Marsz opozycji czy marsz Tuska? Lider PO ograł antyrządowych sojuszników, ale "nie powiedział nic przełomowego"

2023-06-05, 21:45

Marsz opozycji czy marsz Tuska? Lider PO ograł antyrządowych sojuszników, ale "nie powiedział nic przełomowego"
Donald Tusk i Rafał Trzaskowski podczas marszu 4 czerwca w Warszawie. Foto: PAP/Paweł Supernak

- Ten marsz niewiele zmieni, choć wzmocni pozycję Donalda Tuska w ramach opozycji. Proszę przyjrzeć się strukturze tego wydarzenia. Lider PO wystąpił zarówno na początku, jak i na końcu. Cały marsz toczył się wokół niego, wszystko inne było ilustracją - powiedział portalowi PolskieRadio24.pl politolog prof. Kazimierz Kik, odnosząc się do marszu Platformy Obywatelskiej, który 4 czerwca przeszedł ulicami Warszawy.

- Wierzę w to, że ten ogrom ludzi, to morze głów, biało czerwonych sztandarów jest dzisiaj w Warszawie, ponieważ uwierzyliście w zwycięstwo - mówił w niedzielę na placu Zamkowym Donald Tusk. - Ważniejsze od słów jest to, że dzisiaj Polska, Europa, cały świat nie tylko zobaczyli, ale i usłyszeli, że jeszcze Polska nie zginęła - kontynuował z patosem były premier.

Marsz miał dla niego znaczenie szczególne. Za jego sprawą umocnił bowiem swoją pozycję w formacji opozycyjnej, marginalizując innych jej liderów.

- Z całą pewnością ten marsz wzmocni pretensje Donalda Tuska do supremacji i kierowania całą opozycją - ocenia w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Marek Jurek, były marszałek Sejmu, obecnie publicysta.

- Ideą marszu było wydostanie Donalda Tuska z zapaści - uważa z kolei prof. Kazimierz Kik, politolog. Można zaryzykować tezę, że przewodniczący PO niczym rutyniarz rozegrał inne ugrupowania opozycyjne. - Posłużono się niektórymi politykami, np. wożąc ich w trakcie wydarzenia autokarem. To było tło. Bohaterem sceny był Donald Tusk - zaznacza politolog.

Marsz Platformy

Politycy innych ugrupowań opozycyjnych wprawdzie na marszu się stawili - Donald Tusk nie pozostawił im zresztą innego wyboru, albowiem gdyby tego nie zrobili, opowiadano by zapewne, że rozmywają jedność opozycji. Jednakże w niedzielę próżno można było szukać choćby wspólnych wystąpień szefa PO z liderami innych ugrupowań.

Sprawdziła się prognoza prof. Antoniego Dudka, politologa i historyka z UKSW w Warszawie, który w wywiadzie dla Klubu Jagiellońskiego, opublikowanego w przeddzień marszu, powiedział, że "Tusk z 4 czerwca uczynił marsz Platformy, wobec którego inni politycy mogą złożyć hołd lenny albo być uznani za dezerterów".

- Donald Tusk mógł to zrobić zupełnie inaczej, ale rzeczywiście byłoby to niezgodnie z jego modus operandi. Mógł zadzwonić do Hołowni, Kosiniaka i Czarzastego. Powiedzieć: "Słuchajcie. Nie idziemy na jednej liście, boleję nad tym, trudno. Zróbmy jednak coś wspólnego [...] Wystąpmy na wspólnej konferencji prasowej, zaprośmy na 4 czerwca, a późnej każdy na wiecu powie, jak wyobraża sobie Polskę po PiS-ie" - mówił prof. Dudek.

Dodał, że "niektórzy dziwią się, dlaczego PSL-owi lub Polsce 2050 jest nie po drodze z Tuskiem", tymczasem - jak stwierdził politolog - jest on "politycznym kilerem".

Polityczna presja i podmiotowość

Marek Jurek zwraca uwagę, że Donald Tusk wywarł skuteczną presję na liderach innych ugrupowań opozycyjnych, aby wzięli udział w marszu. - To się powiodło. Udało mu się wylansować to wydarzenie jako generalny protest opozycji przeciwko obecnym rządom w Polsce - mówi były marszałek Sejmu.

- Ale nie sądzę - kontynuuje - aby ten marsz wpłynął na innych liderów opozycji w taki sposób, by zrezygnowali z podmiotowości. Tym bardziej że jest to kwestia nie tyle ambicji osobistych, ile - jak w przypadku PSL - kwestia istnienia tej partii jako podmiotu - podkreśla publicysta.

Dlatego - jak dodaje Marek Jurek - polityczne ambicje Donalda Tuska spotkają się ze sprzeciwem PSL i Lewicy, choć np. już stanowisko Szymona Hołowni jest niepewne.

- Nie sądzę, by PSL, który ma dużą podmiotowość organizacyjną, definitywnie z niej zrezygnowało. W praktyce oznaczałoby to podporządkowanie się wspomnianym aspiracjom Donalda Tuska, który chce być liderem całej opozycji. Właśnie tego lider PO i jego zwolennicy będą się jeszcze mocniej domagać - mówi Marek Jurek, zaznaczając, że ostatnie wybory europejskie były dla takich ugrupowań jak PSL cenną lekcją, która pokazała, że rezygnacja z podmiotowości wyborczej może grozić zanikiem partii.

"Ten marsz pogłębił podział"

Prof. Kazimierz Kik ocenia, że o ile przywódcy opozycji mają demokratyczne prawo, by organizować tego rodzaju wydarzenia, o tyle marsz 4 czerwca może mieć negatywne konsekwencje. - Społeczeństwo polskie jest głęboko podzielone. Sądzę, że ten marsz, który miał instrumentalne zadanie wzmocnienia pozycji Donalda Tuska w walce wyborczej, jest jednym z elementów pogłębiających podział polityczny w społeczeństwie - mów politolog.

- Co by było, gdy strona rządowa chciała pójść tropem Donalda Tuska i za tydzień czy dwa również "wyprowadziłaby" na ulice - przeciwko Tuskowi, PO i jej elektoratowi - kilkaset tysięcy ludzi? Przecież też byłaby w stanie to zrobić. Czy tak ma wyglądać demokracja, żeby szczuć jedną część społeczeństwa na drugą? - mówi z goryczą w głosie prof. Kik.

Według politologa niedzielny "marsz, windujący popularność Donalda Tuska, pogłębił podział polityczny w Polsce, ponieważ dla zwolenników PiS był on swoistym wyrazem prowokacji". - Na marszu głoszono hasła, których przekaz można odebrać następująco: "nam nie podskoczycie, to tutaj jest Polska, my nią jesteśmy, a wy to jesteście putinowcy" albo nie wiadomo jeszcze kto; każdy sobie dopowie - dodaje profesor.

- Ja nie wiem, czy politycy nie zdają sobie sprawy z dwuznaczności niektórych postulatów i haseł? - pyta retorycznie.

Dwie strony medalu

Zdaniem politologa marsz 4 czerwca był udany pod względem organizacyjnym, ale nie wniósł nic nowego pod względem merytorycznym, programowym, ideowym.

- Z jednej strony, było to udane wydarzenie opozycji. Z drugiej strony, zobaczymy, jakie będą jego konsekwencje, czy np. wpłynie na liderów pozostałych ugrupowań opozycyjnych, kiedy zdadzą sobie sprawę, że zostali potraktowani jak pionki. Poza tym Donald Tusk podczas marszu praktycznie nie wprowadził nic, co by było nowe, przełomowe, rewolucyjne. Nic takiego nie zostało powiedziane ani zapowiedziane - zauważa prof. Kazimierz Kik.

Ponadto zastanawia się, czy marsz nie był falstartem, jako że odbył się przed wakacjami, podczas których ludzie myślą o zupełnie innych sprawach.

Do kwestii programu opozycji, a właściwie zastępowania go narracją anty-PiS, odniósł się również Marek Jurek.

- To jest problem opozycji. Co więcej, nie trwa on od kilku miesięcy, ale tak naprawdę od trzech lat. Mówimy o okresie zbiegania się programów PO i Nowej Lewicy. Oczywiście pozostają pewne niuansowe różnice, ale kierunki - w jakich podążają te ugrupowania - zbiegają się - komentuje Marek Jurek.

I dodaje: - Z kolei PSL bardzo chciałoby zaakcentować swoją podmiotowość, ale pojawia się pytanie, na ile koalicja z Polską 2050 będzie spójna. To jest wielki znak zapytania - podkreśla były marszałek Sejmu.

Czytaj także:

Łukasz Lubański

Polecane

Wróć do strony głównej