było wojny.  A przecież Putin nigdy nie przyzna jak było naprawdę, to znaczy że Związek Sowiecki sie rozpadł bo nie był w stanie konkurować z Zachodem.   

Ważne jest to, żeby rosyjskie wojska zostały pokonane w wojnie na Ukrainie. Społeczność niemiecka po drugiej wojnie światowej zdała sobie sprawę, że nie jest imperium, że jest średniej wielkości państwem i kręgosłup niemieckiego imperializmu został złamany.

Rosja obecnie nie jest w stanie być „normalnym państwem europejskim”, dopóki nie dotrze do każdego obywatela Rosji. że era imperialna jest już przeszłością i że Rosja musi znaleźć sposób na funkcjonowanie w społeczności światowej, europejskiej czy euroazjatyckiej, w sposób, który odpowiada jej wielkości i możliwościom. Rosyjska Federacja to nie jest dawny Związek Sowiecki. Ma o połowę mniejszą ludność. Za czasów zimnej wojny Pakt Warszawski miał oprócz Armii Czerwonej także 54 dywizje z krajów okupowanej Europy Wschodniej, a Rosjanie stacjonowali w Niemczech.  

Co jest jednak niepokojące: ocenia się, że na Ukrainie zostało obecnie 27-29 milionów ludzi, Ukraina zatem walczy z państwem która ma prawie czterokrotnie więcej ludności. W przypadku wojny na wyniszczenie (tzw. war of attrition), Ukraina nie mogłaby stawić czoła Rosji.

Dlatego Ukraina potrzebuje nowoczesnych czołgów zachodnich, dalekoksiężnej artylerii i precyzyjnych pocisków, amunicji, samolotów, by prowadzić wojnę manewrową na jej własnych warunkach.

I dlatego też zachodnia opieszałość przy dostarczaniu pewnych systemów jest bardzo niebezpieczna,. Bo im szybciej Ukraińcy dostaną tę broń, tym mniej zniszczony będzie kraj, tym mniej będzie kosztować odbudowa Ukrainy. A Europa będzie mogła szybciej liczyć na fazę końcową w tym konflikcie. Im dłużej zwlekamy, tym większe będą koszty tej wojny.

Zachód jest opieszały, tak jakby liczył na to, że Rosja się zniechęci. Niestety, to się nie stanie. Apetyt Rosji rośnie, szuka nowych celów agresji. Ważne jest, by postawić pytanie, czy zrobiliśmy wystarczająco dużo? Czy przyszłemu pokoleniu wystarczy to, co robimy teraz? Czy zaniedbania nie są drogą do porażki? Czy nie powinniśmy robić więcej, jeśli chodzi o rozmontowanie rosyjskiego imperializmu?

Wiele mówi się o wprowadzeniu Ukrainy do Unii Europejskiej.

Dla mnie to nie jest postawa, w której mówi się o najważniejszym temacie.  Najważniejszy temat to bezpieczeństwo Ukrainy.

Ukraina nigdy nie zostanie odbudowana, dopóki nie będzie zagwarantowane jej bezpieczeństwo. Żaden prywatny biznes nie zainwestuje pieniędzy w państwo, które jest ciągle zagrożone zniszczeniem i następną wojną. W związku z tym od jakiegoś już czasu jestem adwokatem tego, że Ukraina musi wejść do Sojuszu Północnoatlantyckiego. I proszę pamiętać, że Ukraina ma w tej chwili najsilniejszą armię w Europie, nie tylko, jeżeli chodzi o wielkość i sprzęt, ale także praktykę.

To jest armia, która bardzo dobrze się sprawdziła w boju. Do tego koszt odbudowy Ukrainy musi obejmować także koszt utrzymania armii, która jest w stanie odstraszać następne zakusy Rosji przeciwko Ukrainie.

Zatem uważam, że przywódcy zachodni powinni podjąć rozmowę na temat tego, w jaki sposób zakotwiczyć Ukrainę w sojuszu.

Są różnego rodzaju propozycje. Ja jestem zwolennikiem pełnego członkostwa Ukrainy w sojuszu.

Gdy spojrzymy na Finlandię  na Szwecję, te państwa jasno zrozumiały, że tylko gwarancja artykułu piątego Traktatu Waszyngtońskiego daje im gwarancje bezpieczeństwa i że bycie partnerem sojuszu niczego nie gwarantuje, bo wszak Ukraina została zaatakowana.

Jakie skutki może mieć opieszałość Zachodu?

Każda wojna ma nie tylko wymiar zasobów, operacyjny, taktyczny planowania i wyszkolenia wojska, ale ma też element czasowy, jak to nazywam: temporalność.

Uważam, że w tej chwili Ukraina znajduje się w sytuacji, w której jest w stanie zadać mocne ciosy armii rosyjskiej i i pokonać ją na polu bitwy przy założeniu, że dostanie sprzęt taki, jaki potrzebuje.

Natomiast, czy będzie w takim samym położeniu, powiedzmy za rok?

Czy sytuacja międzynarodowa będzie tak wyglądać, w sensie wsparcia Ukrainy?

Tego nie wiemy.

Dość niedawno wypowiadał się na ten temat dyrektor CIA William Burns, powiedział, że w jego ocenie następne 6 miesięcy będzie krytyczne dla Ukrainy.

I proszę sobie wyobrazić, jakie skutki miałoby to dla sojuszu, gdyby Ukraina przegrała, dlatego że sprzęt nie został dostarczony na czas.

Można wyobrazić sobie, jaki wpływ wywarłoby to na państwa flankowe, na państwa bałtyckie, Finlandię, Polskę i na ich relacje  z Niemcami, Francją.

Zwycięska Rosja wtedy staje się bezpośrednim zagrożeniem dla państw flankowych. I gdyby Ukraina upadła, Polska byłaby w takiej samej sytuacji, w jakiej były Niemcy Zachodnie w czasie zimnej wojny, czyli byłaby państwem frontowym w pełnym tego słowa znaczeniu.

Przegrana Ukrainy osłabiłaby spójność NATO, a przez to rownież pozycja państw „nieflankowych” w systemie międzynarodowym by znacznie by się pogorszyła. Ich zależność  od Rosji by się zwiększyła, nie mogłyby rozmawiać z Rosją na tej pozycji, jak obecnie i tak naprawdę same stałyby się zagrożone.  

Putin próbowałby odtworzyć swoją strefę wpływów. Starałby się zrekonstruować zależności energetyczne.

Dla przykładu, w 2014 roku Niemcy były w 35 procentach były zależne od rosyjskiego gazu, a tuż przed wybuchem wojny dochodziło to do 60 procent. Niemcy zamykały trzy pozostałe reaktory nuklearne.

Europa musi przeprowadzić bardzo poważną rozmowę wewnątrz zarówno struktur państw narodowych, jak i unijnych, czy można rzeczywiście prowadzić politykę energetyczną, czy w ogóle jakąkolwiek politykę ekonomiczną, oddzielając ją od pryncypiów bezpieczeństwa narodowego.

Gdyby Nord Stream 2 był działał, Rosja byłaby największym dostawcą energii do Europy, a Niemcy stałyby się największym dystrybutorem rosyjskiego gazu w Europie. A to stwarzałoby natychmiast zależności i wpływ Rosji by się powiekszał. 

Berlin uważał, że z Rosjanami można utrzymywać relacje z pomocą środków ekonomicznych i politycznych, a nie naciskając na sprawy twardego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa wojskowego – taka polityka się po prostu zawaliła 24-ego lutego 2022.

Drugim bardzo ważnym elementem są Chiny. W wymiarze geograficznym oczywiście są bardzo daleko od Europy.

Jednak w sensie inwestycji, zakupów krytycznej infrastruktury europejskiej, są coraz bliżej. Niedawno 20 procent portu w Hamburgu zostało przyjęte przez koncern logistyczny Cosco. Chiny przejęły szereg portów w Europie, farm wiatrowych, telekomunikacji.

Ważny przykład to dawna niemiecka firma KUKA Robotics, jedna z czterech najbardziej nowoczesnych firm produkujących przemysłowe roboty, przejęta przez Chińczyków w 100 procentach.

Widzimy zatem chińskie wpływy wewnątrz Europy. Europa, jak Stany Zjednoczone, polega w dużym do w dużym stopniu na chińskim rynku, na inwestycjach w Chinach, przenosząc tam całe linie produkcyjne i na tanich podkomponentach do produkcji gotowych produktów w Europie.

Zatem nie tylko chodzi o relacje z Rosją, a również chodzi o to w jaki sposób Europa ułoży sobie relacje z Chinami.

Proszę pamiętać, że Chiny są uważane przez Waszyngton za głównego adwersarza, w dokumentach określanego jako „pacing threat” i o wiele bardziej groźnego dla Stanów Zjednoczonych niż Rosja.

I w związku z tym stosunki ekonomiczne z Chinami, czyli dalsze przesyłanie tam technologii, pieniędzy z Europy i tak dalej spotka się z coraz większym oporem ze strony amerykańskiej. My ograniczamy dostęp Chińczyków do naszej bazy technologicznej R&D  i będziemy oczekiwali czegoś bardzo podobnego od naszych sojuszników.

Co trzeba zrobić, by wykorzystać czas, który mamy, okno możliwości, w którym Ukraina może zwyciężyć? Co zrobić, żeby to wszystko się dobrze skończyło?

Najważniejszą rzeczą jest to, że Europa musi się uzbroić. Mówię to wszystkim w Europie.

To rozbrojenie, które miało miejsce przez ostatnie trzydzieści lat, musi być zatrzymane i ten proces musi być odwrócony. Sytuacja jest bardzo zła, zwłaszcza jeśli chodzi o poszczególne armie.

Armia niemiecka jest tego przykładem - Bundeswera jest cieniem tego, czym była w czasie zimnej wojny. To jednak tyczy się i Brytyjczyków, gdzie armia jest bardzo mała i potrzebuje modernizacji.

To samo tyczy się Francuzów. Polska w tej chwili podejmuje ogromny wysiłek, żeby odbudować zaniedbania tych ostatnich trzydziestu lat.

Stany Zjednoczone czeka bardzo poważny sztorm, tak powiem metaforycznie, na Indo-Pacyfiku, jeśli chodzi o Taiwan i relacje z Chinami. Europa musi zbudować, w mojej ocenie, konwencjonalne siły na poziomie, w którym jest w stanie być trzonem odstraszania na teatrze europejskim oczywiście, przy nadal istniejącym w sojuszu z USA i parasolu nuklearnym NATO i tym, co w USA nazywamy „high-end enablers”, czyli najważniejszymi technologiami wojskowymi.

Jednak Europa musi podjąć wysiłek zbudowania armii konwencjonalnej, bo USA będą przyciągane coraz silniej do Indo-Pacyfiku.

To potrwa w mojej ocenie przynajmniej dziesięć lat i Stany Zjednoczone są w mojej ocenie zdeterminowane, żeby pozostać tutaj w charakterze pomostu, do tego czasu aż Europejczycy odbudują swoje środki militarne, ale jeżeli tego nie zrobią, to podejrzewam, że Kongres za jakiś czas może różnie na to reagować.

Nie wolno tracić czasu, każde państwo,  każdy rząd europejski powinien zainwestować w odbudowywanie środków wojskowych. Sojusz pracuje w tej chwili nad nowymi planami operacyjnymi. To również będzie wymagało wysiłku poszczególnych państw już na konkretnych obszarach. Europa powinna przestać mówić w kategoriach, ile procent PKB wydaje się na obronę, tylko jakie konkretne zdolności wojskowe są tworzone. Bo wojny się nie prowadzi poprzez procenty PKB,  tylko to się je prowadzi konkretnymi środkami wojskowymi, bronią, amunicją i innymi środkami.

 

***

Prof. Andrew Michta jest dziekanem Kolegium Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa (College of International and Security Studies) w George C. Marshall European Center for Security Studies w Garmish w Niemczech. Poprzednio był profesorem katedry Bezpieczeństwa Narodowego w amerykańskim Morskim Kolegium Wojennym (Naval War College) w Newport i analitykiem (senior felllow) w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (Center for Strategic and International Studies - Europe Program) w Waszyngtonie, a także Center for European Policy Analysis w Waszyngtonie.

***

Nasz Rozmówca zastrzegł, że wypowiedział się w powyższym wywiadzie we własnym imieniu, a wyrażone opinie nie mogą być automatycznie utożsamiane ze stanowiskiem Departamentu Obrony USA, administracji Stanów Zjednoczonych, czy George C. Marshall European Center for Security Studies. 

***

Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

***


Polecane

Wróć do strony głównej